Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://forum.turystyka-gorska.pl/

Satan! Satan! Satan!
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=9459
Strona 1 z 2

Autor:  Mooliczek [ Pn kwi 12, 2010 12:56 pm ]
Tytuł:  Satan! Satan! Satan!

Sytuacja wyjściowa była następująca:
Trzy miesiące bez żadnej sensownej akcji. Trzy miesiące melanżu, tudzież innych typowo (nie)górskich zajęć. Zima 09/10 wpędziła nas w marazm, do którego droga prowadziła przez zniecierpliwienie, złość, zrezygnowanie, depresję, nadzieję, wściekłość, wesoły sceptycyzm, kompletną ignorancję i ogólny brak motywacji. Jak się ma do dyspozycji tylko weekendy, to trzeba jednoznacznie powiedzieć – to był sezon ogórkowy. I to skisły, aż człowieka krzywiło.

„Będą waruny, będą waruny, będą wa…”

Na początku tygodnia strona startowa gugli ustąpiła miejsca prognozującej pogodę w Tatrach. Już nie sprawdzaliśmy jej raz, dwa razy dziennie, tylko raz, dwa razy na godzinę. Nastroje zmieniały się sinusoidalnie, ale im bliżej weekendu, tym amplituda była większa. Emocje jak przy oglądaniu serialu brazylijskiego! W międzyczasie odprawiamy gusła i inne pogańskie obrządki, mające za zadanie sprowadzić sensowną pogodę. Zdawaliśmy sobie sprawę, że niektórzy całe życie czekają na warunki, ale ileż można??

Wreszcie, piątek rano i decyzja: jedziemy. Zobaczymy, co będzie – na miejscu, a nie zza szybki monitora. Cóż…a w drodze „na miejsce” leje, jak z cebra. „No bomba – u góry pewnie na… naparza śniegiem. Będzie miło.” – skwitowaliśmy z Igim, jadąc na spotkanie z Jck i Radkiem, w kierunku Popradzkiego Plesa.

Z parkingu wychodzimy parę minut po 4tej. Mgła i temperatura w plusie. Jeśli pojawia się śnieg – to w formie ciężkiej, mokrej breji. Przy rozwidleniu szlaków na Wagę i Koprowy, odbijamy w lewo. Po drodze mgła opada, ale chmury nadal przysłaniają najwyższe punkty Grani Baszt. Mimo to, w końcu możemy dopatrzyć się naszego celu, do którego przystawiamy się od początku roku: Czerwony Żleb.

Obrazek

Niepewność co do warunków utrzymywała się aż do tamtej chwili: czy będzie wystarczająco zaśnieżony? Czy i gdzie pojawi się lód? Ciekawość. Latem, to 14 progów skalnych, wycena IV. Zimą – w skali skitourowej – S6. Ale teraz, patrząc z daleka – wyglądał bardzo interesująco. Przynajmniej nie było widać odsłoniętych skał – to już dużo. Po progu w Karczmarzu byliśmy przygotowani na rzeźbienie….

Napieranie

Pogoda – póki co – nie napawa optymizmem, ale jak zębami krawężnika, trzymamy się ostatnich konsultowanych prognoz pogody: rano ma być lampa, po południu kicha.

Wchodzimy w rynnę w dwa zespoły, liny 2 x 50 m. Przed nami ponad 500 metrów wspinu całkiem fajnym żlebem. Igi prowadzi naszą dwójkę, chwilę za nami pojawiają się Brade i Jck. Początek dość czujny, jest sypko, śnieg mokry i przepaścisty. Trzymamy się prawej strony, póki jeszcze robi to jakąkolwiek różnicę. W miarę jak pole manewru się zawęża, przesuwamy się bliżej środka. Warunki polepszają się nieco, śnieg robi się twardszy, miejscami pojawia się lód. Igi (psiocząc w duchu na swoje buty) męczy się trochę przy wykopywaniu stopni, mimo uciążliwości sprzętowych ma jednak doskonałe tempo.

Obrazek

Obrazek

Chmury wreszcie się podnoszą, za nami pokazują się, kolejno: Rysy, ze swoją interesującą, zachodnią ścianą, masyw Wysokej, a przed nią Popradzka Grań, dalej Kończysta, aż w końcu Gerlach. Robi się naprawdę sympatycznie, jak na poranny, sobotni spacer.

200 % Szatana

Niewiele po ponad 2 godzinach pojawiamy się na Przełęczy nad Czerwonym Żlebem. Panuje powszechne zadowolenie, gęby się cieszą. Jest tuż przed 10tą, widoczność się pogarsza, pojawia się pytanie: co robimy dalej? Plan minimum czy full? Na Szatana z tego miejsca jest latem ok. 30 minut… Decyzja jest szybka – idziemy.

„Mulik, napierasz” – słyszę żartobliwą komendę. „Cóż” – myślę, „jak trzeba, to trzeba”. Poszłam pierwsza wiedząc, że zaraz zapewne wpakuję nas w trudności większe, niż przewiduje opis drogi. To taki boży dar, mogłabym brać udział w programie „Mam talent!” – szukam najkrótszej drogi z punktu A do punku B… Potem usłyszałam: „Poszlibyśmy wszędzie, tylko nie tam!”. Ale przyjęłam to na klatę. Nie można być doskonałym we wszystkim ;)

Chwilę później idziemy już we właściwym kierunku. Jak się okazuje, z przełęczy musimy obniżyć się nieco na siodełko (a nie iść w kierunku grani) w żebrze opadającym z Szataniej Turniczki, a dalej – dość wypłaszczającym się terenem, dochodzimy do stromawego, aczkolwiek krótkiego kominka. Tam Radek bije haka i montuje przelot – pierwszy na całej drodze. W międzyczasie dostajemy informację z Polski o katastrofie prezydenckiego samolotu…

Obrazek

Ruszamy jednak po kolei, kominkiem w dół, gdzie zaraz przed oczami wyrasta nam południowy wierzchołek Szatana. Mieliśmy małe deja vu – to przejście wyglądało jak taki mini Gerlach. Po drodze widoczność sukcesywnie maleje, dwukrotnie pokazało nam się Solisko i Szczyrbski Szczyt, jednakże to było wszystko, co mogliśmy podziwiać tego dnia ze szczytu. Po dotarciu do najwyższego punktu programu stwierdzamy z Jck zgodnie: drugi raz na Szatanie, i drugi raz g… widać. Próba odnalezienia szczytowej puszki kończy się fiaskiem z uwagi na niewystarczającą motywację poszukującego. Nawet groźby w stylu „ kto się nie wpisze, ten nie był” nie pomogły. Generalnie – Radek miał zlewkę na misia. Grupowe zdjęcie (choć można by pewnie nam imputować, że równie dobrze mogło być zrobione na Suchym Wierchu Kondradzkim) i decyzja: kontynuujemy opcję „full planu” i schodzimy Szatanim Żlebem, zaliczając jeszcze po drodze wierzchołek północny. 200% Szatana!

„Pogoda, jak na sanki”

Jacek przejmuje prowadzenie. Głównym tematem tej części drogi jest znalezienie rynny prowadzącej z okolic wierzchołka północnego w pobliże Szataniej Przełęczy, skąd opada Szatani Żleb – nasza droga zejściowa.

Szybko docieramy do rynny, gdzie Jck montuje stanowisko zjazdowe. Plan: trójka zjeżdża 100 metrów, Jacek decyduje, że schodzi – też 100 metrów. Jedziemy kolejno: Radek, Igi, ja. Po drodze 3 przeloty na zejście dla Jck. Wreszcie, po dotarciu na wysokość Szataniej Przełęczy, podchodzę pierwsza w jej kierunku. Słynnego “okienka” nie widać, jest całkowicie zasypane. Tymczasem, chłopaki przygotowują plac pod zejście dla Jck. Małe zamieszanie, za wcześnie wydana Mu komenda do zejścia powoduje, że zaczyna schodzić bez asekuracji z dołu. To podnosi nam lekko ciśnienie, jednakże szybko prostujemy temat. Nie zmienia to faktu, że lina się klinuje i – mimo asekuracji – Jacek schodzi de facto swobodnie ponad 50 metrów, podczas gdy pod jego nogami lina układa się w wesołe serpentyny, a jej wybieranie jest niemożliwe. Szczęśliwie, los tego nie wykorzystał.

Zaczyna sypać, temperatura spada, pogoda, jak na sanki. Do tego widoczność marna – sobotni “spacer po parku” nabrał nieco innego wymiaru, ale w dalszym ciągu mieszczącego się w kategoriach dzikiej przyjemności. Nastroje perfekcyjne, banany stale utrzymują się na twarzach. Zasypane “okienko” na Szataniej Przełęczy wyrywa z piersi Igiego autentyczny jęk zawodu: „A tak chciałem je zobaczyć!” – rzucił rozczarowany i srodze się zasępił.

Wreszcie, we czwórkę stajemy na przełęczy, spoglądając w dół żlebu. Spodziewamy się widoku napawającego autentycznym lękiem. Górna część faktycznie jawi się trochę stroma, ale ogólnie, całość wygląda całkiem ciekawie i raczej przystępnie, tragedii nie ma, będzie fajnie. Chowamy jedną linę do plecaka, z pomocą drugiej formujemy tramwaj i od tej pory schodzimy, już w komplecie, na jednym sznurku. Początkowo tyłem, mniej więcej w połowie długości żlebu – już przodem. Aż kusi, żeby zjechać na tyłku w dół, do czego zachęcają dodatkowo opady świeżego śniegu – robi się, jak na osiedlowej górce: nic, tylko wziąć dupozjazdy. Jednak mamy lenia i nie chce nam się ściągać raków, zatem schodzimy ospale, aż docieramy z powrotem do Doliny Mięguszowieckiej.

Obrazek

Podsumowując: plan zrobiony w 100 % (a nawet w 200%). Licząc chwilowy popas po ponownym pojawieniu się w dolnie i leniwe tempo na zejściu akcja zakończona po 13 godzinach. Droga bardzo ciekawa, wszyscy zadowoleni, jednak uczucie braku „tego czegoś” do pełnej satysfakcji pozostało. Bo bez „przygód” po drodze, bo bez walki o życie, bez epopei na zejściu czy wejściu… W zasadzie nikt specjalnie, konkretnie po tyłku nie dostał. Nawet wróciliśmy do auta jeszcze przed zmierzchem – przedziwne… Uczucie pozytywnego niedosytu zainicjowało zatem sezon wiosenny ;)

Całość ze zdjęciami na: http://summiter.pl/?p=2805

Autor:  prof.Kiełbasa [ Pn kwi 12, 2010 12:59 pm ]
Tytuł:  Re: Satan! Satan! Satan!

Mooliczek napisał(a):
Sytuacja wyjściowa była następująca:
Trzy miesiące bez żadnej sensownej akcji. Trzy miesiące melanżu, tudzież innych typowo (nie)górskich zajęć. Zima 09/10 wpędziła nas w marazm, do którego droga prowadziła przez zniecierpliwienie, złość, zrezygnowanie, depresję, nadzieję, wściekłość, wesoły sceptycyzm, kompletną ignorancję i ogólny brak motywacji. Jak się ma do dyspozycji tylko weekendy, to trzeba jednoznacznie powiedzieć – to był sezon ogórkowy. I to skisły, aż człowieka krzywiło.

lepiej bym tego nie napisał 8)
może wreszcie przełamanie:)

graty bo góra fajna (moja imieninowa :wink: )

Autor:  kilerus [ Pn kwi 12, 2010 1:21 pm ]
Tytuł: 

Ale Wam dobrze.

Mnie to już ta zima we frustracje zapędza!

Autor:  stan-61 [ Pn kwi 12, 2010 1:21 pm ]
Tytuł: 

Bardzo fajna wycieczka. Brawo!

Autor:  Vespa [ Pn kwi 12, 2010 1:24 pm ]
Tytuł: 

Super :D Pierwsza fota jak dla mnie mrok (choć na pewno w terenie to nie są aż takie piony...)

Autor:  Hathor [ Pn kwi 12, 2010 1:35 pm ]
Tytuł: 

No wreście się coś ruszyło :)

Autor:  zolffik [ Pn kwi 12, 2010 1:40 pm ]
Tytuł:  Re: Satan! Satan! Satan!

ostatnio będąc w dol. mięguszowieckiej obserwowaliśmy Czerwony Żleb. pięknie to wygląda, zwłaszcza końcówka...


Mooliczek napisał(a):
drugi raz na Szatanie, i drugi raz g… widać.

dokładnie tak samo miałem. za to trzeci i czwarty raz było bezchmurnie :wink:

Autor:  mahavishnu [ Pn kwi 12, 2010 2:07 pm ]
Tytuł: 

Zacna góra , zacne wejście w niełatwych warunkach.
Tylko pogratulować. Ja takze sie tam wybieram , tylko że w lecie.
Jestem zwierzęciem ciepłolubnym.

Autor:  Mooliczek [ Pn kwi 12, 2010 2:33 pm ]
Tytuł: 

Vespa napisał(a):
Pierwsza fota jak dla mnie mrok (choć na pewno w terenie to nie są aż takie piony...)

mahavisnu napisał(a):
wejście w niełatwych warunkach.

Wręcz przeciwnie - warunki były naprawdę dobre, aż byliśmy zdziwieni. Tak więc te piony faktycznie trochę się kładły ;) Zwykle jest tam ok 60-65 stopni w najstromszym miejscu - teraz nie było to aż tak odczuwalne, szło się po prostu dobrze. Zaraz pewnie Igi mi nawrzuca, bo to nie ja prowadziłam i nie ja stopnie kopałam :D Ale ogólnie, było w porządku.

Autor:  grubyilysy [ Pn kwi 12, 2010 3:11 pm ]
Tytuł: 

PKP.

Autor:  Lukasz_ [ Pn kwi 12, 2010 3:47 pm ]
Tytuł: 

Ładnie :) Również jest w planach na lato :)

Autor:  Mooliczek [ Pn kwi 12, 2010 4:00 pm ]
Tytuł: 

Lukasz_ napisał(a):
Również jest w planach na lato :)

Rzeźbienie tam latem w tych 14 progach - ło matko, nie chciałoby mi się.

Autor:  Lukasz_ [ Pn kwi 12, 2010 4:30 pm ]
Tytuł: 

No nie mówię o tej akurat drodze :D Coś łatwiejszego ;)

Autor:  gouter [ Pn kwi 12, 2010 6:04 pm ]
Tytuł: 

Ja tam oceniam fotki, nie przejście (kto by mi kazał męczyć się w chłodzie i sniegu :mrgreen: )
Obrazek
bardzo, bardzo 8)

Autor:  maniek [ Pn kwi 12, 2010 7:45 pm ]
Tytuł: 

Piękna akcja :)


Mooliczek napisał(a):
Po dotarciu do najwyższego punktu programu stwierdzamy z Jck zgodnie: drugi raz na Szatanie, i drugi raz g… widać.

No szkoda, do trzech razy sztuka, bo widoki takie że sutki stają :D

Autor:  Mooliczek [ Pn kwi 12, 2010 10:01 pm ]
Tytuł: 

kilerus napisał(a):
Mnie to już ta zima we frustracje zapędza!

Na szczęście się kończy, chociaż nie sądziłam, że to przyznam. Wy i tak wolicie kleterki od ciężkich zimowych trepów, więc dla KEGów to się sezon dopiero zaczyna ;) Zimy szkoda, ale trza zatem myśleć "do przodu". Aczkolwiek, jeszcze jakaś tam cicha nadzieja się tli, że może jeszcze coś fajnego, gdzieś...

Autor:  kilerus [ Pn kwi 12, 2010 10:04 pm ]
Tytuł: 

U mnie się już nie tli.
Ja chcę lata!

Autor:  Mazio [ Pn kwi 12, 2010 10:05 pm ]
Tytuł: 

:salut:
Coś się wreszcie znowu zaczyna dziać.

Autor:  igi [ Pn kwi 12, 2010 10:42 pm ]
Tytuł: 

Lukasz_ napisał(a):
No nie mówię o tej akurat drodze :D Coś łatwiejszego ;)

Ja też chcę pójść latem, bo na przełęczy okienko w zimie zasypują i go nie ma :D

Autor:  Rohu [ Pn kwi 12, 2010 11:34 pm ]
Tytuł: 

Pięknie wam to wyszło. Oby tak dalej. W końcu jakaś wycieczka na poziomie, bo ostatnio w relacjach z Tatr Wysokich to za wiele dobrego się nie działo.
Ja mam nadzieję, że się zima w końcu skończy, a z latem nadejdzie nadzieja na coś ciekawszego.

Autor:  piomic [ Wt kwi 13, 2010 6:34 am ]
Tytuł: 

igi napisał(a):
okienko w zimie zasypują

Dziwisz się? Wiesz jak by pizgało? A w domu nie zamykasz zimą?

Autor:  Krabul [ Wt kwi 13, 2010 6:48 am ]
Tytuł: 

Graaaaaaaty. Wreszcie miałem co poczytać w pracy :). Kiedyś też tam wlezę.

Autor:  mobiline [ Wt kwi 13, 2010 10:41 am ]
Tytuł: 

Normalnie Lodzio miodzio:)
Marzy mi się taka wspinaczka ....... ehhhhh

Autor:  Mooliczek [ Wt kwi 13, 2010 11:09 am ]
Tytuł: 

piomic napisał(a):
igi napisał(a):
okienko w zimie zasypują

Dziwisz się? Wiesz jak by pizgało? A w domu nie zamykasz zimą?

Nie dość, że nie zamyka, to jeszcze regularnie śpi w zimie na balkonie, celem treningu. Myśli jeszcze nad zainstalowaniem komory hiperbarycznej w sypialni.

Autor:  golanmac [ Wt kwi 13, 2010 12:03 pm ]
Tytuł: 

Dobra, wycieczka fajna, a gdzie więcej zdjęć ?

Autor:  golanmac [ Wt kwi 13, 2010 12:04 pm ]
Tytuł: 

A już widzę, przepraszam za zamieszanie :)

Autor:  igi [ Wt kwi 13, 2010 4:24 pm ]
Tytuł: 

piomic napisał(a):
Wiesz jak by pizgało?

Ciekawe, kto zasypuje to diable okienko jesienią :D

Mooliczek napisał(a):
to jeszcze regularnie śpi w zimie na balkonie

W rogu balkonu stoi beczka ze spirytusem :)

Mooliczek napisał(a):
Myśli jeszcze nad zainstalowaniem komory hiperbarycznej w sypialni.

A i owszem, planuję zrobić komorę Gamowa ze starego, dmuchanego krokodyla :)

Autor:  Luiza [ Wt kwi 13, 2010 5:36 pm ]
Tytuł: 

fota 11 i 27 :thumleft:

Autor:  grubyilysy [ Wt kwi 13, 2010 11:02 pm ]
Tytuł: 

Z ciekawości - asekuracja miała wymiar moralny czy była w niej jakaś głębsza idea?
Dla jasności - niczego się nie czepiam bo się w zasadzie nie znam, ale tak pytam bo na oko laika to wygląda na asekurację czysto "moralną".

Autor:  uysy [ Wt kwi 13, 2010 11:36 pm ]
Tytuł: 

grubyilysy
Lotna - dwójka samobójka :P.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/