Przed tygodniem, gdy jechałem na rowerze z Żywca przez Głuchaczki, by zdążyć na wschód Słońca na Babiej Górze, z początku przeforsowałem tempo i zaczęły mnie trapić skurcze mięśni uda.
Tym razem rower podwiozłem autem pod razczestie Szyndlovec na Zwierówce, więc jazda była główne z górki (8km) i dopiero od wsi Zuberec trochę pod górę, w stronę zaparkowanego auta.
Ale to było pod koniec tej długiej wycieczki. Więc od początku: o 6. rano po nocy przespanej w aucie-
wyruszyłem czerwonym szlakiem w stronę Siwego Wierchu, uważając, by nie forsować tempa i nie przekraczać czasów opisanych przez Słowaków na tabliczkach. Dużo (ok.140) zdjęć ze Skalnego Miasta i z całej wycieczki jest tutaj:
https://photos.app.goo.gl/zxm11ZscmE3u4LrB6 Miało nie padać, ale buty i dół spodni szybko przemokły od trawy z rosą.
A mimo porannej rosy i optymistycznych prognoz- zaczął padać drobny deszcz -na szczęście na krótko. Potem jeszcze wyżej przed Salatynem przez chwilę padał śnieg, a właściwie małe lodowe krupki. Im później, tym bardziej się jednak rozpogadzało.
Śliskie skały osadowe są tylko przed Siwym Wierchem, choć nie chciałem dotykać żelastwa, tam w jednym miejscu z niego skorzystałem, stając na klamrę, bo tarcie na mokrej skale było za słabe.
Za Siwym Wierchem - Palenica Jałowiecka- jest najniżej położoną przełęczą w głównej grani Tatr (niższa od Tomanowej).
Na Brestowej mgła, dopiero po minięciu wierzchołka trochę ustępuje, więc robię zdjęcie wstecz.
Za chwilę na podejściu na Salatyn po raz pierwszy grań przekracza 2000m, spotykam około 11:30 parę Słowaków, pierwsze osoby spotkane na szlaku, robili mi zdjęcie
Znów mgły o podstawie poniżej 2k, ale za wierzchołkiem Salatyna znajduję wygodne i osłonięte od wiatru miejsce na drugie śniadanie. Wszyscy o tej porze myślą o małym co-nieco -obok spokojnie pasie się kozica.
Dalej zaczynają się skały Skrzyniarek, miejsce, gdzie zimą parę lat temu spadł mi aparat (który znalazłem na wiosnę, nadal robi zdjęcia, to, co się uratowało jest tu:
https://www.flickr.com/photos/125431512 ... 4354081392 )
Za skalistymi Skrzyniarkami jest trawiasta Spalena. Dopiero teraz zaczyna się poprawiać pogoda -widać jeden ze Stawów Rohackich, nad nim Wołowiec, tam planuję dziś dojść.
Najpierw trzeba wydrapać się sporo metrów do góry na Pachoła, przez chwilę w chmurze.
Bardzo długie zejście na Banikowske Sedlo, za którym znów sporo pod górę: najwyższy punkt głównej grani Tatr Zachodnich - to Banówka. (Bystra jest w bocznej grani odchodzącej z Błyszcza)
Szlak wymalowany jest ściśle granią i choć poniżej kusi wygodna ścieżka obchodząca trudności - nie warto odpuszczać. Odpuszczam jedynie Igłę w Banówce, parę lat temu nie zdążyłem dalej, niż do Smutnej Przełęczy, choć i wtedy planowałem dojść na Wołowiec - chyba głównie przez zabawy wspinaczkowe na Igle (od wschodniego siodła jest łatwiej, ale i tak -to krucha dwójka.
W końcu następne spore podejście na Hrubą Kopę -z krzyżem utworzonym z nart.
Odcinek na Trzy Kopy jest dość wymagający, schodząc na jedną ze szczerbinek lekko się zapchałem, ale wystarczyło włączyć myślenie- i jakoś bez wycofywania do góry zszedłem. Dalej -patrząc na zegarek- postanowiłem korzystać jednak z łańcucha.
Trochę za długo, ale wreszcie dotarłem na Smutną Przełęcz o 17:45. Można stąd zejść wygodnym szlakiem, tak zrobiłem w 2017 (
https://www.flickr.com/photos/125431512 ... 086444302/ ) ale do Wołowca już tak niedaleko, choć tam już będzie ciemno.
Za Rohaczem Płaczliwym widoki w stronę Stawów Rohackich, doliny z parkingiem, trzeba oprzeć się pokusie, zresztą tu nie ma już bezpiecznych zejść na Pn z grani, jedynie kozice coraz liczniej się pokazują. Zamiast zdjęć robię im parę filmików (są jeszcze nieedytowane na Google Photos -pierwszy link w tej relacji).
Trochę wspinania- o dziwo, tak późno spotykam Słowaczkę schodzącą samotnie z Rohaczy w stronę Smutnej Przełęczy. Wierzchołek Rohacza Ostrego znów w chmurze, dopiero niżej będzie lepsza widoczność. Dobrze, że jeszcze jest jasno.
Ciemnawo robi się już za łańcuchami, te na Koniu wydają się zbyteczne, bo stopnie bardzo porządne (może przy mijaniu lub gdy wystąpią oblodzenia wspomaganie łańcuchem ma tam sens. Poniżej konia łańcuchy są już raczej niezbędne.
Za Przełęczą Jamnicką jeszcze ostatnie konkretne podejście: na Wołowiec.
Już po ciemku dochodzę na jego wierzchołek [21:05]
i o mało nie potykam się o leżącego w śpiworze chłopaka. Sądząc po sporym statywie- czeka na wschód Słońca.
Przez chwilę zastanawiam się, czy nie zejść na nocleg na Chochołowską, ale w końcu wybieram trasę zgodną z planem: Rakoń- Przeł. Zabrat-Tatliakova Chata- Szindlovec (gdzie czeka zapięty rower). Najbardziej dłuży się odcinek po asfalcie do Adamculi, ale idę jak automat. Wreszcie mogę wsiąść na rower (siodełko zdjąłem i niosłem w plecaku, bo nie lubię siadać na mokre).
Do Zuberca prawie nie trzeba pedałować, chwilami lekko hamuję, bo w paru miejscach są dziury, gps pokazał, że maksymalnie rozwinąłem 33 km/h. Za Zubercem już po równym i pod górkę. Gdzieś po północy mijam kamieniołom i tam przypinam do ogrodzenia rower, bo już nie chce mi się pedałować pod górkę. Ten odcinek doliczam do pieszej trasy -wg "mapa-turystyczna.pl" , to 27,5 km z sumą podejść 2690m plus 12,6 km na rowerze (w górę 139m, z górki 333m. Gdy przechodzę ostatni kilometr, wsiadam do auta, w którym przesypiam następną noc i rano podjeżdżam na sam dół wioski Huty, by przejść dalszą część czerwonego szlaku przez Wąwóz Kwaczański. Tam to dopiero są tłumy w porównaniu do grani Rohaczy. Dwa punkty widokowe w
tym wąwozie też nazywają się "Rohacz" -Wyżni i Niżni.
Większość ludzi przechodzi w kierunku od Kwaczan pod górę, ja w przeciwną stronę- przynajmniej nie trzeba płacić za parking.
Wąwóz jest - zwłaszcza w dolnej części bardzo malowniczy, taki spacer na pół dnia. Warto po drodze zwiedzić działający wciąż młyn wodny. Zdjęcia (z filmikami) wrzuciłem tu:
https://photos.app.goo.gl/1B5sN7mrFAz9HXGu5 Tym razem o przyzwoitej porze wracam do Krakowa- co oznacza, niestety, stanie w korku na Zakopiance. Może dożyję ukończenia tunelu pod Małym Luboniem, kto wie?