Od początku roku pogoda nas nie rozpieszcza, a ochota na góry jak nigdy.
W końcu udaje się znaleźć dobrze zapowiadającą się niedzielę która z każdym z zbliżającym się dniem stawała się coraz mniej pewna przez gromadzące się chmury. W piątek pada hasło, że nawet przy złej pogodzie jedziemy bo po prostu nie wytrzymam. Biorę ze sobą kumpla i na pierwszy ogień w tym roku pada Lubomir. G.E.K.O.N.Y. Odwiedzały go już przy słonecznej pogodzie więc jedziemy się przekonać czy się na nas nie obraził i w zimie nas przywita chociaż odrobiną słońca. Jak się okazało siedem wyciągów miło wspomina i dzisiaj miałem szansę zrobić kolejne pięć, ale po kolei.
Z Zabierzowa zgarnia mnie puchaty ok 6:30 i obydwoje po dobrych imprezach jedziemy w stronę Pcimia żeby spróbować krótszego podejścia czarnym szlakiem i ew. w przypadku złej pogody ograniczyć wycieczkę. Im bliżej celu tym więcej słońca, a mniej chmur, wschód słońca oglądamy przed Myślenicami, a w samym Pcimiu przy pomocy miłych tubylców szybko znajdujemy drogę do schroniska „Kudłacze”. Samochód zostawiamy pod schronem, ubieramy stuptuty i od razu wchodzimy do lasu pomijając żmudny etap dwugodzinnej wędrówki asfaltem. Trzymamy się cały czas czarnego szlaku. Widać, że dawno nikt tędy nie chodził przez co co jakiś czas się zapadamy w głębszym śniegu do kolan. Tempo mamy dobry, idzie się bardzo przyjemnie, ale na widoki nie ma co liczyć bo większość czasu idzie się w lesie. Jakieś ciekawsze punkty widokowe znajdujemy dopiero po dojściu do czerwonego szlaku którym dochodzimy kolejno do Łysiny, a następnie Trzech Kopców. Obydwa szczyty to po prostu kartki A4 przybite na drzewach przy ścieżce z nazwą szczytu i wysokością... Trudniej znaleźć niż zdobyć. Po niecałych dwóch godzinach dochodzimy do naszego głównego celu – Lubomira, robimy krótki popas i dbamy o zachowanie nurtu ZTGM. Obserwatorium już skończone i można zwiedzać, wejścia od 12 do 18 co ok 45 minut. Niestety rezygnujemy z tej atrakcji i zamiast dwie godziny plątać się po okolicy obieramy kurs na Wierzbanowską Górę jeżeli dobrze nazwę zapamiętałem. Zejście z Lubomira szybkie aż do drogi, później idziemy cały czas po asfalcie, co kilkaset metrów przy drodze stoją jakieś chaty, a rozpoczęte budowy wskazują na to, że może ich tutaj sporo przybyć. Niestety nie zauważamy wejścia na szlak do lasu i dopiero po jakimś czasie przechodzimy komuś przez pole orne i idziemy na szczyt jak nam się wydaje. Po drodze spotykamy dwie osoby którym nurt ZTGM nie był obcy i kierują nas we właściwym kierunku. Szlak szybko odnaleziony, znowu zasuwamy pod górę po nieprzetartej ścieżce. Po ok kilometrze dochodzimy chyba do szczytu (dalej droga zaczynała schodzić cały czas w dół, znajdujemy przy okazji pięciogwiazdkowy hotel – Bacówkę. Hilton i Sheraton po prostu się umywają. Zostawiamy ślad po sobie, pijemy herbatkę z termosu i dyskutujemy na temat dziewictwa Paris Hilton.
Słońce świeci, odpoczynek bardzo przyjemny, ale pora wracać żeby dojść do Kudłaczy zanim się ściemni. Tempo podkręcamy i poza kolejnym podejściem na Lubomir droga jest bardzo przyjemna. Dalej decydujemy się wracać czerwonym szlakiem, który według mapy jest dłuższy, natomiast według znaków żadnej różnicy w stosunku do czarnego nie ma. Znaki miały rację i ok godziny 15 meldujemy się schronisku. Kiełbaski, piweczko, dłuższa posiadówa i czas wracać do Krakowa bo w planach było jeszcze oglądnięcie meczu koszykówki kobiet co skończyło się oczywiście piwkowaniem i nikt nie widział nawet sekundy meczu.
Podsumowując wycieczka bardzo fajna i z nudnego Lubomira udało się zrobić całkiem przyjemną, kondycyjną wycieczkę zaliczając cztery szczyty plus trzy w drodze powrotnej, a samego Lubomira dwa razy. Ludzi na szlaku spotkaliśmy tyle co miejsc widokowych czyli niewiele. Dobra zapchaj dziura albo rozgrzewka przed sezonem zimowym.
Tradycji stało się zadość
Żubr na polanie
I przy paśniku
Wejście
Apartament prezydencki
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/