Jak to południowcy, kochający góry powinniśmy udać się jeszcze bardziej na południe, ku górom. My na przekór wszystkiemu, udaliśmy się w góry, podążając na północ. I coś tam znaleźliśmy.
Pierwszego dnia w klasycznym stylu, bez oblężenia, zdobywamy chęcińską górę zamkową (360 m.n.p.m), dobijając wysokości wchodząc na skrajną wieżę, walcząc tam niepojednanie na krętych schodach z mijającą się ludnością.
Przed:
Po:
Kierując się sukcesem i mając jako taką aklimatyzację, atakujemy z sukcesem kolejny niełatwy szczyt, gdzie w kulminacyjnej części, znów przeciskamy się przez tłumy wymachujące groźnie reklamówkami, wśród ryku nieposłusznych latorośli i wielkoformatowych opasłych matron.Meldujemy się przy 151 metrowym przekaźniku, gdzie w jego miejscu znajduję się najwyższa kota tego wzniesienia.
High Peak 595 m.n.p.m
Na deser zostawiamy punkt gdzie wyżej nie można w tej szerokości geograficznej. Łysica (612 m.n.p.m), bo o niej mowa, spowita we mgle, przyprawia nas o dreszcze. Zaprawieni, gnamy słusznym krokiem, mijając obrazki jak z letnich tatrzańskich szlaków, czy wysłuchując mimochodem dialogów o niewiedzy gdzie się jest, po co się tam idzie i skąd. Niezwykłe to miejsce, pełne ludzkiej magii. Docieramy na szczyt, sesja zdjęciowa, mrok na górze straszny, pośpiesznie więc zbiegamy w dół, by za to wszystko napić się dobrze schłodzonego piwka.