Wiem, wiem, to nie to forum, nie to miejsce itd., ale jako osoba, która jest na tym forum już od dobrych kilkunastu lat, mam nadzieję, że mogę sobie pozwolić na mały skok w bok. Zresztą stali bywalcy tego forum dobrze znają już góry nasze i naszych sąsiadów, a to może być taki powiew świeżości i być może pewien kierunkowskaz dla ludzi z małymi dziećmi
na spędzenie miłych chwil w pięknych okolicznościach przyrody. Poleski Park Narodowy – bo o nim będzie mowa leży w województwie lubelskim – jakieś 60 km na północny – wschód od Lublina, nieopodal drogi na Włodawę.
Początkowo planując wyjazd na tegoroczny długi czerwcowy weekend brałem pod uwagę Roztocze, ale zaważył jeden istotny argument. Na Roztoczu już byłem, a w Poleskim Parku Narodowym jeszcze nie.
Noclegi znalazłem bez większego problemu w jakiejś agroturystyce w miejscowości Wólka Wytycka.
W czwartek w Boże Ciało w dniu 03 czerwca 2021r. zamiast grzecznie szykować się na procesję, wcześnie rano pakujemy się do samochodu i ruszamy w drogę. Obrany kierunek okazał się być właściwy – droga na Radom bez korków i dalej na Lublin również. Przed południem meldujemy się pod wskazanym adresem w Wólce Wityckiej. Pół godziny wcześniej miała miejsce ciekawa sytuacja – jakiś gostek w mini wszystkich wyprzedza „na trzeciego” i tak mówię do żony – takiego to nigdy nie zatrzymają, tylko zwykle ludzi, którym raz się coś zdarzy. Przejeżdżamy jakieś 2 km i co widzimy na poboczu – nieoznakowany radiowóz i owe mini . Jakoś kompletnie mnie nie zmartwił ten widok. Chociaż raz.
Rozpakowujemy rzeczy na kwaterze. Mamy do dyspozycji apartament jakieś 70 m2, w tym w pełni wyposażoną kuchnię, łazienkę i osobną ubikację. Ale jest i pewne ale. Poza kuchnią i łazienką trąci nieco epoką gierkowską, na ścianach jakieś skóry z dzików, stare narzędzia rolnicze. No w końcu to agroturystyka, więc pewnie są amatorzy takich klimatów. Koło budynku hodowla ptaków ozdobnych, w tym pawie...
Córka była zachwycona, ale wróćmy do aspektów stricte turystycznych. Dzień długi, więc można go w pełni wykorzystać. Przejeżdżamy na pobliski parking w miejscowości Wytyczne, gdzie koło pomnika Korpusu Ochrony Pogranicza rozpoczyna się ścieżka rowerowa o swojsko brzmiącej nazwie „Mietiułka”.
Naszym celem jest wieża widokowa, znajdująca się przy tzw. Durnym Bagnie. Pogoda piękna, ciepło, ale… raz po raz coś nam zaczyna brzęczeć koło uszu. No tak, jesteśmy w pobliżu bagien. Po przejściu ok. 1 km w terenie leśnym sytuacja staj się nie do zniesienia. Córeczka już niemal płacze. Decydujemy się na odwrót nie docierając do obranego celu.
No ładnie nam się długi weekend rozpoczął. Decydujemy się na przejazd nad jezioro Białe, bardzo znane w tamtym rejonie, a znajdujące się kilka kilometrów na południe od Włodawy. To co zobaczyliśmy na miejscu przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Miejscowość Okuninka okazała się być drugim Mielnem, albo Władysławowem w sezonie. Mnóstwo hoteli, pensjonatów, jadłodajni, sklepów. Skojarzenia z wybrzeżem Bałtyku jak najbardziej uzasadnione.
Po spacerze nad jeziorem i obiedzie wracamy na kwaterę, ale nie na długo. Zarzucamy coś na siebie i udajemy się na zachód słońca nad jeziorem Wytyckim. W tym celu namierzyłem kolejną wieżę widokową, znajdującą się tuż nad brzegiem jeziora. Udało się praktycznie pod nią dojechać samochodem. Komary i tutaj ostro nas atakowały, ale widoki były bezcenne. Okazuje się, że zachód słońca nie tylko w górach i nad morzem jest piękny…
Dzień 2Plan na ten dzień był ambitny. Chcieliśmy przejść wszystkie płatne ścieżki edukacyjne w Polskim Parku Narodowym, a jest ich 4 (Perehod, Spławy, Obóz Powstańczy i Dąb Dominik). Po śniadaniu podjechaliśmy więc do Urszulina do siedziby PPN, w celu nabycia biletów. Operacja poszła sprawnie i koło południa rozpoczęliśmy eksplorację pierwszej z tych ścieżek – mianowicie Spławów. Przydrożny parking okazał się być płatny, ale 10 zł to w miarę normalna stawka. Trasa najpierw wiedzie przez las piaszczysta drogą, aż w rejon drewnianej wiaty. Stąd już rozpoczyna się drewniana kładka, którą wędrujemy przez kilka kilometrów.
Kładka jest ułożona w terenie bagiennym, więc komarów są tutaj całe roje. Oczywiście mamy już różne „smarowidła”, ale one zawsze znajdą miejsce nieposmarowane, choćby na czubku głowy. Teren jest piękny, bardzo oryginalny, gdyby nie te komary... Ewka ma łzy w oczach, trudno się dziwić. Wreszcie docieramy do widokowego pomostu na jeziorze Łukie. Tutaj jest bajkowo i komarów prawie nie ma. Kapitalne miejsce. Spędzamy tu chyba z pół godziny robiąc zdjęcia.
Przed nami jednak powrót tą samą kładką nad bagnami. Już się boimy, ale wyjścia nie ma. Najlepsze co można zrobić to być jak to śpiewał swego czasu Lenny Kravitz „Always on the run”. Z ulgą docieramy do drewnianej wiaty dla turystów. Zimna Łomżunia ukoiła nieco moje skołatane nerwy. Strasznie psioczyliśmy na te komarzyska, tak bardzo, że siedzący przy sąsiedniej ławce przesympatyczny jegomość poratował nas swoim środkiem na komary. Ponoć lepszym od tego naszego. I rzeczywiście po jego użyciu komary nieco odpuściły. Przejście Spławów zajęło nam więcej niż się spodziewaliśmy. O przejściu planowanych 4 ścieżek mogliśmy już raczej zapomnieć ale chociaż jeszcze jedną pasowałoby zrobić. Przejeżdżamy więc do miejscowości o swojsko brzmiącej nazwie Jamniki i tam parkujemy. Trzeba troszkę pokombinować i za chwilę jesteśmy już na drewnianych kładkach i podestach ścieżki edukacyjnej Dąb Dominik. Trzeba przyznać, że jest tu przepięknie. Roślinność totalnie inna jak wszędzie. Klimaty jak w tundrze, można nawet spotkać storczyki… Bajkowo.
Pierwszy punkt widokowy może nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Ale za to drugi pomost w zarastającym Jeziorze Moszne miód malina.
Wracamy do samochodu tą samą kładką, zastanawiając się po drodze dlaczego właściwie ta ścieżka nazywa się „Dąb Dominik”.
Oświecił nas dopiero tubylec, który był zdziwiony, że tak szybko wszystko przeszliśmy. A pod dębem byliście ? Hmm, trzeba było jeszcze przejść kilkaset metrów w bok od jeziora. No cóż, będzie powód aby tu wrócić. Najwyższa pora na obiadokolację. Wyczailiśmy w okolicy Sosnowicki Gościniec. Pyszne jedzenie, a lana perła 5 zł. Pokochałem to miejsce od pierwszego wejrzenia.
. Wieczór zszedł nam głównie na smarowaniu pokąsanych nóg i na rozgrywce w monopol Tatry.
Dzień 3Sobota miała być najgorsza pogodowo i tak było w istocie. Nie spieszyliśmy się więc z wyjściem bo z rana siąpiło, no ale kiedyś trzeba było to uczynić. Przed południem ruszamy do Włodawy. Miasta znanego przede wszystkim z wodowskazu na Bugu (któż tego nie kojarzy: „Na Bugu we Włodawie”). Najpierw oglądamy jednak barokowy kościół św. Ludwika.
Potem piękną Cerkiew Narodzenia Najświętszej Maryi Panny…
Małą i Wielką Synagogę…
A na końcu przyszła pora na chwil kilka nad rzeką Bug i zobaczenie legendarnego wodowskazu.
Cały czas delikatnie siąpił deszcz, ale jak zatankowaliśmy to się wypogodziło. Pora zatem na powrót do Poleskiego Parku Narodowego i nadrabianie zaległości z wczoraj, czyli ścieżka przyrodnicza Perehod. Dojazd na parking niemal tradycyjnie pozostawia wiele do życzenia, ale jakoś się udaje. Za to parking jest tu bezpłatny. Jest miejsce na ognisko, toi – toi i trochę kamperów. Uzbrojeni w najnowsze preparaty przeciwko komarom ruszamy w samo serce PPN. Ścieżka Perehod rzeczywiście robi wrażenie. Pogoda zrobiła się przepiękna. Komary prawie nie atakują. Wchodzimy na pierwszą na trasie wieżę widokową, znajdująca się nieopodal schronu turystycznego. Widok na stawy Pieszowolskie kapitalny. Ale aby to poczuć trzeba tu być, bo żadne opisy i zdjęcia tego nie oddadzą. Chodzi o dźwięki wydawane przez ptaki wodne, żaby, łosie i inne zwierzęta. Robi to niesamowite wrażenie.
Można w realu spotkać żółwia błotnego, który wszedł sobie na kładkę jakby nigdy nic.
I storczyka...
Generalnie ta ścieżka jest super. Bardzo klimatyczna, a pokonywanie jej przy pięknej pogodzie to czysta przyjemność...
Na powrocie na kwaterę zaliczamy jeszcze zachód słońca na raty – najpierw nad jeziorem Wytyckim.
A chwilę później na wieży widokowej na ścieżce przyrodniczej Mietiułka, z widokiem na rozległe Durne Bagno.
Wszystko byłoby super, gdyby nie wszechobecne komary. Ale trzeci dzień bardzo udany i owocny.
Dzień 4Pakujemy rzeczy bo to już dzień wyjazdu, ale nie zamierzamy go zmarnować na samą podróż. Na początku zatem uderzamy na ścieżkę przyrodniczą Czahary, która znajduje się na wschód od Urszulina na terenie kompleksu Bagna Bubnów. Dojechaliśmy samochodem tam gdzie się tylko dało i dalej w drogę. Tutaj też są drewniane kładki i niewysokie drewniane wieże widokowe.
Są też i sekwencje kładek z wieżami. A wszystko do dostosowane dla osób niepełnosprawnych, co jest jak najbardziej pozytywnym podejściem do tematu.
Nie chcę tu jakoś wybrzydzać, ale ta ścieżka przyrodnicza nieco mnie jednak rozczarowała. Jest fajna, ale jednak te płatne wydają się być ciekawsze, więc coś jednak jest na rzeczy. Jeszcze jeden drogowskaz, jedna wieżyczka i powoli będziemy się żegnać z PPN.
Obieramy kierunek na Lublin. O zgrozo nigdy nie byłem w tym mieście, a wiele dobrego o nim słyszałem. Uważajcie na drogach w okolicy Łęcznej, bo w kilku miejscach jest odcinkowy pomiar prędkości. Lepiej niepotrzebnie nie podrażać kosztów wyjazdu.
A Lublin zrobił na nas świetne wrażenie. Ogromny parking w przystępnej cenie, a samo miasto czyste i zadbane i tak zwyczajnie naturalnie ładne. Nie będę się tu wywnętrzał na temat tamtejszych zabytków, bo nie czuję się wystarczająco kompetentny. Po prostu wrzucam fotki.
I tak oto w długi weekend Bożego Ciała A.D. 2021 zamiast tradycyjnej corocznej Rumunii z PTT Nowy Sącz był Poleski Park Narodowy z rodzinką. Na pewno warto było tu przyjechać i poznać rejony, o których do tej pory jedynie się słyszało. Nie jest to może tak aktywny wypoczynek jak chodzenie po górach, ale jednak wciąż aktywny. Dla starszego człowieka, takiego jak ja – w sam raz.
Na pewno można tam tak po prostu wypocząć. Można wsłuchać się w głos natury. Ceny przyzwoite, (stan na czerwiec 2021r.) można w miarę tanio i dobrze zjeść i w rozsądnych pieniądzach znaleźć kwaterę. Kiedyś na pewno tam wrócimy. Jest tylko jedna łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Wszechobecne krwiożercze komary. I tutaj wszystkich ostrzegam przed wybraniem się w tamte rejony – musicie się odpowiednio uzbroić. Poza tym pięknie i sielsko.