Pogrążony w tęsknocie za Tatrami, po wakacjach spędzonych nad morzem (bardzo udanych zresztą) postanawiam wziąć w środku tygodnia dzień urlopu i wejść na osławioną przełęcz, na której jeszcze nie miałem okazji być. Wszystkie okoliczności wydaje się sprzyjają. Nie zaspałem, samochód nie odmówił posłuszeństwa, piękna pogoda, ale łyżka dziegciu musiała się dostać do tej beczki miodu. Ale po kolei. Po 4 rano wyjeżdżam z domu i zabieram po drodze Roberta. Zakopianka wcześnie rano jest drogą wręcz przyjazną dla uczestników ruchu drogowego. Szybko „połykamy” kilometry. Za Bukowiną fundujemy sobie krótki postój by zerknąć przez chwilę na nasze cele byłe, dzisiejszy i przyszłe.
Tuż przed siódmą jesteśmy na parkingu w Palenicy. Oczywiście parkingowi nie zasypiają gruszek w popiele. Jak zapewne wiecie zmieniła się taryfa. Teraz jest opłata jednorazowa w wysokości 20 zł., nawet dla kogoś, kto chce się przejść tylko do Wodogrzmotów. Z drugiej strony, ktoś, kto wybiera się na Rysy spokojnym tempem może być zadowolony. Jednak moje prywatne zdanie jest takie, że ten parking nie powinien kosztować więcej niż 10 zł. Skoro się da w Karkonoszach, Stołowych nie wspominając już o Beskidach to czemu nie w Tatrach ?
Przebieramy buty i ruszamy „ulubioną asfaltówką”. Cel Mięguszowiecka Przełęcz Pod Chłopkiem. Nagle drogowskaz kierujący do schroniska w Roztoce – już coś mnie tknęło – Czyżby remont drogi do Moka ciągnął się jak niekończące się remonty „Zakopianki” na odcinku Kraków – Myślenice ? Mijamy Roztokę i wracamy na drogę do Moka. Radośnie sobie dreptamy kiedy nagle klakson stojącego tam samochodu TPN zakłócił nasz spokój. „jakami sobie podzwoń” pomyślałem w duchu i jakby nigdy nic maszerujemy sobie dalej. Nie trwało to jednak długo. Za chwilę pracownik TPNu stanowczym głosem wyjaśnił nam, że możemy zapomnieć o przejściu dalej tą drogą. Szybko sprawdzamy czasy przejść na mapie. Dolina Pięciu Stawów -> Świstówka -> Czarny Staw -> MPPCh i powrót tą samą drogą. Może w czerwcowe imieniny Jana by to przeszło, ale dziś bez szans – zwłaszcza, że z kondycją cieniutko. No nic, alternatywy nie ma żadnej, więc tak czy inaczej ruczamy zielonym szlakiem do „5”. Podziwiamy Wołoszyn. Chciałoby się kiedyś tam zawitać.
Przy schronisku jesteśmy koło 10. Jeszcze raz przeliczamy czasy. Chłopek tego dnia odchodzi do niebytu. Plan B to kawałek Orlej. Może od Krzyżnego do Koziego, albo od Zawratu do Koziej lub Koziego. Ale kondycja strasznie marna a czasowo też to sporo zajmie. Wariant C to Szpiglasowy i przejście granią na Wrota Chałubińskiego. Po wypiciu jedynego w tym dniu piwa (kierowca) idziemy szlakiem niebieskim w stronę Zawratu.
Kozi stąd trochę przypomina Sławkowski – jak to słusznie kiedyś zauważył Łukasz T.
Zupełnie nie budzi respektu jak od strony Hali Gąsienicowej.
Zaczynamy dość mozolne podejście na Szpiglasową Przełęcz. A może ono nie jest mozolne, tylko my po prostu bez formy ?
Końcówka podejścia stromsza, jest trochę łańcuchów, które mogą się przypadać przy opadach atmosferycznych czy zalegającym śniegu.
Za przełęczą omal nie rozstaję się z moim nędznym życiem. Strącony ze sporej wysokości kamień (wcale nie taki mały) mija moją głowę o jakieś pół metra. Nawet nikt z góry nie raczył krzyknąć. Adrenalina skoczyła. Jednak wszystko może się zdarzyć nawet w tak bezpiecznym rejonie jak mogłoby się wydawać.
Po dotarciu na wierzchołek niestety pojawia się coraz więcej chmur, ale Koprowy jeszcze udało mi się uchwycić.
A to co za szczyt ? Czyż nie wygląda niesamowicie w tych okolicznościach przyrody ?
Chmury zawisły nad Szpiglasową z jednej strony…
W dole na Słowacji widać Ciemnosmreczyński Staw.
Zastanawiamy się co robić dalej, bo wcale już nie jest tak wcześnie. Wybieramy chyba najgorszą z możliwych opcji. Ruszamy granią w stronę Gładkiej Przełęczy. Trasa ciekawa, urozmaicona technicznie, ale raczej nie do przejścia w tym czasie. Po przejściu kilkuset metrów granią i wzrokowym zlokalizowaniu Gładkiej Przełęczy decydujemy się wracać w stronę Szpiglasowego. To chyba jedyna słuszna decyzja.
Grań w stronę Gładkiego Wierchu…
Ze Szpiglasa robimy jeszcze kilka fotek:
Miedziane
Orla Perć
Mnich , Cubryna i Mięguszowiecki
Będąc już z powrotem w dolinie utwierdzamy się w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję co do graniówki. Byłoby tego kawałek do przejścia.
Uwieczniamy po raz kolejny Wielki Staw
i Siklawę
i z całą rzeszą turystów wracamy tą samą drogą. Oczywiście część dodopodobnych panienek skierowała swoje zainteresowanie tego dnia na D5S z uwagi na zamknięcie drogi do Moka. Przeżywały katusze deptając po głazach w swoich modnych bucikach. Na dole w cudowny sposób okazało się, że do Palenicy Białczańskiej można wracać normalnie asfaltem. Okazało się, że nic na tym odcinku nie było dziś robione. Ot polska rzeczywistość. Planu nie zrealizowaliśmy, ale przynajmniej podciągnęliśmy się trochę kondycyjnie, co może się przydać już podczas najbliższego weekendu. Mam nadzieję, że się tam spotkamy…
Wojtek