W sobotę wtaczam się w Kościeliską i ruszam co sił w nogach w kierunku schroniska. Pogoda jest piękna i muszę nadrobić czas stracony na łapaniu busa, by zrobić cokolwiek z założonego planu. Zmrożone błoto co kawałek niweczy płynność mojego ruchu, szybkie foty i dalej w drogę.
W schronie atakują mnie schody, a potem dzieci. Uciekam przed nimi w kierunku Iwaniackiej a po drodze czyhają na mnie kolejne pułapki.
Szczelina lodowa
Chamskie śniegi co nie chciały stopnieć
Żeby nie bawić się w ciągłe raczenie obchodziłam je bokiem, czasami szłam po wystających kamieniach, czasami szłam lasem a wtedy drzewa za karę tłukły mnie gałęziami.
Na przełęczy było tak
No i tutaj zaczęła się zabawa. Im wyżej, tym większa breja. Zasieki kosówkowe kradną mi kijka, walczę i odzyskuję go ale bez niektórych elementów. Trudno było tylko w jednym miejscu, ale to raczej kwestia mojego wzrostu i braku umiejętności podchodzenia szpagatem
Raki są zbędne, pomagam sobie nieudolnie czekanem i takim sposobem wydobywam się na grań. Nawiązuję kontakt z Zacną Forumową Osobistością (w skrócie ZFO- prawie jak Zło
). No i siedzę tak sobie, zglądam dookoła i nie mogę wyjść z szoku. Po pierwsze jak na leszcza górskiego i pierwsze samotne zimowe wyjście mam dobre tempo, no i po drugie pogodę jakiej nigdy nie miałam.
Pora wracać, jest bardziej brejowato. Docieram do tego strasznego miejsca, z tej perspektywy wygląda to gorzej.
Adrenalina do góry, a ja powoli na dół. Kijki wymieniam na czekan i zastanawiam się, czym w razie upadku zrobię sobie większą krzywdę. Powoli stawiam kroki, próbuję wbić się w jakiś rytm i już zaczyna mi iść całkiem dobrze. Nagle wpadam w jakąś śnieżną dziurę, przewraca mnie na plecy i jadę. Jakoś udaje mi się wyhamować, kurs i refleks szachisty przynoszą efekty
Tutaj się przejechałam
Dalsza droga mija spokojnie i nawet nie wiem kiedy staję przed schroniskiem. Jestem dumna jak paw
a to tylko Ornak, a może aż Ornak jak dla mnie.
Następny dzień wita mnie wygwizdowem i chmurami. Rezygnuję z Czerwonych Wierchów na rzecz szlajania się po odnogach Kościeliskiej w towarzystwie Franciszka (pozdrawiam serdecznie). Ludzie w schronisku robią sobie jaja i idą z nimi do kościoła, my szukamy sklepu z piwem, oni wracają uduchowieni, a my zrezygnowani.
Staw Smreczyński i Stoły
W poniedziałek do wygwizdowa i chmur dochodzi deszcz i śnieg. Pora wracać do domu. Czerwone zaczekają na mnie. Po tych opadach śniegu może uda się je zdeptać w zimowych warunkach?