Co do Hajzera- chłop właściwie sam ciągnie ostatnio polską działalność w górach wysokich (poza nim właściwie mamy jeszcze tylko Kingę Baranowską kolekcjonującą 8-tysięczniki).
To do czego bym się przyczepił w to... brak polotu w doborze celów.
Ten zarzut dotyczy zresztą całej obecnej polskiej działalności w górach wysokich.
Sprowadza się ona generalnie do rzeźbienia normalnych dróg na 8-tysięcznikach i na pięciu 7-tysięcznikach byłego Sojuza (dzięki czemu dorobiliśmy się kilku Śnieżnych Panter).
Trudno nawet mówić o samodzielnym alpiniźmie w przypadku tych szczytów- na tych drogach praktycznie nigdy nie jest się samemu.
Nawet jeżeli trasa nie jest wyraźnie przedeptana, to dokładne schematy można bez problemu znaleźć w internecie, miejsca pod obozy są wyznaczone, a często już przygotowane. Ciąg poręczówek i traserów wyznacza drogę, a jeżeli nawet nie (choćby na zimowym Broad Peaku), to ich resztki również stanowią istotne ułatwienie.
Sytuacje gdy mieliśmy ostatnio polskie wyprawy "sam na sam" z górą/drogą powyżej 7000 metrów można policzyć na palcach jednej ręki (zwłaszcza po śmierci Piotra Morawskiego).
Przychodzą mi do głowy jedynie wyprawy na Gauri Shankar South, Kampire Dior, Passu Sar, jubileuszowa wyprawa na Nanda Devi East czy ambitna próba wejścia ścianowego na Khunyang Chhish East- wszystkie ostatecznie nieudane (tak na marginesie: Kiedy ostatnio mieliśmy udane ścianowe wejście na 7-tysięcznik? Albo jakąś nową drogę na szczyt tej kategorii?).
Pozostała część działalności eksploracyjnej i sportowej kończy się w najlepszym wypadku na poziomie 6000m.
W sumie to i tak należą się brawa grupie zapaleńców to realizujących- za oryginalność i wyobraźnię. Z tego punktu widzenia nie przeszkadza mi nawet koloryzowanie trudności swoich dróg przez Dejwa K. Ważniejsze że chce mu się wyszukiwać takie niestandardowe cele jak Lotos Peak (5620m).
A przecież jest jeszcze tak wiele pięknych siedmiotysięczników, gdzie miejsca na nowe drogi jest mnóstwo (Khunyang Chhish, Kanjut Sar, Yukshin Garden Sar, Shispare, Rakaposhi, Chogolisa, Kanjut Sar, Masherbrum, Baintha Brakk, Latok I i II, Annapurna II, Annapurna South, Jannu, Chomolhari, Gauri Shankar (moje marzenie z gatunku tych nierealnych), Menlungtse, Ganesh I, Ganesh II (drugie nierealne marzenie), Langtang Lirung, Gyala Peri i Namcha Barwa (czyli nierealne marzenia nr 3 i 4)). Nawet wejście drogą normalną na któryś z tych szczytów miałoby niemal kompletnie dziewiczy charakter i wymiar sportowy większy od niejednego ośmiotysięcznika.
Nie wspominam już, że pozostało jeszcze dwanaście samodzielnych, kompletnie dziewiczych 7-tysięczników do zdobycia: Gasherbrum V (7147m), Praqpa Kangri (7134m), Mandu Kangri (7127m), Link Sar (7041m)- w pakistańskiej części Karakorum; Thulagi Chuli (7059m) - Nepal (rejon Manaslu); Lapche Kang II (7250m)- w Tybecie (niedaleko Cho Oyu); Shudu Tsenpa (7024m) - pogranicze Tybetu i Sikkimu (Indii); Sanglung (7095m) - Tybet (rejon Namcha Barwa); Gangkar Puenzum (7570m), Karjiang I (7221m), Tongshanjiabu I (7207m), Zongophu Kang (7047m- na ten szczyt mógłbym pokusić się wejść- ze zdjęć i GoogleEarth wynika że od strony pólnocnej to nawet nie bałucha, a wręcz placek
) - rejon pogranicza Tybetu i Bhutanu; wymieniłem tylko te o MDW>500m, lista niezdobytych siedmiotysięczników o MDW>150m tutaj:
http://library.kiwix.org:4217/A/H%C3%B6 ... 0Berg.html , chociaż już nieaktualna- Saser Kangri II został zdobyty w tym roku, a Chong Kumdan Ri II w 2008r.
Z trochę niższych, ale bardzo ciekawych celów zostały np. niemal siedmiotysięczny, piękny Nyegyi Kangsang (6983m)- granica Tybetu i Indii (Arunachal Pradesh), czy tajemniczy La Yongma Ri (6828m)- rejon lodowca Siachen- Indie (nie znalazłem zdjęć w sieci, ale na Google Earth wygląda imponująco).
Wspaniałe 5 i 6-tysięczniki czekają w chińskiej części Tien-Shanu (niedawno pisano o pierwszym przejściu pólnocnej ściany Sulamar (5380m) - takich pięknych szczytów jest tam więcej).
Może byłoby warto postarać się o pozwolenie na któryś z tych szczytów?
Tym bardziej że istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaną "wykoszone" w najbliższych kilku latach (Chiny otwierają się coraz bardziej, także sytuacja w rejonie lodowca Siachen zdaje się stopniowo normować).
Podejrzewam, że za koszt jednego Makalu normalną drogą, można by zorganizować kilka takich eksploratorskich wypraw na niższe szczyty.
A efekt "szkoleniowy" niekoniecznie musiałby być gorszy.
Wysokości może mniejsze, ale konieczność całkowicie samodzielnego prowadzenia drogi na szczyt bardzo "edukacyjna".
Wystarczy sobie zresztą przypomnieć jak wyglądała polska sportowa działalność w Hindukuszu i innych górach wysokich w latach 70-tych, i jakie to miało przełożenie na to co się działo później- w latach 80-tych.