Zapewne niektórzy pamiętają wrześniowy atak zimy 2007, który wielu osobom w tym i nam pokrzyżował wiele planów. Dla przypomnienia odsyłam do
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... ght=piohal
Tegoroczny 4-dniowy wypad miał być pewnego rodzaju kontynuacją tamtego. Wtedy utknęliśmy w Murowańcu zostawiając dalsze plany wędrowania do „piątki” przez Zawrat i dalej do MOKa na przyszły rok. Teraz planowaliśmy 3 noclegi w „piątce” na podłodze oraz trasy w rejonie D5SP – Szpiglas, Kozi Wierch, Kozia Przełęcz. Co z tego wyszło – przeczytajcie.
Na początek główni aktorzy dramatu:
A teraz akcja.
Dzień 1.
Początek wyprawy świetny. Wykombinowałem połączenie Warszawa- Kraków pośpiesznym, który jechał 3 godziny a dalej słynnym PKS Białystok 3.40 rano. Wszystko przebiegło świetnie i punktualnie i o 5.40 znaleźliśmy się w Zakopcu. Tradycyjnie na początek zakupy w Społem a następnie obraliśmy kurs na Kuźnice. Na początku szlaku przez Boczań meldujemy się przed 7 i rozpoczynamy mozolną wędrówkę po kamieniorach. Forma nie jest najlepsza więc wleczemy się wolniej niż pociąg Kraków- Zakopane. Jak się potem okazało było to brzemienne w skutkach. Po wyjściu z lasu słońce zaczyna mocno przygrzewać. Na przełęczy między Kopami oraz schodząc na HG robimy parę tradycyjnych fotek dobrze znanych widoków:
W Murowańcu potwierdzamy zapowiadaną prognozę pogody – mają być silne burze.... no nic zapewne będą po południu a jest dopiero dziewiąta rano. Tym nie mniej zaczynamy dość szybko zmierzać w kierunku Stawu i szlaku na Zawrat cykając po drodze kilka fotek:
Mijamy Staw i zaczynamy w zasadzie to czego w zeszłym roku nawet nie zaczęliśmy. W pewnym momencie zatrzymuję się, spoglądam za siebie i widzę piękną chmurkę:
Mija kilkanaście minut i zaczyna grzmieć ! W tym momencie znajdujemy się w okolicach tabliczki ostrzegającej, że szlak na Zawrat to szlak niebezpieczny itp. Zaczynamy się zastanawiać co robić dalej, tym bardziej że moja żona boi się burz ( i niedźwiedzi). W efekcie zatrzymujemy się, przebieramy się na wszelki wypadek i czekamy na efekty. Burza jakoś przechodzi po drugiej stronie Granatów i w zasadzie nie pada. Poniżej nas stoi osły z parasolami z metalowymi końcami – przezornie trzymamy się od nich z daleka. Na tej kanwie zrodził się z resztą pomysł stworzenia swoistego rodzaju peletonu na Zawrat – prowadzą ci z parasolami

. Podczas tego postoju nieodparcie nasuwa mi się myśl żeby dojść w tym czasie do Zmarzłego a dalej podejść bliżej łańcuchów. Aczkolwiek daję za wygraną wobec oporu małżonki i w sumie fajnych rozmów z innymi siedzącymi osobami.
Po ok. 20 min. ruszamy dalej i osiągamy Zmarzły. Burza przeszła bokiem.
Aczkolwiek Śmigło ruszyło w kierunku Świnicy:
W zasadzie już odchodząc od Zmarzłego w górę coś już było nie tak. Za nami zaczęły piętrzyć się znowu chmury i znowu zaczęło głucho grzmieć. Tylko że to był już inny odgłos – budzący strach również we mnie. Burza była coraz bliżej i tym razem nie zamierzała nas omijać. Kurcze to miało być po południu a nie o 11 rano !!! Szybkość z jaką się zbliżała była dość duża. Przestałem mieć nadzieję że przejdziemy łańcuchy przed burzą. W połowie drogi od Zmarzłego do 1 łańcucha obróciłem się i zobaczyłem błyskawice oraz tuman chmur wdzierający się za nami do doliny. Nie w głowie mi było robienie zdjęć. Dotarliśmy pod łańcuchy a tam co najmniej kilkanaście osób czekających na przejście burzy. Czekamy i my. Zaczyna padać, zaczyna tłuc coraz bliżej, zaczyna sypać gradem, robi się zimniej, zaczyna płynąć coraz więcej wody. Niektórzy wyciągnęli NRC. Parę osób próbuje łańcuchów do góry, podczas gdy większość w tym czasie próbuje zejść z Zawratu. To ci co schodzili ze Świnicy. W efekcie w sypiącym gradzie zrobiło się tłoczno na łańcuchach. No trudno każdy jest odpowiedzialny za siebie. Grad sypie drobny, robi się naprawdę zimno i zaczyna kiełkować mi jedna myśl.... No nic czekamy jeszcze. Przestaje trochę padać, grzmoty jakby odchodzą dalej – podrywamy się – i w tym momencie widzę przed sobą błyskawicę na tle wylotu żlebu na Zawracie. Znowu siad. Potem znowu przerwa, znowu się podrywamy parę metrów i znowu bum. Znowu zaczyna gęsto padać i grzmieć. Niektórzy z czekających zaczynają schodzić. I w końcu my również podejmujemy decyzję... WYCOF. PO RAZ DRUGI. Żal mi było strasznie. 4 dni wykrojone z wakacji na wyjazd i taki początek.... To jakieś fatum, głupi Zawrat nie chce nas i już. Schodzimy wolno w padającym deszczu, 2 razy wywijam orła tłukąc się boleśnie. Oczywiście dochodzimy do Czarnego Stawu i jest już po burzy. Myślimy o zawróceniu ale sił trochę brak. Podejmujemy decyzję o zejściu całkowicie na dół i szukaniu kwatery...Wszystko leży w gruzach...Znowu Murowaniec, znowu zasrany Boczań, znowu Zakopane, znowu szukanie noclegu w ciemno.... Jakie będą następne dni? Czy w ogóle coś zrobimy ciekawego na tym wyjeździe – szczerze wątpiłem w tym momencie.
(c.d.n. jutro – będzie krócej)