Wyprawa odbyła się 2 lutego 2009 r, pogoda jak widać na zdjęciach dopisała, stopień zagrożenia lawinowego 2 lub 3 już dokładnie nie pamiętam. Początkowo w planach miało być dwóch członków wyprawy, no ale w dniu wyprawy mój towarzysz wędrówki wycofał się, powodu do tej pory nie znam, widocznie się zestrachał że nie da rady
. Ale pomimo tego uparłem się że wejdę sam, szalony to był ruch ale było warto. 
Do Kuźnic dotarłem około godziny 10.00, i stamtąd udałem się na Giewont. Na szczyt dotarłem około godziny 13.30.
Wspinaczka do łatwych nie należała, były dwa trudne momenty: podejście pod Przełęcz Kondracką oraz podejście pod krzyż od miejsca gdzie zaczynają się łańcuchy, bez raków i czekana nie miał bym szans na wejście choć raki na oblodzonych skałach zbytnio się nie przydały.
Jeśli chodzi o zejście to te same punkty przysporzyły najwięcej problemu i trzeba było włożyć najwięcej siły w ich pokonanie.
Końcowy bilans wyprawy:
Opalenizna, zjedzone dwie czekolady, wypite 1,5 litra wody i gorącej herbaty z cytrynką, przemoczone rękawiczki, potłuczone pośladki
po upadku na skałach, który skończył się małym zjazdem no ale czekan zadziałał jako hamulec i wszystko dobrze się skończyło. 
A na koniec przestroga. Proszę nie brać przykładu z takiego szaleńca jak ja i samotnie chodzić zimą po Tatrach.
