Forum portalu turystyka-gorska.pl http://forum.turystyka-gorska.pl/ |
|
Veni, vidi, vici http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=7889 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Basia Z. [ Pn lip 13, 2009 4:51 pm ] |
Tytuł: | Veni, vidi, vici |
Na ten szczyt chciałam wejść od dawna. Marzyłam o nim od kilku lat, od chwili, kiedy spojrzałam na niego z sąsiedniej góry. Nareszcie się udało. Oto widok ze zdobytego szczytu: A to on sam (zdjęcie zrobione z zejścia): A to piękne kwiaty na jego stokach: I jeszcze widok sąsiedniej góry - z której spoglądałam dwa lata temu na tą na którą weszłam w tym roku: Reszta relacji - jak się wreszcie rozpakuję. B. |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 10:27 am ] |
Tytuł: | Re: Veni, vidi, vici |
Najpierw nerwówka w ostatniej chwili przed wyjazdem. Odmówiono nam noclegów, i nie wiadomo czy da się w ostatniej chwili załatwić coś innego. Udało się - i jak się okazało było to miejsce dużo korzystniejsze niż miejsce planowane pierwotnie. Wyjazd w piątek po południu. Pociąg na trasie Katowice - Żylina stał z niejasnych przyczyn ponad dwie godziny w Zwardoniu, przez co uciekły nam wszystkie możliwe połączenia z Żyliny. Ostatecznie po połówce nocy spędzonej na ławce obok fontanny w samym centrum miasta pojechaliśmy o 3 w nocy InterCity do Michałowiec. Za to stamtąd dalsza podróż poszła już gładko: Po 20 min. przesiadka na autobus do Użgorodu, tam godzinna przerwa na kawę i małe conieco (większość wybrała barszcz ukraiński), potem autobus do Sołotwiny (180 km w 4 godz., ale to jeszcze nic bo pociąg jedzie tą trasą 8 godz.). Granicę przekroczyliśmy na przejściu Syget Marmaroski-Sołotwina, przez most na Cisie. W Sygecie zasiedliśmy na ławkach na skwerku w centrum miasta i rozpoczęli poszukiwania transportu do miejsca zamieszkania (ok 10 km) co ze względu na panujące sobotnie popołudnie było trudne. W końcu poznaliśmy sympatycznego chłopaka, znającego angielski, który czterema kursami zawiózł całą grupę do pensjonatu. Tam od razu mocno rzuciło się nam w oczy wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim: Taras doskonale nadawał się na wieczorne piwo: Po odespaniu zaległości z poprzedniej nocy kolejnego dnia wyruszyliśmy na niezbyt długą ale ciekawą trasę w Góry Gutyńskie. Są to góry pochodzenia wulkanicznego, mi troszkę przypominały charakterem Góry Szczawnickie, aczkolwiek są nieco wyższe. Nie mieliśmy mapy, ale na szczęście była w terenie: Andezytowe skały o nazwie "Koguci Grzebień" są również miejscem wspinaczek: Z bliska wygląda to jeszcze ciekawiej: A od tyłu tak: W końcu stajemy (a raczej siadamy) na najwyższym szczycie tego pasma: Vârful Gutâiul Mare 1443 m n.p.m. W zejściu skaliste zbocza Vârful Gutâiul Mica czyli "Trzech Apostołów" przypominają mi troszkę Wielkiego Chocza lub Salatyn, ale rodzaj skał jest inny, bo są to andezyty: Przedzieramy się przez bardzo kłujące jałowce halne, ale jest też trochę przyjemności: c.d nastąpi |
Autor: | Sofia [ Wt lip 14, 2009 10:34 am ] |
Tytuł: | |
Góry górami, ale Basia Z. napisał(a): wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim
jak to nazwać? kobierce, pledy? albo te włochate piękne i bardzo ciekawe ![]() |
Autor: | kilerus [ Wt lip 14, 2009 10:46 am ] |
Tytuł: | |
Bardzo malownicze to to. ![]() |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 10:56 am ] |
Tytuł: | |
Sofia napisał(a): Góry górami, ale
Basia Z. napisał(a): wyposażenie pokojów utrzymane w tradycyjnym stylu marmaroskim jak to nazwać? kobierce, pledy? albo te włochate piękne i bardzo ciekawe ![]() Te włochate bardzo przypominają tradycyjne huculskie liżniki, aczkolwiek te huculskie nie są aż tak kolorowe tylko bardziej stonowane. Jak to się nazywa w rejonie Maramuresz - tego nie wiem. A Huculszczyzna w stosunku do rejonu Maramuresz - to za górką (będzie zresztą na kolejnych zdjęciach) Też mi się bardzo podobają, zarówno te huculskie jak i te marmaroskie (huculskie chyba jednak bardziej). Marzę też o haftowanej ręcznie koszuli - "soroczce", ale z roku na rok niestety są coraz droższe (obecnie równowartość ok. 300 zł). To ja wraz z koleżanką razem z naszymi gospodarzami i ich znajomymi z zespołu ludowego. Są w tradycyjnych strojach marmaroskich, panowie w takich charakterystycznych kapelusikach, a w tle pensjonat i marmaroska brama: W ogóle Maramuresz to takie "ichniejsze Podhale", gdzie kultywuje się aż do przesady tradycje ludowe, powstają współczesne budynki utrzymane w przeładowanym do przesady ludowym stylu budownictwa, pełno jest zespołów ludowych, wszyscy słuchają na okrągło miejscowej muzyki ludowej itd. Pozdrowienia Basia |
Autor: | magda [ Wt lip 14, 2009 10:59 am ] |
Tytuł: | |
Czuć spokój i przestrzeń, naprawdę malownicze. |
Autor: | Luiza [ Wt lip 14, 2009 11:01 am ] |
Tytuł: | |
dywany, zasłony, narzuty - jakkolwiek zwał - cudne! .. a jagódki mniam ![]() K. Grzebień (zdjęcie od tyłu) - ciekawy bardzo |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 2:23 pm ] |
Tytuł: | |
ciąg dalszy Kolejna dwa dni z powodu niezbyt sprzyjającej pogody poświęcamy na turystykę krajoznawczo - etnograficzną. W każdym razie zwiedzamy kolejno: - "Wesoły Cmentarz" w Sapanţa - ewenement na skalę światową. Na nagrobkach przedstawione są praca, lub ulubione zajęcia zmarłego, lub też sposób w jaki zginął. Trzeba przyznać, że dość makabryczny czarny humor. Po kilku godzinach nastrój całkowicie inny - wstrząsające Muzeum Ofiar Komunizmu. W Sygecie Marmaroskim było najcięższe na terenie Rumunii więzienie, gdzie reżim komunistyczny wymordował własną inteligencję - uczonych, duchownych, nawet artystów. W dawnych celach jest teraz muzeum poświęcone nie tylko ofiarom, ale również wszelkim zrywom przeciwko komunizmowi. Dumna byłam z tego, ze jest kilka sal poświęconych polskiej "Solidarności". Na dziedzińcu na dawnym spacerniaku jest pomnik ofiar. Kolejnego dnia - zwiedzanie skansenu w Sygecie Marmaroskim: Tradycyjne marmaroskie bramy, zachowane na szczęście nie tylko w skansenie: Potem wycieczka ze zwiedzaniem kilku cerkwi, z których trzy znajdują się na liście UNESCO: Deseşti: Kto zna cyrylicę może przeczytać kogo transportują diabli do piekła: Budeşti: Tam nie wolno było robić w środku zdjęć. Oraz malutka, urocza cerkiewka w Barsana (też nie wolno było robić zdjęć wewnątrz, a wielka szkoda, bo była tam piękna polichromia). Poza tym odwiedziliśmy miejsce gdzie działa dawna pralka: Oraz współczesny "cepeliowski" monastyr w Barsana zbudowany na wzór dawnych cerkwi: Na mnie jednak te małe, autentyczne i stare świątynie robią znacznie większe wrażenie. Na koniec dnia czekał nas obiad złożony z samych smaczności: c.d. nastąpi i wreszcie będą większe góry |
Autor: | Luiza [ Wt lip 14, 2009 2:32 pm ] |
Tytuł: | |
Monastyr w Barsana śliczny i okolica piękna. Pralka też niczego sobie ![]() |
Autor: | kefir [ Wt lip 14, 2009 2:39 pm ] |
Tytuł: | |
Superaśnie, pikne to wszystko. Mozesz napisać trochę dokładniej ile zajął Ci przejazd? |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 2:52 pm ] |
Tytuł: | |
kefir napisał(a): Superaśnie, pikne to wszystko. Mozesz napisać trochę dokładniej ile zajął Ci przejazd?
W każdą stronę po około 24 godz., wyłącznie komunikacją publiczną. Z tym ze jadąc "tam" straciliśmy ok 6 godz. przez spóźnienie pociągu. Gdyby nie to - bylibyśmy prędzej. Koszt przejazdu ok. 120-150 zł w jedną stronę. Pozdrowienia Basia |
Autor: | Carcass [ Wt lip 14, 2009 3:33 pm ] |
Tytuł: | |
Bardzo fajne klimaty. Macie jakąś zorganizowaną grupę na takie wyjazdy ? |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 3:47 pm ] |
Tytuł: | |
Carcass napisał(a): Bardzo fajne klimaty. Macie jakąś zorganizowaną grupę na takie wyjazdy ?
To akurat był wyjazd, który prowadziłam dla biura "Wierchy" z Krakowa. Ale moi znajomi dość często tam jeżdżą również prywatnie. Ja też byłam w północnej Rumunii (w różnych rejonach) 2 razy prywatnie i 3 razy prowadząc komercyjne wyjazdy typu "obozy wędrowne". W tym roku po raz pierwszy byłam bardziej stacjonarnie, nocując w pensjonacie, bo już mi się nie chciało dźwigać cały czas tego ciężkiego plecaka. Ale i tak w wyższe góry wyszliśmy na dwa dni (i spali w szałasie), bo startując z okolic Sygetu Marmaroskiego to nie jest do zrobienia w jeden dzień. Niestety dojazdy środkami publicznej komunikacji są fatalne. A z kolei własny bus lub autobus, który ma się stale do dyspozycji bardzo znacznie podwyższa koszty wyjazdu. Jadąc w 2-3 osoby można śmiało podróżować stopem (nigdy nie czekałam dłużej niż 10 min. a zdarzało się ze jak nic już nie jechało to całą grupą wracaliśmy stopem rozdzieleni na dwójki i trójki). Noclegi też się znajdzie gdzieś "u ludzi" którzy są bardzo życzliwi. Rzecz jasna można też jechać własnym samochodem, chociaż jakość dróg miejscami jest fatalna (zwłaszcza w tych "ciekawszych" górskich miejscach), a rumuńscy kierowcy jeżdżą bardzo "specyficznie". B. |
Autor: | lucyna [ Wt lip 14, 2009 6:38 pm ] |
Tytuł: | |
Śliczności ![]() |
Autor: | Mazio [ Wt lip 14, 2009 7:13 pm ] |
Tytuł: | |
Odkąd przeczytałem Jadąc do Babadag fascynuje mnie ten zakątek Europy. Chciałbym tam kiedyś się znaleźć. |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 7:25 pm ] |
Tytuł: | |
Mazio napisał(a): Odkąd przeczytałem Jadąc do Babadag fascynuje mnie ten zakątek Europy. Chciałbym tam kiedyś się znaleźć.
Mnie fascynuje od dawna. Chciałabym kiedyś spotkać się ze Stasiukiem i pogadać z nim o bezdrożach Rumunii i Ukrainy. To nie jest takie całkiem nierealne, gdyż jest on znajomym mojego dobrego kumpla. Tylko w miarę wzrostu jego sławy robi się to realne coraz mniej. Ale fascynują mnie generalnie te same miejsca - Beskid Niski, wschodnia Słowacja, Ukraina, Rumunia. Na Bałkanach jeszcze nie byłam, ale zapewne jest tam podobnie. Takie miejsca, gdzie drugi są dziurawe, po drogach chodzą przez nikogo nie pilnowane krowy, a ludzie są serdeczni i z każdym można wypić kieliszek własnoręcznie przez niego zrobionej wódki. (przywiozłam taką śliwowicę z Rumunii) B. |
Autor: | gouter [ Wt lip 14, 2009 8:02 pm ] |
Tytuł: | |
Mnie też Rumunie trochę chodzi po głowie, na razie trzeba spełnić tegoroczne plany, a w przyszłym roku - jak nie zwolnią z pracy to całkiem prawdopodobne. Jakiś dwutysięcznik, malowane klasztory w Bukowinie, a po tych prezentacjach fotograficznych apetyt wzrósł, a jak z dzikimi psami, które sa tam ponoć plagą? |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:08 pm ] |
Tytuł: | |
gouter napisał(a): Mnie też Rumunie trochę chodzi po głowie, na razie trzeba spełnić tegoroczne plany, a w przyszłym roku - jak nie zwolnią z pracy to całkiem prawdopodobne. Jakiś dwutysięcznik, malowane klasztory w Bukowinie, a po tych prezentacjach fotograficznych apetyt wzrósł, a jak z dzikimi psami, które sa tam ponoć plagą?
Tym razem nie mieliśmy żadnych problemów. Ale to dlatego, że z małymi wyjątkami nie chodziliśmy po terenach gdzie był wypas. Na poprzednich wyjazdach robiliśmy tak, że widząc psy trzeba było cierpliwie stać w oddali i czekać aż nadejdzie pasterz, który zawoła je do siebie. Ewentualnie coś wołać z daleka aby zauważył. One po prostu pilnują stada i reagują kiedy (wg nich) ktoś zbliża się na tyle aby stanowić zagrożenie. Jak się stoi z daleka nic nie robią ani też same nie atakują. Natomiast gdyby się wlazło w środek stada owiec mogły by stanowić zagrożenie. B. |
Autor: | Markiz [ Wt lip 14, 2009 8:14 pm ] |
Tytuł: | |
Mazio napisał(a): Jadąc do Babadag
Przereklamowane. Senna dziura a ta rzekoma "tureckość" dawno wywietrzała. Takie jest moje wrażenie, jeszcze z czasów Causescu. Natomiast tkwi w pamięci prysznic w łaźni na campingu w Alba Julia. Prysznic w kaloszach (coś mnie tknęło zabrać, pewnie po powodzi na campingu nad Balatonem) - woda z gównami, tak na 20 centymetrów. |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:33 pm ] |
Tytuł: | |
Markiz napisał(a): Mazio napisał(a): Jadąc do Babadag Przereklamowane. Senna dziura a ta rzekoma "tureckość" dawno wywietrzała. Takie jest moje wrażenie, jeszcze z czasów Causescu. Natomiast tkwi w pamięci prysznic w łaźni na campingu w Alba Julia. Prysznic w kaloszach (coś mnie tknęło zabrać, pewnie po powodzi na campingu nad Balatonem) - woda z gównami, tak na 20 centymetrów. A bo Ty Markiz masz błękitną krew, nie przyzwyczajony jesteś do niewygód. A ja musiałam właśnie spać w bacówce na podłodze wraz z mokrymi butami. I obudziłam się w nocy z twarzą prawie w tych butach. Jednak nie powiem - po powrocie do pensjonatu wykąpałam się z dużą przyjemnością (łazienka była w każdym pokoju) Teraz wiele miejsc noclegowych ma standard na prawdę europejski, niestety ceny też europejskie. U nas tez od 30 lat coś się jakby zmieniło. B. |
Autor: | Mazio [ Wt lip 14, 2009 8:35 pm ] |
Tytuł: | |
Nie zgadzam się! Rozdział o Albanii i ten z deltą Dunaju zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podaj jakieś inne przykłady do konfrontacji wiedzy o tych rejonach. Przy okazji podoba mi się rownież styl autora. edit: trafiłem na tą książkę przypadkiem - na brytyjskim ebayu - nie mając pojęcia co kupuję. |
Autor: | Basia Z. [ Wt lip 14, 2009 8:39 pm ] |
Tytuł: | |
Mazio napisał(a): Nie zgadzam się! Rozdział o Albanii i ten z deltą Dunaju zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podaj jakieś inne przykłady do konfrontacji wiedzy o tych rejonach. Przy okazji podoba mi się rownież styl autora.
Delta Dunaju to chyba jedyne nie-górskie miejsce, w które bardzo chciałabym pojechać. B. |
Autor: | Vespa [ Wt lip 14, 2009 8:44 pm ] |
Tytuł: | |
Świetnie mi się czytało i oglądało. O tym cmentarzu gdzieś niedawno czytałam - przemistrz ![]() |
Autor: | piomic [ Wt lip 14, 2009 8:52 pm ] |
Tytuł: | |
Skąd Ty, Baśka takie miejscówki wyciągasz? Discovery się chowa... |
Autor: | Carcass [ Śr lip 15, 2009 7:37 am ] |
Tytuł: | |
Basia Z. napisał(a): To akurat był wyjazd, który prowadziłam dla biura "Wierchy" z Krakowa.
O - znajome klimaty. Basiu gdybyś planowała jakiś wyjazd zorganizowany w Fogarasze to daj znać. Jak tylko miałbym trochę czasu to chętnie bym się wybrał. Mam na myśli przejście głównej grani Gór Fogarskich. |
Autor: | Basia Z. [ Śr lip 15, 2009 9:34 am ] |
Tytuł: | |
No to kontynuuję: W końcu w środę rano licząc na lekką przynajmniej poprawę pogody wynajęliśmy w już zaprzyjaźnionej firmie transportowej busa i pojechaliśmy w góry (ok. 80 km od naszego miejsca pobytu). Podchodzimy najpierw ok. 8 km szeroką doliną do miejsca gdzie jest "schronisko", niestety na głucho zamknięte. W pobliżu pałętają się tylko jakieś zwierzaki, a pracujący w pobliżu drwale powiedzieli nam, że na Popa Iwana Marmaroskiego da się podejść płajem przez Rypę (można bez problemu porozumieć się po rosyjsku, bo rejon ten zamieszkują Ukraińcy). Specjalnie dla Markiza - zwracam uwagę jak atrakcyjny może być współczesny strój turystyczny. Idziemy dalej szeroką drogą wprost do góry grzbietem Rypy. Droga jest zaznaczona na dwóch mapach - przedwojennej polskiej WIG-ówce (nadal jest to najlepsza dostępna mapa tamtego rejonu, niestety nie obejmowała całości naszej trasy) oraz na wojskowej mapie radzieckiej. Mimo tego że droga była szeroka dwukrotnie miała ślepe odnogi i gubiła się w krzakach nie do przejścia. Wtedy wracaliśmy po kilkadziesiąt metrów deniwelacji w dół i próbowali ponownie w inną odnogę drogi. W końcu po około dwóch godzinach podejścia wyszliśmy na rozległą połoninę, gdzie zrobiliśmy sobie jakieś jedzonko i zaczęli podejście odkrytym terenem. Niestety pogoda zaczęła się pierniczyć. Mieliśmy bardzo wiele szczęścia, bo tuż przed deszczem dotarliśmy do zagubionego na rozległej połoninie starego i nie używanego szałasu pasterskiego. Szałas nie był w najlepszym stanie, ale o dziwo do środka nie padało. Natomiast na nocleg niezbyt się ten szałas nadawał, w środku była po prostu owcza i końska ubikacja. Jedynie stryszek był jako-tako zdatny do użytku. Z braku innego miejsca myśleliśmy już nawet o noclegu tam, chociaż była dopiero godz. 15. W końcu jednak przestało lać i wyszliśmy ponownie na trasę wznosząc się nadal grzbietem Rypy. Już nie padało, ale trawa była bardzo mokra, przez co wszystkim przemokły buty, a chwilę później weszliśmy w chmury i zrobiła się taka mgła, że widoczność była w granicach 20 m. Wg obu map - tej WIG-owskiej i tej radzieckiej jakieś 200 m deniwelacji poniżej szczytu Rypy (ma ona ok 1700 m n.p.m.) prowadził jej zboczem wyraźny płaj trawersujący ją od wschodu. Podchodząc wprost do góry grzbietem nie było szans na niego nie trafić (jeżeli nadal istniał). I na ten płaj mimo mgły rzeczywiście trafiliśmy. Obejście góry trwało około 2 godz. niestety nic nie widzieliśmy. Powiedziałam grupie "jeżeli do 17 nie spotkamy innego miejsca noclegu - wracamy do tego dziurawego szałasu" Na szczęście tuż przed 17, w pewnym krótkim momencie wiatr rozwiał chmury i z daleka przed sobą zobaczyliśmy całe zgrupowanie szałasów położonych dość nisko, ale przed nami. No to już było gdzie spać. Podeszliśmy bliżej. Ponieważ dochodziła już 18 a do szczytu Popa Iwana było jeszcze ok 500 deniwelacji ponadto kompletnie nic nie było widać zdecydowałam (a wszyscy się z tego ucieszyli) że najbliższą noc prześpimy w szałasie, a kolejnego dnia wejdziemy na Popa Iwana, tym bardziej ze prognozy otrzymane SMS-em z Polski były raczej pomyślne. Tak więc podeszliśmy do szałasu, miejscowi pasterze (17 letnie rodzeństwo) nie byli zachwyceni naszą wizytą ale udzielili nam gościny. Ze względu na szczupłość miejsca 4 osoby musiały spać jakieś 500 m dalej w osobnej budce. Tymczasem jednak wszyscy coś zjedliśmy i zaczęli suszyć kompletnie przemoczone buty i skarpetki. W końcu około 22 położyliśmy się spać. Cztery osoby wyszły spać w osobnej budce, 6 osób na szerokiej ławie, ja na karimacie na podłodze obok butów. W nocy obudziłam się z twarzą niemal w tych butach. Niestety okazało się, że w nocy nasi "mili" gospodarze nas okradli, najpierw dostali od kolegów czekoladę, a potem w nocy sami przetrząsnęli niektóre plecaki zabierając słodycze i czekolady. Nie ruszyli tych plecaków, które były zawinięte w ochraniacze przeciwdeszczowe (np. mojego). Jednej z dziewczyn zginęły kijki trekkingowe, na szczęście nie nowe, ale i tak była to duża strata. Rano była piękna pogoda. Śniadanie zjedliśmy obok miejsca noclegu naszych kolegów (to ta budka): Z takim pięknym widokiem na sąsiedni Farkaul: Jedna z moich ulubionych gór, byłam na niej dwa lata wcześniej. ![]() W końcu zaczęliśmy podejście. Poniżej naszego pierwszego odpoczynku linia granicy: Kwiaty na trasie: Kotły polodowcowe: I wreszcie na szczycie. Chmury były na tyle łaskawe, że ze szczytu odsłonił się nam widok na Czarnohorę. Na ostatnim planie czarnohorski Pop Iwan. Oraz Pietros i Howerla: Na pierwszym planie też Pietros - Marmaroski. Ze szczytu Popa Iwana widać aż cztery Pietrosy - oprócz dwóch wymienionych Budyjowski i Rodniański. Na szczyt dotarła para Polaków z Bielska, zrobili nam zdjęcie (akurat przyszła chmura i zrobiło się zimno): Zaczęliśmy zejście. Rzut oka wstecz - na szczyt: I w przód - na Farkaul i Michajłek. Zdjęcie kolegi sprzed dwóch lat: I widok dwa lata temu spod Farkaula na Popa Iwana Marmaroskiego. W tych górach podobają mi się rozlegle szerokie przestrzenie, w żadnych innych znanych mi górach (nawet chyba Alpach) nie czuje się tej przestrzeni tak bardzo. To ma jednak swoje ujemne strony. Zejście na dół trwało bardzo długo, a w końcu 10 km drogą doliną. Jednak udało się, złapaliśmy stopa, potem drugiego stopa, w końcu 60 km taksówką (są znacznie tańsze niż w Polsce) wróciliśmy do domu około północy. Kolejnego dnia tylko łagodny i przyjemny spacer sadami i łąkami w górkach w pobliżu Sygetu Marmaroskiego. Pogoda piękna, na horyzoncie widać było nawet Gorgany. I te piękne płoty i ukwiecone łąki. Na koniec pożegnalny obiad z grilla. I niestety wyjeżdżamy: I to by było na tyle. Basia |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |