Coż, kocham ją ponad życie. Mamy o czym rozmawiać, potrafimy razem milczeć, traktuje mnie czasem jak owca gorkę... Nigdy nie miałem tak bogatej i złożonej relacji z kobietą. Takiego spokoju i pełnego zrozumienia w sprawach dla mnie zasadniczych. Do tego dała mi gory... To ona jest motorem naszego teamu, choć to ja teraz jestem jego kręgosłupem. Uzupełniamy się.
Ale jaka to jest do cholery jasnej pierdoła to mnie zaraz kurna nać poniesie i napiszę w końcu wszystko.
Dobra - nie nauczyli jej wiązać sznurowek w przedszkolu - ta sztuka pozostanie już dla niej wiecznym sekretem. Owszem są kokardki, ale na szlaku co dziesięć minut słychać za mną - "but mi się rozwiązał". Uff, wiem, że żyje. To, że kiedyś robiąc sajgonki zrobiła sajgon w kuchni po czym wyjechała zostawiając nas z walącym dymem jak z koziej dupy mieszkaniem na dwa tygodnie, to że zrobiła mi kiedyś jajka na bekonie na żołtym płynie do mycia naczyń (bo kolor ten sam, a nie założyła soczewek) i cały dzień spędziłem na kiblu, to, że stuptupy zakłada tył na przod lub trzeba chociaż jej zapiąć, to że raki wrzuciła zębami do tyłu to jeszcze cholera nic. Wczoraj przeszła samą siebie.
Gdy dojechaliśmy po trzech godzinach jazdy na parking pod gorą. Wszyscy zaczęli się zbroić. Potem jeszcze plecaki. Okazało się, że Vespa zapomniała swojego...
2/3 naszego jedzenia, 1/3 płynow, aparat fotograficzny, czołowka, to wszystko zostało w domu. Jakimś cudem miała wszystkie części garderoby gorskiej. Rękawiczek nie wyjęła mokrych z kieszeni kurtki trzy tygodnie temu więc jakoś wyschły i były. Czapkę co prawda zgubiła na trawniku przed domem idąc do samochodu rano, ale znalazłem. Buty wzięła, resztę miała na sobie więc przynajmniej pogoda była jej nie straszna. Radosna jak koza cieszyła się cały dzień biegając bez obciążenia - czułem się conajmniej jak szerpa. Najlepsze było gdy jadłem sobie takie małe kawałki kurczaka. Chcesz? Nie... po chwili gdy zjadłem - ojej, sweet chilli - masz jeszcze? Tak, w Twoim plecaku kochanie. Podzieliłem wszystkie rowno na poł. Kwestia plecaka bawiła całą wycieczkę przez cały dzień. Choć tak na prawdę muszą zajść jakiejś zmiany... Od teraz każdy pakuje się sam i troszczy o swoj sprzęt.
Wyprawa nieudana - przeszliśmy munrosa, ktorego już mamy, nie było znowu widokow. Doszliśmy do jeziora jak zwykle na rympał, tam okazało się, że nie starczy nam czasu. Serce mroku jest jednak zbyt daleko na 8 godzin jasnego dnia. Do tego Vespa nie miała czołowki. Mimo to było pięknie. Nad tym jeziorem prawie nie bywają ludzie. Jest ścieżka, ale cały dzień od zejścia z Cairngorma nie widzieliśmy nikogo. Gdyby wiatr tak nie ... to bym tam został dłużej. Myślę, że większość z was została by tam dłużej. Przepiękne, odludne, puste, ciche, majestatyczne i dające do myślenia o naszej ludzkiej małości miejsce. Chcę tam wrocić z namiotem!
