Nastał piękny sobotni poranek… nie był to jednak zwykły poranek… ten dzień miał być szczególny… inny... Postanowiłem pooglądać Karkonosze z perspektywy przez nikogo nie używanych pagórków, zwanych przez lokalne społeczności Górami Kaczawskimi. Wsiadłem do busa i… przespałem przystanek „na żądanie” w Radomierzu. W ten sposób już na początku znalazłem się na końcu planowanej trasy – w Jeleniej Górze. Ale nie ma tego złego, postanowiłem iść dalej po trasie IV Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej. Podreptałem do Jeżowa Sudeckiego, a następnie udałem się w kierunku Perły Zachodu. Obejście Góry Gapy okazało się być bardzo przyjemne. Niestety niedługo po tym moja nieczytelna, średniomałonieprecyzyjna mapa wprowadziła mnie w błąd … nadrobiłem około 2 km przedzierając się przez ogrodzoną drutem kolczastym łąkę, a następnie organoleptycznie badając wilgotność wody w Bobrze. Po tym doświadczeniu nasunął mi się pewien wniosek: membrana w bucie nie działa, gdy woda wlewa się od góry
.
W Perle Zachodu musiałem odpocząć, racząc się wspaniałymi kanapkami popijanymi nie mniej wspaniałym piwem
Nasyciwszy wzrok pięknymi widokami , wyruszyłem w dalszą drogę Mapa znów pokazała dość dobitnie swoją niedoskonałość, nie wspominając o drogach...utraciły swoją fizyczność lata temu...obecnie ślad po nich widnieje tylko na mapach...za to kompas dostał szansę, by udowodnić, że wie, gdzie jest północ....
Udało mi przedreptać zachodnie zbocze Siodła i celnie trafić w wygodną drogę wiodącą do Goduszyna. Za Goduszynem pojawił się kolejny problem: trasa biegnąca przez Komorzycę pomijała wszelkie sensowne \mniej sensowne ścieżki. Nigdy nie przypuszczałem, że wszelkiego rodzaju złośliwe chaszcze mogą występować w takim natężeniu na metr kwadratowy.
Po godzinie chaszczowania dotarłem do ścieżki, która zaprowadziła mnie do Wojcieszyc.
Jak to zwykle bywa w pustych, zapomnianych pagórkach, trzykrotnie minęło mnie stado motocyklistów… ledwo zdążyłem się odsunąć.. przez chwilę żałowałem, że nie wziąłem linki hamulcowej…albo chodziarz gwoździ
Z Wojcieszyc poszedłem się niebieskim szlakiem (nie odnawianym od chwili powstania, na oko lata 60) w stronę słońca. Znaki szlaku zatarł czas… a jego przebieg okazał się być dość zaskakujący. Około pół godziny przez Zimną Przełęczą szlak skręcił z całkiem niezłej drogi na pole… może kiedyś byłą tam ścieżka, ale rolnik postanowił zwiększyć plony
W okolicach Bobrowych Skał nieświadomie wydłużyłem sobie drogę do Górzyca o jakieś 3 km i szkółkę leśną ale wizyta na Polanie Czarownic u stóp Ciemniaka – bezcenne :] Czas uciekał nieubłaganie, musiałem przyspieszyć (nowa dyscyplina olimpijska: bieg przez młodnik na orientację), by zdążyć na pociąg. Stacja w Górzyńcu okazała się być reliktem późnogierkowskiej propagandy. W związku z powyższym pobiegłem do pobliskich Piechowic. Potem już tylko 3 minuty oczekiwania na ostatni tego dnia pociąg (podziękowania dla Artura1683 za zmotywowanie do szybkiego biegu na pociąg
) i ponad 4h jazdy do Wrocławia…