Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Asfalt poprzetykany skrótami na zielonym szlaku do Śląskiego Domu z Tatrzańskiej Polanki. W zasadzie to zwykły szlak dojściowy, w kilku miejscach wchodzący na asfalt. Prof. Klobasa, bazując na swym ogromnego doświadczeniu górskim, na każdej zmianie nawierzchni zmieniał obuwie - na asfalt sandały, na szlak ziemnokamienisty buty górskie. Mimo 6 postojów Profesorowi, jak zwykle zresztą udało się skrócić czas mapowy przejścia o połowę.
7:15 Prof. Kiełbasa wcale karnie się nie melduje w domu, On pyta rodzinę czy wszystko u Nich w porządku. Strasznie się o nich martwił, bo robił to co godzinę.
Hotel 3 gwiazdki plus, a nawet kiełbasy nie mają, chu#e - pomyslał Kiełbasa
W dalszej wędrówce, Profesorowi postanowił towarzyszyć schroniskowy pies, który usuwał z drogi, stanowiące potencjalne zagrożenie kozice, świstaki i filanców. W tak dobrym towarzystwie, Klobasa dotarł do Ogrodu Wielickiego, gdzie psina pogoniła za wrednymi, nielegalnymi pozaszlakowcami idącymi na Gerlach, a Profesor postanowił skonsumować śniadanie.
Kur#a, kanapka miała być z masłem, pomyslał Profesor.
Kur#a, gdzie ja jestem, pomyślało masło w kąciku ust Profersora.
Kur#a, jak w Monty Pythonie, pomyślał Szpieg z Krainy Deszczowców przebrany za dwie muchy.
Czas wziąć się do roboty. Minąwszy mały, Kwietnikowy Staw, po parunastu minutach oczom profesora ukazała się wyraźna ścieżka wśród trawy.
Ja myślę, że to tędy - błyskotliwie wypalił do siebie Profesor. Najpierw na prawo od Kwietnikowego Żlebu, potem samym żlebem, by w końcu dotrzeć do Kwietnikowego Kotła.
Ja pierdzielę, ale Witold Henryk to miał styl pisania - pokiwał głową z dezaprobatą Klobasa
Moim zdaniem tędy - jakiś wewnętrzny głos kazał Profesorowi kontynuować wyprawę. Lawirując w Kwietnikowym Kotle (oczywiście z premedytacją i bez najmniejszych wątpliwości co do dalszego przebiegu drogi), wreszcie udało się Profesorowi dotrzeć na Kwietnikową Przełęczkę, skąd już łatwo można było zaszczytować.
Jesteś zajebisty - powiedziało Ego. Wiem - odpowiedział skromnie nasz bohater.
La Lufa, skwitował ze znawstwem Profesor
Żadne, powtarzam żadne ze zdjęć nie było pozowane
Dalsza droga, dla postronnego obserwatora mogła obfitować w emocje. Ale Profesor to stary górski... wyga, oczywiście, więc, w stromym, ekstremalnie kruchym i śnieżnym żlebie opadającym na stronę Doliny Staroleśnej, jak z automatu przewiązał się i po trwającym 4 sekundy, rodem z filmu o służbach specjalnych zjeździe, trawersował w kierunku Zwodnej Ławki.
Nie będę się rozbierał, niech głupota klapkowiczów na Małej Wysokiej zobaczy kto rządzi - Kiełbasa o przydomku Skromny jak Zwykle
Dalsza droga przebiegała bez utrudnień. Zbierane checkpointy dodawały animuszu, spotkany w Śląskim Domu forumowy Endrju z piękniejszą połową towarzyszyli Profesorowi do Zakopanego. O 21.30 po 6 czekpointach, zmęczony, ale przeszczęśliwy Kiełbasa odtrąbił na krakowskim Ruczaju swój powrót "z tarczą".
Dla spragnionych landszaftów, kilka obrazków.
o tej i innych przygodach Prof. Klobasy można przeczytać na
Gekonowym Blogu