Zima znowu zaskoczyła TOPR-owców… Szlaki nie odśnieżone, nie posypane solą i ogólnie kicha na maxa.
Ogólnie rzecz ujmując, to Maju miał zaje… znaczy świetny plan – w przerwie między egzaminami skoczyć w Tatry. Celem miał być Kozi Wierch od strony DPSP, ale z planami wiadomo jak jest. Ostatnio też miał być Wołowiec, a skończyło się na Zawracie. Pomimo szczerych chęci nikt nie wyraził ochoty wzięcia udziału w tej eskapadzie, co Maja wcale nie zraziło i postanowił pojechać sam. Ot taki spontaniczny wyjazd na zasadzie „Pojadę do Zakopanego, a potem się zobaczy…”
Pomysłów ciąg dalszy – skoro autobus mam o 3.40, a z akademika wyjdę 2.40, to po co się w ogóle kłaść spać? I tym sposobem Maju spakowawszy plecak przeczekał aż do wyjścia nie zmrużywszy oka…
Autobus przyjechał o dziwo punktualnie i nawet nie był zbytnio zapakowany. Co z tego, skoro na trasie złapał jakieś 40 minut opóźnienia. Do Zakopanego dojechał o 6.10. Standartowo na pytanie „Może nocleg” Maju odpowiedział „Ja nie z tych” i podreptał na busa. Jak się okazało w dni powszednie o tej porze dnia i roku do Palenicy nic nie jeździ…
Szybka zmiana planów – o tej porze, to tylko do Kuźnic, potem nudnym jak p… szlakiem przez Boczań na Halę Gąsienicową. Pogoda nie rozpieszcza, lub jak kto woli – dupówa na maxa.
W Murowańcu Maju pojawia się o 8.30. Szybkie śniadanie i decyzja co do dalszej drogi. Kiepska widoczność, dość silny wiatr i marznący deszcz powodowały, że spręż malał wykładniczo. No ale Maju nie wróci ot tak do domu. Chociaż spacer przez Zielony Staw na Karb i powrót przez Czarny…
Jak pomyślał, tak zrobił. Do dolnej stacji wyciągu na Kasprowy szlak przedeptany a śnieg typu beton. Dalej szlak się urywa i zaczyna się torowanie… Śniegu jest mniej więcej po kolana, ale pod warstwą nawianego jest dość zbity. Po godzinie dreptania Maju widzi za sobą trzy osoby, które podążają jego śladem. Po chwili jednak rezygnują, gdy on jest już na rozstaju szlaków Krab – Świnicka Przełęcz.
Wiatr się wzmaga i zasypuje ślady po jakiś 15 minutach. Nie jest lekko, ale około 12.00 Maju staje na Karbie. Pogoda nieco się poprawia i zapada decyzja – w górę.
Mniej więcej w połowie drogi Maju spotyka schodzących ze szczytu dwóch ludzi. Szybka wymiana kilku zdań i wszyscy obierają ten sam kierunek… Ale zwrot przeciwny.
W pobliżu szczytu pogoda diametralnie się pogarsza. Widoczność spada do 2-3 metrów, a do tego wiatr staje się bardzo porywisty (okazało się, że zaczął wiać halny). Mimo to Maju drapie się na szczyt i ostatecznie udaje mu się tam wejść. Już dwa razy zimą chciał wejść do Kościoła, ale mu się dotąd nie udało. Może to kwestia pokuty i postu, a może odpowiedniej wiary… Trudno powiedzieć.
Z racji późnej jak na ten okres pory Maju rozpoczął odwrót. Kto był na Kościelcu, ten zna na pewno pewien próg pod samym szczytem. Z racji ograniczonej widoczności, ogólnego zmęczenia (30 godzina na nogach, w tym 7 napierania) i wielu innych niesprzyjających okoliczności przejście go zajmuje około 15 minut. Ostatecznie zmysł inżynierski zadziałał i przy wykorzystaniu prostej dźwigni z dwu czekanów udaje mu się bez szwanku pokonać trudności. Dalsze zejście do Karbu jest formalnością, ale bardzo wyczerpującą.
Na Krabie Maju spotyka Ski-turowca, który zjeżdża z przełęczy. Zazdroszcząc mu takiej jazdy nasz bohater wykonuje klasyczny, długi i zakończony szczęśliwym lądowaniem dupozjazd do samej tafli lodu na Czarnym Stawie Gąsienicowym. Po chwili Maju dociera do Murowańca, gdzie chwilę odtajał i posilił się, po czym ruszył w drogę powrotną do Krakowa…
Ogólnie rzecz ujmując:
36 godzin na nogach do momentu powrotu do akademika
10 godzin akcji górskiej od Kuźnic do Kuźnic
38,30 zł kosztował wyjazd nie licząc prowiantu
1 raz po dwóch nieudanych próbach Maju osiągnął szczyt Kościelca w zimie
Z racji pogody zdjęć jest tylko kilka (chwilowe okno pogodowe) i są bardzo marnej jakości...
Morał z tego taki, że Maju zawiesza samotną działalność w Tatrach zimą na czas nieokreślony…