Tomto, fajnie napisane.
Ten wątek pojawił się w wyniku dyskusji po filmie reklamowym pokazującym przejście bez asekuracji Drogi Motyki na Zamarłej Turni i może nie do końca w samym brzmieniu tematu ten kontekst jest jednoznacznie oddany, w tym moje słowa
jakie znowu "poznanie siebie", jakie znowu granice.
Ale może i lepiej, watek jest bardziej pojemny.
To co opisałeś wyżej jest dla mnie w większej części czymś w rodzaju obrony
"sensu uprawiania wyczynowego sportu amatorskiego", być może w dość szczególnym odniesieniu do wspinaczki w szczególności. No rzeczywiście sam uważam, że wspinaczka jest dość specyficznym i naprawdę fajnym zajęciem, o wiele ciekawszym niż np. tak popularne ostatnio bieganie, pozostaje jedynie ubolewać na liczbę skał i gór w Polsce, co zwłaszcza jak się mieszka w Warszawie czuję się dość mocno.
Natomiast właśnie kiedy dochodzimy do kwestii żywca i ryzyka sprawa się jednak komplikuje i krytyka wyrażona moim zdaniem jak wyżej w mocy jednak pozostaje.
Wspinając się nawet w górach na własnej asekuracji, pomimo oczywistego ryzyka, jednak pozostaje nam wciąż w jakimś stopniu przynajmniej symbolicznie "wyrażona troska" o pozostawienie sie przy życiu, chociaż czasem wyrażona jest niepewną kostką pięć metrów pod nogami, ale mimo wszystko włożoną z tą myślą, żeby zadziałała w razie potrzeby.
Przy solówce stawiamy sprawę inaczej: jak odpadnę to się zabiję. Nie chodzi mi tu o sytuację: "przestaję się asekurować, bo to zwyczajnie starciło to sens", zwłaszcza w górach to dosyć naturalne zjawisko, kwestia decyzji która ma sytuację poprawić, bo próby asekurowania sie ją pogarszają, np, z powodu nadchodzącej nocy w zimie. Chodzi mi o celową decyzję: chcę się wspinac na zasadzie błąd=śmierć.
Jakie tak naprawdę "granice" przekraczamy i w jakim sensie się poznajemy?
Niestety rzeczywiście mam zamiar zanegować trzy tezy jakie się pojawiły:
a) Że wspinaczka bez asekuracji (solówka) istotowo bardziej niż wspinaczka z ryzykowną asekuracją przyczynia się do jako takiego, rozumianego dosłownie, "poznania siebie", czyli odpowiedzi na pytanie czy "strach sparaliżuje moje działania".
b) Że solówka przyczynia się do "przekraczania własnych ograniczeń", czy też w jakikolwiek sposób jest tychże ograniczeń przekroczeniem.
c) Że owe konkretne "szczególne doświadczenia z solówki" mają jakieś szczególne przeniesienie na jakikolwiek inny aspekt tak zwanego "codziennego życia", czyli np. tak jak napisałeś, że " potrafię się opanować w podobnie umiarkowanych trudnych sytuacjach i wyjść cało z opresji" ma jakiś związek z odbytymi wspinaczkami na żywca.
Póki co - TBC