To ja rozumiem - że nie o Makalu pisałeś, jednakże to właśnie sprawa Makalu nadal ludzi interesuje.
Magda o tym gostku co to go ściągali to pisała w kontekście grupy opolskiej - a nie o tym swoim partnerze.
Zresztą - nie jest to jakoś bardzo istotne. Tak sobie przypomniałam o sprawie - jak wspomniałeś o dziewczynie - no bo wiadomo - raczej łatwo wykoncypować - że to o nią Ci chodziło.
Od północy są dwie wielkie agencje, od południa też tam pewnie kilka. No i cała masa drobnych, która korzysta z usług miejscowych.
Różnica pomiędzy 7 summit a innymi jest tam taka, że Nepalczycy, którzy dla nich pracują to część tej firmy - cały czas te same osoby, które nawet na kurs rosyjskiego są posyłane.
"Gałązka" nepalska - to jakby ich wspólnicy. No i w związku z tym im zależy. Bo mają co roku dużą grupę i co roku pewną kasę od przewidywalnego gościa - który zajmuje się dowodzeniem wyprawą i kierowaniem. To jest w moim przekonaniu kluczowe w tamtych warunkach - osoba tzw lidera - czy jak go tam zwał.
Jeśli ów nie panuje nad wydarzeniami i daje rządzić Szerpom, przy czym jeszcze jest na tyle zadufanym (...), który zakłada, że ludzie jadą z nim na wyprawę tylko po to żeby sobie posiedzieć w messie w jego fantastycznym towarzystwie i posłuchać opowieści o Annie, której nie cierpi, a teraz pewnie i Iwonie i innych durnych babach
)) oraz o reduktorach w plecaku... - no to efekty są zawsze marne.
Oprócz tego tak duża wyprawa ma dodatkowych przewodników, westmenów czy Rosjan którzy już tam byli.
W 7-summit jest to jeden przewodnik na 5-ciu klientów.
I radia tam działają. Akurat ich atak szczytowy obserwowałam - z ich bazy. Byłam pod wrażeniem.
Cały czas było wiadomo kto gdzie jest, jak idzie, jak sobie radzi.
Na każdy problem Alex i Mingma reagowali wydając stosowne polecenia przez radio - np. zawracając jednego z Szerpów z dodatkowym tlenem pod górę, kiedy już z prostego rachunku czasu wynikało, że Leila będzie schodziła na oparach. Zresztą Leila by nie weszła bez Sergieja. Laska, która wcześniej była na Kilimandżaro i chyba nigdzie więcej w swoim życiu.
Jest przede wszystkim jakiś jasny plan - a nie improwizacja. Jest też umowa - bardzo szczegółowa, co też się "należy" - ile butli - w jakim obozie, gdzie namioty, gdzie śpiwory, że Szerpa, że przewodnik itp. ...
Co roku zresztą w zasadzie ten plan i sposób działania jest identyczny - około 5-go maja +-kończy się etap aklimatyzacji grupy, 9-go jest impreza w BC, potem wszyscy jadą do Thingri i wracają na atak szczytowy. Nic skomplikowanego - więc pytanie tylko - dlaczego my tak nie robiliśmy.
I u nich wchodzą wszyscy, którzy nie zachorowali, - w liczbie - dwudziestu paru osób w 2012 roku - a u nas nikt...oprócz organizatora
No to jest curiosalne wydarzenie - nie wiem czy był taki drugi przypadek pod tą górą - nie sądzę, bo westmeni - to takiego organizatora by zagryźli i z torbami puścili. U nas jeszcze i tak ma luz.