W środę odezwał się znajomy i zapytał o plany na długi weekend. Żadnych nie było, więc zaproponował wspólny wyjazd najlepiej w Taterki z pieskami. Zapytałem, czy może być tuż obok w góry Choczańskie, bo Tatry są niebezpieczne, a my już nie młodzi - zgodził się.
I - wycieczka na rozruszanieSpotkaliśmy się o rano na parkingu w Veľké Borové i poszliśmy na spokojną i krótką wycieczkę Doliną Kwaczańską.
Są tam takie urocze wodospadki.
Kiedyś była tam drabina, teraz tylko najdzielniejsi mogą wyjść na górę.
Zwiedziliśmy młyn.
Cieszyliśmy się pogodą.
Podziwialiśmy dolinę z punktów widokowych.
Szukając dobrych ujęć dna doliny...
...troszkę buszowaliśmy po okolicy
Delektowaliśmy się ciepłym listopadowym dniem.
Niżej weszliśmy w mgłę.
A na koniec zaproponowałem skrót dziką doliną krasową Príslop przecinającą masyw Prosiecznego. Na zdjęciu widoczne wejście do niej od żółtego szlaku łączącego wejścia dolin Kwaczańskiej i Prosieckiej.
Idąc dnem dzikiej doliny wyszliśmy ponad mgłę i znowu zrobiło się pięknie i słonecznie.
A ja byłem pod wrażeniem skał, które górowały w oddali. Poczułem zew.
Dolina zaczęła się zwężać i wyglądało, że będą atrakcje.
Pierwsza atrakcja - próg.
Przodem poszła wysportowana 12-letnia córa znajomego. Radziła sobie doskonale.
Wyglądało to trochę groźnie, ale to tylko tak na zdjęciu, rodzice byli spokojni.
Potem ruszył tata, ledwie mieszcząc się na szerokość. Ja zacząłem pakować aparat, bo też miałem w planie iść tą trasą, a dziewczyny z psami szukały obejścia bokiem.
W pewnym momencie, spory głaz widoczny na tym zdjęciu pod prawą ręką runął w dół. Huk był donośny, w powietrzu zapachniało siarką. Żona znajomego nie widząc co się dokładnie stało skierowała kilka czułych słów w stronę męża, chwaląc jego odwagę i inteligencję. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie słyszałem i nawet nie umiałbym teraz dokładnie powtórzyć.
Jako grupa wpadliśmy w lekką panikę. Znajomy będąc już wysoko stwierdził, że teraz w dół już się nie da, więc może tylko w górę. Ja zrezygnowałem z parcia bezpośrednio na próg, poszedłem za dziewczynami, które zgłosiły brak możliwości obejścia bokiem. Odnalazłem drogę umożliwiającą obejście i wtedy okazało się, że nie ma Ukochanej, która pomknęła w górę i przestała reagować na komunikaty głosowe. Dodam jeszcze, że psy cały czas panicznie szczekały biegały we wszystkie strony. Ale cyrk!
Dogoniłem Ukochaną, ale trochę mi to zajęło. W czułych słowach wyraziłem obawę o jej bezpieczeństwo i poprosiłem, żeby się nie oddalała tak daleko w takim terenie. Zgodziła się, pod warunkiem natychmiastowego rozwodu, zaraz po powrocie z wycieczki. Przystałem na to i rozpoczęliśmy zejście do reszty grupy, zrzucając na nich z góry wielkie głazy. Oni z dołu pytali się, czy wciąż żyjemy. My z góry też odpowiadaliśmy tym samym pytaniem.
W końcu znowu byliśmy razem, zadowoleni, że pokonaliśmy trudne miejsce bez strat. Większość zakładała, że to już koniec. Jedynie ja dopuszczałem możliwość dalszych przygód, ale nie dzieliłem się tym z innymi. Nigdy mnie tu nie było, więc tak naprawdę nie wiedziałem co jest dalej. Wiedziałem jedynie, że pokonaliśmy pierwszy z 7 progów zaznaczonych na mapie.
Było ciekawie, ale wszyscy ładnie współpracowaliśmy.
Nie było już presji, żeby każdy próg atakować centralnie, choć wciąż byli chętni.
Obejścia bokiem robiliśmy spokojnie i w zwartej grupie.
W końcu wyszliśmy na łagodną przełęcz w masywie Prosiecznego.
Następnie zeszliśmy na dół dziką stromą drogą i zajęliśmy się szukaniem kwater.
Udało się w pobliskich Hutach
C.D.N.