male wakacje przed wielka improwizacja.
trzeba popracowac nad rowerowa kondycja. problem polega tym, ze zeby pracowac nad nia, to trzeba miec rower.
Trasa nr 1. bielsko-biala straconka
N lysa przelecz 600
magurka 909
smocza jama
czupel 933
diabelski kamien
- lodygowice
wyciagam z piwnicy rumaka i jakos tak wierze, ze nie spie...li sie po drodze (ostatni przerzutka tylnia wpada miedzy szprychy, co sprawia, ze rower hamuje, a ja np. nie che wtedy hamowac, lipa co?). na rozgrzewke targam na magurke. w bielsku kupuje jeszcze cos bez czego nie da sie jezdzic po gorach na rowerze: czerwono-czarne rekawiczki z zoltym napisem "author industry".
postanawiam jechac czerwonym narciarskim na lysa przelecz, bo zolty prowadzi laka, a juz lampa jest niezla.
milo i przyjemnie pedaluje... az do szczytowania. na magurce spotykam kumpla. zdziwiony pyta mnie:
- co tutaj robisz?
- a co mam k... robic, pracy szukac?
szybka kanapka i w droge.
wlaze na chwile do smoczej jamy. smoka nie ma
probuje wypatrzec jakiego gacopierza ale oczywiscie nie ma zadnego.
kulam dalej
oczywiscie nie obylo sie bez niechcianego hamowania. trzy razy. nie mam juz lekkich przelozen w tylnej przerzutce. w sumie to juz zdjezdzam wiec spoko. troche bardziej techniczny zjazd, widac, ze nie jest ze mna dobrze. no i kamulek.
no to do wiochy.
zeby nie bylo to panoramka HDR.
mlotek, imadlo srubokret i przerzutka jak nowa!
Trasa nr 2.
wegierska gorka
borucz 809
prusow 1010
hala boracza
hala redykalna
hala lipowska
hala rysianka
zabnica
tym razem coos bardziej ambitnego. w planach byla romanka (mam do niej sentyment), plany sie zmienia
. dawaj asfaltem opony 2,1. z wegierskiej gorki zaczyna sie podjezdzik.
podjazd troche meczacy. widac, ze cienka ze mnie dupa. spotykam szlak papieski idacy z dolu. mam przez niego lekkie problemy orientacyjne, bo moj szlak prowadzi do niego rownolegle, a tamten nie wiem gdzie prowadzi, slyszalem tylko, ze jego nazwa wziela sie stad, ze jak szybko sie nim zjezdza, to mozna szybko spotkac sie z papiezem. wkoncu prusow.
szybki zjazd do hali boraczej (to lubie
)
znowu meki. cel w oddali.
na hali redykalnej ludzi jak mrowkow, tzn. dzieci, wiec spadam stamtad. widoki z hal oczywiscie z dupy, bo zawsze jak tam jestem to musi byc lipna widocznosc
. szamam kanapke i zbieram jagody na deser, najwyzej mnie posra. mecze na rysianke. tam tez ludzi jak mrowkow.
juz wiem, ze nie mam sily na romanke dzisiaj, a za to ma umowiona wizyte u dentysty o 18.30.
romanko zegnaj!
Trasa nr 3.
kozy - kamieniolom
no dobvra nie chcialo mi sie, oprzyznaje sie! biore zloma, wkladam statyw w miejsce bidonu i ruszam robic zdjecia do cwiczen.
oczywiscie wiekszsc zdjec okazala sie totalna lipa
.
Epilog
hm... to miala byc trasa rowerowo-jaskiniowa, a okazalo sie, ze byla jaskiniowo-rowerowa. mialem wziasc statyw i zejsc do jaskini pod bukami II i zroobic sesje zdjeciowa jeziorku perlowemu. troche niedocenilem tej jaskini. pamietalem, ze przejscie tam nie jest az takie trudne. gdy tam bylem, to ubzduralem sobie wracajac, ze musze przejsc przez jedno miejsce by wrocic i meczylem sie tam przez pol godziny. nie udalo mi sie tam przejsc. wygladalem jak Jezus po biczowaniu. zatem dalsze przejscie wydawalo mi sie banalem. ale do rzeczy:
biore caly ekwipunek jaskiniowy, kask z czolowka na plecaki => lachony mdleja. przyjezdzam na rowerku pod otwor jaskini pod bukami I i widze, ze ktos wychodzi. nie wyobrazacie sobie moje zdziwienie, gdy zobaczylem wyjezdzajacego ze studni wejsciowej na linie malego pieska. szkoda, ze nie mialem wtedy aparatu w rece, rewelacyjnie to wygladalo. jaskinia bod bukami I jest jaskinia szczelinowa, czyli o rozwinieciu pionowym, trzeba schodzic i schodzic. i pies w srodku, masakra. trzy osoby z sosnowca i pies beda teraz moimi towarzyszami w lazeniu po jaskini pod bukami II.
ja zostawiam rower w sztolni i ide pod otwor. czterej pancerni pies schodza pod ziemie.
na poczatku te cholerne smieci, pozniej juz czysto. zadnych gackow
. ja taszcze statyw. idziemy do glownego ciagu. bedzie ciasno.
dochodzimy do zacisku ZII (trudny). jest to ciasny przelaz w dol, ktory dalej kontynuowany jest przez waska okolo 4metrowej glebokosci szczeline. wez teraz przecisnij tam dupe, a nie czujesz dna, do tego to cudowne uczucie, ze jeszcze bedziemy tedy musieli wracac. problem przejscia ZII okazuje sie spory. dalej ide ja i damska czesc ekipy z sosnowca.
no nie wiem czy mi sie porabalo, czy co, ale wedlug mnie przejscie do perlowego jeziorka jest zawalone. patrzylem i szukalem i nic. a ja taszczylem specjalnie ze soba statyw! wracamy. spowrotem jest naprawde ciekawie. zacisk rzadzi. jeszcze chwilka w jaskini
i idziemy do sztolni.
wiadomo sztolnia to chodnik dla kulawych matek z wozkami... nie ta.
generalnie glownym ciagiem to sie idzie wyprostowanym ale boczne juz moga sprawic pewne problemy. chodzi o to, ze sie czolga i czolga i czolga i konca nie widac.
Tori (bo tak ma na imie piesek) idzie caly czas z nami. mam lek wysokosci i jak widzi jakas studzienke, to ma niezlego stresa ale jak jest plasko, to lazi sobie w najlepsze. czesto tez eksploruje jakies boczne niskie ciagi.
idziemy jakims korytarzykiem, ktorego nie ma na mapie. jest dosc niski i strasznie dlugi. dochodzimy w koncu do glownego ciagu.
to teraz labirynt.
czolganie, bloto, dosc krete korytarza, co tylko sobie mozna zazyczyc.
na koncu znajdujemy balwanka.
wszyscy sa tak potwornie zmeczeni. sporo czasu nam to wszystko zajelo. czas wracac.
przy wejsciu zegnamy sie! troszke jestem brudny, nie powiem. przelaze przez klasztor do drogi. ludzi jak mrowkow. dziwnie na mnie patrza.
troche sie umylem w rzece... ale tylko troche.
ekipa z sosnowca tez juz tutaj dotarla, bedzie mycie.
i do akademika. jazda na rowerze to juz bylo przegiecie. troche bylem zmeczony.
na koncu chcialbym podziekowac ekipie z sosnowca za swietna wycieczke. bylo naprawde fajnie.
chcialbym jeszcze podziekowac
jarlsgowi, bo nie byloby tej relacji i w ogole tych wycieczek bez jego cennej pomocy!