Forum portalu turystyka-gorska.pl http://forum.turystyka-gorska.pl/ |
|
Chorwacja - Paklenica http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=21231 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | sprocket73 [ N lip 18, 2021 10:19 pm ] |
Tytuł: | Chorwacja - Paklenica |
Część I - Anića kuk W tym roku udało się pojechać na normalny urlop do ciepłych krajów. Ze względu na covidowe szaleństwo wybraliśmy opcję dość bezpieczną - Chorwację. Odwiedziliśmy Paklenicę, czyli najbardziej znane górskie rejony w tym kraju. Do tej pory omijaliśmy to miejsce ze względu na opisy w przewodniku, które ostrzegały, że jest tam trudno, gorąco, a trasy górskich wycieczek są bardzo długie. Zaczęliśmy spokojnie, od oglądania gór z plaży. Prezentują się normalnie, jak inne znane nam już chorwackie góry. Tutaj szeroki widok od Wielkiej Paklenicy z lewej do Małej Paklenicy z prawej. Kanion Mała Paklenica. Mieszkaliśmy na wprost jego wylotu. Bardziej znany Kanion Wielka Paklenica był 3 km obok. O samych górach nie czytałem wiele przed wyjazdem. Uznałem, że na miejscu się coś zaimprowizuje. Na kwaterze był folder reklamowy ze schematem szlaków. Dało to już jakieś pojęcie. Dodatkowo przed wejściem do parku obfotografowałem szczegółową mapę. Na pierwszą wycieczkę wybrałem niewysoki pobliski szczyt Anića kuk (712 m). Miał to być taki rekonesans, rozpoznanie z czym mamy do czynienia. Wycieczka krótka, więc wyszliśmy o 8. Dzień był chłodny, w nocy padało. Wyruszyliśmy z buta z kwatery, a nasz cel wyglądał bardzo zwyczajnie. To ten najwyższy kopczyk. Wchodzimy na dobrze oznaczony szlak (jak na chorwackie standardy). Na początku powoli nabieramy wysokości idąc fajną ścieżką. Jak tylko robi się stromiej, ścieżka staje się kamienista i tak już pozostanie. Widok w stronę morza. Ciekawe formy skalne. Wychodzimy wyżej i widzimy nasz cel, który wygląda już nie tak grzecznie i niegroźnie jak z dołu. Tak wygląda Anića kuk od łagodniejszej strony. Zastanawiam się jak prowadzi szlak. Pojawia się lekkie podekscytowanie. Okrążamy górę tracąc wysokość, a ona pokazuje nam coraz groźniejsze oblicze. Piękna góra, bez wątpienia. Tylko jak się na nią wychodzi??? Okazuje się, że ot tak po prostu, sru do góry. Z Wielkiej Paklenicy dochodzi więcej ludzi. Jedni błądzą. Inni się wycofują. Widać nie tylko nas zaskoczyła góra. Trudności techniczne są całkiem spore jak na szlak turystyczny. Nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Dajemy do góry. Tobi na przedzie. Dla nas trudności są w sam raz. Szczyt zdobyty ![]() Widok na górną część Wielkiej Paklenicy. Łażę na boki szukając fajnych widoków. Pionowe ściany robią niesamowite wrażenie. Środkowa część Wielkiej Paklenicy. A tu dolna część. Miałem takie ciągoty, żeby schodzić bezszlakowo tym grzbietem. Na mapie była zaznaczona ścieżka. Jednak widząc to z góry mi przeszło. Pozostał więc powrót dokładnie tą samą drogą. Miało być fajnie, ale nie było. Po południu temperatura wzrosła, droga się dłużyła. Kamienista, zarośnięta trawą ścieżka była łatwiejsza przy wychodzeniu. Teraz nogi już zmęczone, a każdy krok musi być dokładnie przemyślany. Żar leje się z nieba, a my jeszcze nie przyzwyczajeni. Im niżej tym mniej podmuchów wiatru i gorąc coraz bardziej dokucza. Wróciliśmy bardzo wyczerpani, po 9 godzinach. Taka to była mała zapoznawcza wycieczka. C.D.N. |
Autor: | Carcass [ Pn lip 19, 2021 9:24 am ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Pięknie. Tam mnie jeszcze nie było, a widzę,że warto. |
Autor: | sprocket73 [ Pn lip 19, 2021 11:17 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część II - Veliki Vitrenik i Velika Paklenica Plan drugiej wycieczki rodził się w bólach. W drodze negocjacji przy winie ustaliliśmy, że idziemy do Wielkiej Paklenicy, przez małą górę o mylącej nazwie nazwie Wielki Viternik (433 m). Ten plan przypasował każdemu ![]() Viternik jest bardzo wysunięty w stronę morza, dobrze widoczny góruje nad Starigradem i bardzo zachęca (przynajmniej mnie) do wyjścia na niego. Podjeżdżamy autem do Starigradu i przed 7:00 wyruszamy na szlak. Szybko zdobywamy pierwszą przełęcz o wysokości 255 metrów z widokiem na Mały Viternik (410 m). My idziemy na ten Wielki, wyższy o 23 metry. Okazuje się, że szlak jest trudny do odnalezienia. Po prostu idzie się w górę po kamieniach i krzakach i co chwilę się go gubi. Jednak to tylko niecałe 200 metrów podejścia, więc jakoś dajemy radę. Opłacało się, poranne widoki są piękne. Pod nami początek Wielkiej Paklenicy. Dalej miejscowość Seline, gdzie mieszkamy. Zbliżenie na ruiny nad brzegiem morza. Tam czasem plażowaliśmy. Świetnie wygląda też górski interior. A to bardzo ciekawe skały, które roboczo nazywamy "Grzebykiem". Widać je również z dołu i coś mnie do nich ciągnie. Mam przeczucie, że to fajne miejsce. Nacieszywszy oczy widokami zastanawiamy się jak schodzić w dół. Wypadałoby tą samą drogą, która weszliśmy, ale potem trzeba by okrążyć całą górę dołem, więc może prościej będzie zejść od razu na przełęcz nad Paklenicą? Ukochana jest chętna, ale ja uważam, że to zbyt ryzykowne, bo nie widać całej drogi. Lepiej zejść wcześniej do wioski, to wydaje się łatwe. Schodzimy więc takim kamienistym zboczem na wprost. Wioskę widać po lewej. Wioska, a raczej opuszczona osada wygląda tak. Okazało się, że to krótkie zejście dało nam popalić. Kamienie były ostre jak brzytwy. Nawet lekkie dotkniecie ręką przecinało skórę. Tutejsze skały są miękkie, woda lub wiatr rzeźbią w nich takie kanały. Sama krawędź jest bardzo ostra. Tam gdzie ktoś chodzi, łatwo ją stępić. Ale my schodziliśmy w dziewiczym terenie. Z niepokojem obserwowałem łapy Tobiego i wypatrywałem czerwonych plam na kamieniach. Jednak jakoś dawał radę. Na samym dole teren był tak zarośnięty, że nie przebilibyśmy się nawet kilkunastu metrów przez krzaki, gdyby nie było ścieżki, ale jakimś cudem była, taka dla zwierząt. Dzięki temu doszliśmy do szlaku i do głównego wejścia do osady. Mieszkańcy wyszli nas powitać. A ten chciał nas złapać w sieć i zjeść. Potem miało być już prosto. Szlakiem doszliśmy na krawędź kanionu. Cudny widok. I okazało się, że schodzi się po takich kamieniach (zdjęcie zrobione wstecz, czyli w górę). Ale to nie kamienie i strome zejście okazały się problemem. Stok był idealnie wyeksponowany do słońca. Mimo wczesnej przedpołudniowej pory temperatura zaczęła zabijać. Kto miał siłę, mógł podziwiać otwierającą się Wielką Paklenicę. Zeszliśmy na dno wąwozu w okolice parkingu i od razu udaliśmy się do wyschniętego koryta strumienia. Tu było najchłodniej. Trzeba było pół godzinki posiedzieć i się schłodzić. Uff, te chorwackie upały. Po odpoczynku wchodzimy w Paklenicę. Na parkingu sporo samochodów. W środku ludzie pochowani w cieniu. Wspinacze atakują głównie zacienione ściany. Tobi znalazł trochę stojącej wody i się schładza. Idziemy w górę. Zastanawiam się gdzie są ci wszyscy ludzie z samochodów. Pewnie już wyżej. Z góry schodzą konie, które pewnie noszą towary do schronisk. Im wyżej tym bardziej pusto. Dziwne. Droga jest zacieniona, ale upał dokucza. W wyższych partiach kanionu woda w strumieniu nie wyschła, wiec można się schładzać. Ludzi brak. Zagadka, gdzie jest Tobi? Nagle pojawiają się góry właściwe. A więc tak to wygląda. Zamurowało mnie. Skalna ściana, a gdzieś za nią najwyższe partie Velebitu. Nieźle umęczeni dochodzimy do schroniska. Pusto. Czyli ludzie po prostu oglądają tylko sam początek kanionu i nie pchają się wyżej. Trochę niepojęte. Kupujemy po piwku, siadamy. Tobi zapoznaje się ze schroniskowym psem. Z mapy wynika, że najwyższy szczyt Vaganski Vrh jest już bardzo blisko. Dziwi mnie, że na szlakowskazie jest podany do niego czas 6 godzin. Pytam chłopaka z obsługi, czy to czas w jedną stronę, czy w obie. Za bardzo nie jest zorientowany, ale zawołał jakąś kobietę, która zmierzyła mnie srogim wzrokiem i zapytała, czy teraz tam chcę iść. Oczywiście odpowiedziałem, że nie i zaczęliśmy rozmowę. Powiedziała, że na górę są 3 szlaki, ale każdym idzie się 6 godzin. Najkrótszego nie poleca, opisała go jako rzekę ostrych kamieni. Poleca najdłuższy, który idzie dookoła i jest najbardziej łagodny. Pytam ją o trudności w porównaniu z Anića kuk, mówi, że trudności nie ma żadnych. Dodała też, że należy startować od schroniska o 5:00 rano, żeby zdążyć przed upałem na podejściu. Przyjąłem te wiadomości z pewnym dystansem. 1300 metrów podejścia od schroniska to kawałek, ale żeby 6 godzin? Jakim cudem? Wyszedłem jeszcze trochę wyżej ponad schronisko, aby przyjrzeć się ścianie. Jest kawał góry. Wychodzi na to, że Vaganskiego Vrhu raczej nie zdobędziemy, ale nie byłem jakoś mocno nieszczęśliwy. Po małej drzemce Tobi zaczął utykać. Obejrzałem mu łapy, nie było wielkich ran, ale jakieś drobne przecięcia chyba jednak wystąpiły. Z ciekawości obejrzałem swoje buty - szok, podeszwa pocięta jak żyletką, brakuje kilku kawałków pośrodku. Buty miałem już mocno sfatygowane, podeszwa cienka, nie wytrzymała. Ukochana w prawie nowych butach nie miała takich zniszczeń. Biedny Tobi. Wracamy Paklenicą w dół. Upał zelżał. Podziwiamy idealnie oświetlone ściany Anića kuk. W kanionie zapada zmierzch. Wszystko chowa się w cieniu. Na koniec znowu mamy słońce. Mimo, że niskie, wciąż mocno grzeje. Idziemy z buta do Starigradu, a potem jeszcze kawałek do auta. Ta lekka wycieczka trwała 12 godzin. Tobi pociął łapy, ja buty, Ukochana odparzyła podeszwy stóp - cokolwiek to znaczy. C.D.N. |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Wt lip 20, 2021 7:26 am ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Właśnie Twoja relacja z Czarnogóry była dobrą inspiracją by koniecznie zobaczyć Zatokę Kotorską ![]() tak wiec miałeś wpływ na pewne wybory a z tyłu głowy widziałem te wyrysowane szlaki na geomapce ![]() Teraz dajesz Paklenice ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Wt lip 20, 2021 7:05 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część III - Vaganski Vrh Parę dni przerwy. Łapki Tobiego się trochę podleczyły. Ja pokleiłem buty chorwacką "kropelką". Znowu były chęci na akcję górską. Kiedy zapytałem Ukochaną o plany, powiedziała, że mamy sobie iść na tą najwyższą górę, a ona pokibicuje nam dla odmiany z plaży. A więc jednak będzie zdobyty najwyższy szczyt Velebitu, bo przecież nie pokona mnie góra ciut wyższa od Babiej. Wyruszyliśmy ok. 4:30, w Paklenicy było jeszcze prawie ciemno. Tobi wyglądał jakby dodatkowo chciał zrobić jakąś drogę wspinaczkową, ale nie było czasu. Miałem plan podgonić idąc kanionem, ale okazało się, że nagrzane w ciągu dnia skały oddają ciepło w nocy i momentalnie zacząłem cały spływać potem. Postanowiłem więc nie szaleć. Droga do schroniska zajęła 2 godzinki. Wyżej temperatura bardzo fajna, chłodek. Dość mocny wiatr. Nabieraliśmy wysokości, pojawiło się słońce. Nice and easy. Tobi w dobrym humorze znowu łaził po ostrych kamieniach. Jak to jest łatwy i łagodny szlak, to ciekawe jak wyglądają te trudne i strome? ![]() Dookoła niesamowite skały. Jak tu pięknie! Nawet kwiatki takie jakieś radosne. Godziny mijają, a ja jakby wciąż w tym samym miejscu. Jednak idzie się wolniej niż w naszych górach, gdzie często są ułożone kamienne schodki. Wreszcie jesteśmy na granicy płaskowyżu. Wiszą nad nim chmury, ale z tendencją do cofania się. Za mną niebo czyste. Okoliczności przyrody zupełnie inne niż w niższych partiach i wciąż chłodno. Tzn, żeby doprecyzować: jak spocony człowiek zatrzyma się w cieniu na wietrze, to czuć chłód. Mijam jeziorko. Tobi mówi, że woda w nim nie nadaje się do picia. Wędrujemy spokojnie dalej. Wypatruję gdzież to jest ten najwyższy szczyt, ale nic się nie wyróżnia. I nagle, o jest! Vaganski Vrh jest kompletnie nieinteresujący i niewybitny. Niewiele z niego widać. Chowa się za krawędzią płaskowyżu i dopiero z wysp można go wypatrzeć. Widok w bok. Ciekawa warstwowa budowa geologiczna. Warstwy są pod kątem 45 stopni. Dochodzi 13:00, czyli od schroniska szedłem na szczyt 6 godzin. Faktycznie idzie się długo. Co prawda od krawędzi płaskowyżu tempo miałem bardzo wolne, ale wcześniej na podejściu nie obijałem się. Zastanawiam się co dalej. Godzina jeszcze młoda, będę wracał wariantem wydłużonym z drugiej strony. Wchodzę na rozległe trawiaste przestrzenie. W tym miejscu spotykam dwójkę turystów. Tak to byłem sam w górach. Jak tu pięknie i spokojnie... i niestety gorąco. Wiatr zniknął, pojawiło się pełne słońce. Ale obiektywnie, nie jest jeszcze źle. Góra przede mną to Sveti Brdo (1753 m). Drugi co do wielkości szczyt. Ten jest dobrze widoczny z dołu. Przyciąga mnie jak leżę na plaży. Ale dzisiaj mam do niego za daleko. Wędrówka bardzo mi się podoba. Góry są ciekawe. Pełno w nich kotlinek, mijam kolejne szczyty i obniżenia dość szybko. Niestety schodzę 400 m w dół, żeby potem znowu wyjść tyle samo w górę, jak to w górach. Upał dokucza coraz bardziej. Mam lekki niepokój, czy znajdę odbicie na mój szlak zejściowy, bo w Chorwacji nigdy nic nie wiadomo, ale spoko, z tym akurat nie było problemu. Problem był jak zobaczyłem jak wygląda mój szlak zejściowy. Trochę skalisty i nie wiadomo co jest za załomem. Przypominam sobie rozmowę z panią o trudnościach. Zadając pytanie miałem na myśli wszystkie warianty szlaku. Czy ona udzielając odpowiedzi mówiła o wszystkich, czy tylko o tym łagodnym, który polecała na wyjście? Mam obawy, że mogło dojść do małego nieporozumienia. Lekko zestresowany odbiłem kawałek w bok, żeby zdobyć kolejny szczyt Liburnija (1710 m). Widok na Sveti Brdo. Tutaj już coś widać. Szkoda, ze powietrze mało przejrzyste. Wielka Paklenica i ruinki nad morzem, których zdjęcie dałem z Viternika. Mała Paklenica i most na drodze do Zadaru z którego można skakać na bungee. OK. I co teraz? Upał coraz większy. Woda się kończy i wariant, żeby wracać z powrotem po śladach nie wydaje się dobry. Przecież jakoś szlakiem zejdę. Pytanie co z Tobim. Jak bardzo tam będzie stromo? Idziemy. Ostrożnie, bo kruszyzna. Ciekawe co będzie za załomem? A za załomem pionowa ściana. Czułem to gdzieś w podświadomości. No OK, nie pionowa, ale wygląda groźnie. To jest widok z dołu. Patrze na Tobiego, a on ciągle w wyjątkowo dobrym humorze. No to co... idziemy. W końcu tyle lat ćwiczeń na Jurze musi się do czegoś przydać. Tobi po prostu zszedł. Ja nie dałem rady bez trzymania się obiema rękami liny. Trudnych miejsc było potem jeszcze kilka. Ogólnie bardzo strome zejście. Skalna ściana ma 300 metrów w pionie i kończy się skalistym szczytem Babin kuk, na który też jest szlak, ale już go odpuściliśmy. Byłem już bardzo zmęczony, przegrzany, a czekało kolejne 900 metrów zejścia przez stromy kamienisty las, gdzie trzeba uważać na każdy krok. Uff... koniec. Widok z dołu. To było bardzo męczące. Potem piwko przy pustym schronisku, pół godziny odpoczynku. Rozmowa z miejscową dziewczyną, która była pełna podziwu dla Tobiego. Ruszamy dalej. Tobi niestety znowu kuleje. Coś go te odpoczynki pod schroniskiem dobijają. Widać jak woli iść po równych kamieniach, niż żwirku. Pod koniec Paklenicy doganiam faceta, który akurat wychodził ze schroniska jak ja przyszedłem. Idzie ledwo kuśtykając. Założyłem w ciemno, że to Polak i zrównując się z nim powiedziałem "cześć". Miałem rację - Polak. Też był na Vagańskim, wychodził szlakiem najkrótszym. Wychodził nim 6 godzin, choć zakładał max 4. Bardzo złorzeczył na ten szlak, dał mu popalić. Na szczycie był po mnie, bo widział mój wpis w książce. Potem schodził tak jak ja wychodziłem. Czyli na trasie się minęliśmy. Pogadaliśmy o górach i tak końcówka kanionu zeszła szybko. Wycieczka zajęła mi 15 godzin. Jedna z bardziej męczących jakie miałem w życiu. Porobiły mi się bąble pomiędzy palcami stóp. Widać nie mam przygotowania kondycyjnego na takie góry i takie warunki. Ale za to jaka radość, oj superek było! ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Śr lip 21, 2021 10:51 am ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część IV - Mala Paklenica To że coś jest małe, nie znaczy, że łatwe ![]() W przewodniku o Chorwacji przy omawianiu Paklenicy jest wspomniane, że szlak przez Małą Paklenicę odpowiada trudnością Orlej Perci. Znowu można by dużo dyskutować o tym czym są trudności szlaku turystycznego. Dzielić je na trudności techniczne, lęk wysokości, lęk przestrzeni, trudności dla psa... itd. Są to sprawy bardzo indywidualne dla każdego. W każdym razie Ukochana podjęła wyzwanie Małej Paklenicy, co bardzo mnie ucieszyło. Byłem pewny, że damy radę ![]() Wyruszyliśmy o 5:00 z kwatery. Od ostatniej wycieczki minęły 2 dni. Buty znowu pokleiłem kropelką, ale Tobi miał mało czasu na regenerację i z samego rana rozpoczął marsz na 3 łapach. Zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy da radę. Odbyłem z nim poważną rozmowę dyscyplinującą. Powiedziałem, że albo będzie zachowywał się normalnie i używał wszystkich łap, albo oddajemy go do chorwackiego schroniska. Od razu się poprawił. Góry to nie miejsce dla mięczaków. Mnie też bolały poprzebijane bąble miedzy palcami, ale nie marudziłem. Najpierw mieliśmy kilometr asfaltem, potem weszliśmy w kanion wyraźną ścieżką. Szybko poczuliśmy unikalną atmosferę Małej Paklenicy. Cisza i spokój. Świerszcze. Ściany skalne z których dochodziły odgłosy zwierząt - sapanie ostrzegawcze kozic i meczenie małych koziczątek. Niestety żadnej nie udało się wypatrzeć. Magia. Idzie się dnem wyschniętego strumienia. Szybko pojawiły się trudności zaasekurowane stalowymi linami. Kanion jest wąski i głęboki. Ciekawe jak długo świeci tu słońce, pewnie maksymalnie godzinę. Poruszamy się wolno, ale konsekwentnie do przodu. Taki tor przeszkód. Cała zabawa polega na wymyśleniu którędy iść. Czasami trzeba usiąść i pomyśleć jak przejść kolejną przeszkodę ![]() Są też momenty spokojne. Najtrudniejsze miejsce wg Ukochanej. Trzymając się liny, wypadałoby sięgnąć nogą kamienia na którym stoi Tobi, ale noga jest za krótka. W przypadku niepowodzenia spada się parę metrów w kamienne szczeliny. Dla mnie to miejsce było łatwe, po prostu zeskoczyłem na kamień ufając w moje poczucie równowagi. Ale dla mnie inne miejsca były trudne, takie, gdzie nie umiałem wyjść z aparatem na szyi i musiałem go chować, aby używać obu rąk. Całą Orlą przeszedłem z aparatem, więc mógłbym powiedzieć, że Orla łatwiejsza niż Paklenica. Tobi radził sobie dobrze, w paru miejscach go podsadzałem, aby nie nadwyrężał uszkodzonych kończyn. Jest więcej słońca. Wygląda, że kanion się powoli kończy. To dobrze, bo pokonując ęćdzieciątą przeszkodę człowiek zaczyna mieć już lekki przesyt. Skały w słońcu zdecydowanie prezentują się lepiej. Ciekawe miejsce, obniżenie i zwężenie strumienia. W poprzek jest zawieszona stalowa linka. Czyżby miała ułatwiać przejście w momencie gdy strumieniem płynie woda? Żeby się jej trzymać, żeby nie porwał człowieka nurt? O dziwo pojawiły się trudności nawigacyjne. Trasę mieliśmy banalnie prostą. Iść cały czas kanionem, na pierwszym skrzyżowaniu szlaków w lewo, na kolejnym znowu w lewo i będzie już proste zejście górami wprost do domu. Pierwsze skrzyżowanie minęliśmy planowo, na drugim coś mi jednak nie pasowało. Niestety nie było żadnych tablic, napisów gdzie prowadzi dany szlak, ani numeru szlaku. To drugie skrzyżowanie wyglądało jednak inaczej niż się spodziewałem. Cholera jak to możliwe? Czy jakimś cudem przeszliśmy je nie zauważając go i jesteśmy już gdzieś dalej? Ale to też nie pasowało. Bardziej wyglądało, ze jesteśmy dopiero na pierwszym skrzyżowaniu, a to co widziałem jako pierwsze to albo był szlak, którego nie miałem zaznaczonego na mapie, albo jakieś omamy. W każdym razie skłaniałem się do drugiej opcji, a jak trochę wyszliśmy w górę to wszystko na szczęście zaczynało pasować. Pięknie się zrobiło, widokowo. Ależ niesamowite są te góry. Szliśmy górskim interiorem. Nadszedł upał. Na szczęście były chłodniejsze miejsca. Znowu bardzo mi się podobało. Te wąskie ścieżki. Skałki. Gdyby tylko nie ten upał... Rozpoznaję znajome kształty. Viterniki: Wielki i Mały - nasi znajomi. A za nimi wyspy Dalmacji. Niestety upał stał się nie do wytrzymania. Minęło południe, słońce grzało jak szalone, powietrze stało w miejscu. W miejscach takich jak to tak się nagrzewało, że wchodząc pomiędzy skały parzyło w nieosłonięte części ciała nogi, ręce, twarz. Trzeba było chwilowo wstrzymywać oddech żeby to rozgrzane powietrze nie dostało się do płuc. Tobi przemieszczał się między jedną plamą cienia a drugą i przydeptywał sobie język. Dyszał jak szalony. Wody już nie chciał pić. Ostrzegłem go tylko, że jak padnie to idzie do chorwackiego schroniska bo nie będę go nosił. Góry to nie miejsce dla mięczaków. Byliśmy już nisko, gdzieś może na 100-200 metrach. To najgorsza strefa. Nie dociera tu wiatr od morza, ani chłodniejsze górskie powietrze. Nie ma wysokiej roślinności, nie ma cienia. Strefa śmierci. Wciąż robiłem jakieś zdjęcia, ale przestawałem widzieć kolory na wyświetlaczu aparatu. Miałem już kiedyś to zjawisko w Czarnogórze w podobnych warunkach. Dlatego wiedziałem że od takich rzeczy się nie umiera i nie wpadałem w panikę. Ukochana miała tendencję do moim zdaniem zbyt szybkiego schodzenia, uciekania z tego piekła. Ostrzegałem ją, że na tych kamieniach trzeba uważać na każdy krok. Przecież jesteśmy już bardzo blisko, nie ma opcji, żebyśmy nie doszli. Miałem rację. Dochodzimy do Seline. Tu już czuć lekkie podmuchy od morza i jest lepiej. Ciekawostka, jak wchodziliśmy w tym miejscu na szlak na pierwszą wycieczkę, to roślinność była bujna. Teraz wszystko broni się przed uschnięciem, liście złożone. Czekanie na deszcz. Natura jest niesamowita. Wycieczka trwała 8 godzin, czyli była najkrótsza ze wszystkich. Mała Paklenica jest fantastyczna. Kawałek wymagającego szlaku w niesamowitych okolicznościach przyrody. Na końcówce trochę nas przypiekło, ale tak czasem bywa. Jak się jedzie w lipcu do Chorwacji i wychodzi w góry, to trzeba się z tym liczyć. C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ Cz lip 22, 2021 1:29 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część V - Bojin kuk Pod koniec urlopu miałem smaki na jeszcze jedną akcję górską. Ukochana przypieczona w Paklenicy miała odmienne zdanie w tym temacie, więc znowu dostałem dzień wolnego. Wybierałem między dwiema opcjami. Sveti Brdo, czyli drugi do co wielkości szczyt Velebitu, dobrze widoczny znad morza kusił mnie od początku. Tyle, że to daleko, dzień miał być ciepły i słoneczny, prawdopodobnie czekałaby mnie powolna śmierć z wyczerpania. Druga opcja to skalisty Bojin kuk, który też widoczny znad morza kusił mnie jeszcze bardziej. Na nim śmierć byłaby szybka i ciekawa, tak sądziłem. Za nim przemawiała jeszcze jedna opcja, możliwość dojazdu samochodem ze Starigradu asfaltową drogą górską dość głęboko w interior. Wybrałem więc "Grzebyk". To widok na niego z pod naszych kwater, czyż nie wygląda bosko? Jazda asfaltową drogą górską już sama w sobie jest przeżyciem. Tam gdzie bardziej stromo asfalt zamienia się w beton poprzecinany poprzecznymi rowkami dla lepszej przyczepności, a moja fordzina z trudem potrafiła wyjechać na jedynce. Muszę zmienić samochód na coś mocniejszego. Wyruszyłem o 7:00, bo dzięki podjazdowi wycieczka nie miała być długa. Buty podklejone, Tobi 100% sprawny. Wszystko gra, tylko niepokoi temperatura. Mimo poranka, grzeje. Niektóre roślinki już zakończyły okres wegetacyjny na ten rok, a ja mocno się zastanawiam, czy jest sens pakować się dalej w taki upał. Chyba powoli mięknę na starość ![]() ![]() Początkowo jest pięknie. Idę płaskowyżem z zieloną trawą i wapiennymi skałkami, jakby na jurze. Mapa pokazuje tu gęstą sieć szlaków, ale w terenie przedstawia się to nieco inaczej. Już na podejściu miało być skrzyżowanie, którego nie zauważyłem. Potem miało być odbicie na punkt widokowy, który chciałem zaliczyć. W miejscu gdzie powinno ono być nie znalazłem oznaczeń, ale była ścieżka, którą poszedłem (widoczna na zdjęciu). Doszedłem tylko do krzaków i na tym koniec. Kontynuując szlakiem doszedłem do kotliny nad którą górował mój cel Bojin kuk (1110 m). Piękny widok! Kotlina była jeszcze bardziej urocza niż poprzedni płaskowyż. Coś jakby Skalne Miasto. Tobi nawet pozaliczał dodatkowe pipanty. Skały bajkowe. Tą musiała podrapać pazurami Godzilla. Tu miałem plan pójść okrężną drogą, jakby skałami, przez dodatkowy szczyt Krilati kuk (950m). Z dołu wyjść na niego wyglądało na wyzwanie. I faktycznie było trochę wspinania. Nabieram wysokości. Szczytuję ![]() Niestety wygląda, że to co na mapie jest okrężnym szlakiem przez Krilati kuk na Bojin kuk, w rzeczywistości jest tylko szlakiem na ten pierwszy i powrót jest możliwy tylko tą samą drogą. Idąc w górę pod wierzchołkiem znajduję stare rozwidlenie szlaku okrężnego, ale nie widać dalszych oznaczeń. Na zejściu postanawiam jeszcze raz poszukać, bo szkoda trochę zdobytej wysokości, ale tym razem w ogóle mijam rozwidlenie nie zauważając tego. Postanawiam wrócić się grzecznie i nie ryzykować. Szlak jest wystarczająco trudny. Okrężny wariant musieli zlikwidować z jakiegoś powodu. Może był jeszcze trudniejszy, może wymagał sztucznych ułatwień, których już nie ma. W nagrodę za rozsądek mam widok na fajną skałkę, której nie zauważyłem wcześniej, bo była za plecami. Wracam na główny szlak i kontynuuję nabieranie wysokości. Widok na Skalne Miasto z góry. Na skałkę na pierwszym planie po prawej też miałem zamiar wyjść, ale nie znalazłem szlaku, który był zaznaczony na mapie. Przeszedłem pod nią od stromej strony, z góry widać, że od tyłu powinno być fajne wyjście. Ciekawy incydent. Idziemy szlakiem w górę wśród zarośli. Robię zdjęcie Tobiemu, jak wspina się na kamienie. Wychodzę tam gdzie on i szlaku nie ma. Myślę sobie poszedł pewnie z prawej. Idę parę metrów w prawo, ale nic. No to pewnie z lewej. Idę w lewo - nic. No to wrócę się tam gdzie robiłem zdjęcie, ale skrótem po skosie. Po paru metrach jestem w jakiejś czarnej dupie. Wiszę na kamieniu, ani do przodu, ani do tyłu. No jaja. Udało się jakoś wygrzebać, jestem znowu tam gdzie robiłem to zdjęcie i widzę, że znak szlaku jest dokładnie tu gdzie stoję. To co, tu się kończy czy jak? Odchylam gałąź... a w pok poszedł. To wszystko działo się w obrębie kilkunastu metrów. Takie tu jest chodzenie. Za pobłądzenie całkowitą winę ponosi Tobi. Czyżby jednak chorwackie schronisko? Konsekwentnie nabieramy wysokości. Cudowna jest ta kotlinka.Powłaziłoby się na te wszystkie skałki na spokojnie. Ale na razie włażę szlakiem na tą główną i sytuacja robi się coraz bardziej ciekawa. Coraz stromiej. Widzę znak szlaku na tym głazie daleko po prawej i stalowe linki jak na ferratach. No to pięknie. Czy damy radę? Jakoś się gramolę pod górę. Ale gdzie Tobi? Tobi już na szczycie. Czeka i zastanawia się czemu idzie mi tak wolno. Tutaj nie dali liny. Stromizna wielka a jakoś nie do końca mam zaufanie do butów, z których odpadają kawałki podeszwy. Na wierzchołku mam piękne widoki na wyspy i półwyspy Dalmacji. Najbardziej urocze są małe wysepki blisko brzegu. I ten kolor morza. Góry jeszcze lepsze. Taka ściana pode mną. A to wierzchołek właściwy przede mną. I znowu zamieszanie ze szlakami. Na mojej mapie jest na wprost, a w terenie go nie ma. Zresztą nie za bardzo wygląda żeby się dało z pieskiem... Jest drugi wariant na szczyt, którym pierwotnie zamierzałem schodzić. Trzeba zejść do kotlinki po lewej, stracić znowu trochę wysokości i atakować stamtąd. A cholercia cały czas mówimy o górze niższej niż nasz Jałowiec w Beskidach. Jak planowałem tak zrobiłem, zszedłem niżej i znalazłem szlak na szczyt. Całkiem łatwy, prowadził żlebem. Pod koniec taka szczelina jak ta słynna na Granatach, tylko że trochę szersza, nie da się przekroczyć, trzeba przeskoczyć. Trochę głębsza, ale w dole nie widać kościotrupów. No i nie ma łańcucha, ale na Granatach to on tylko utrudnia. Ja przeskoczyłem. Tobi również, choć miał delikatne opory. Mądry piesek. Widok ze szczytu na główną grań Velebitu. Szukam Vaganskiego Vrhu, ale nie jestem pewny czy go widać. Być może coś zasłania. W dole ogromna równina Veliko Rujno, położona na wysokości ok. 850 metrów. Tamtędy planuję wracać. Krilati kuk, na którym byłem parę godzin temu, a za nim nie niebo, tylko morze. Niesamowite skały w dole. Tutaj ostre krawędzie w skali makro. Czyli na pewno powstają od wody. A pod nogami kępka kwiatów rosnąca na skale. Kto to tutaj zasadził? Schodzimy. Najpierw tym samym szlakiem do skrzyżowania, a potem w stronę Veliko Rujno. Ależ ciekawy teren, idzie się grzędą skalną. Po obu stronach głębokie szczeliny. I to jest szlak, widać znaki na grzędzie. Tobi też sobie ogląda widoki. Opuszczamy Skalne Miasto dookoła Bojin kuka. Niesamowite miejsce. Trochę lasu. Ależ szybko można się posuwać po takiej zwykłej ścieżce. Płaskowyż Veliko Rujno. Z dołu dochodzą odgłosy dzwonków. Widać krowy, konie, jakieś zabudowania. Cywilizacja. Początkowo spotykam same zwierzęta. Najpierw stado kilkudziesięciu koni prawie nas stratowało, bo sobie przebiegały. Potem były krowy, które uciekały przed nami, ale nie w bok, tylko wzdłuż drogi. W końcu zobaczyłem człowieka. Coś do mnie krzyczał, zrozumiałem że o krowach. Czyżby jakiś agresywny miejscowy rolnik? Szedłem wprost na niego i z bezpiecznej odległości pozdrowiłem uniwersalnym zwrotem "heloł". W odpowiedzi usłyszałem coś o zimnym piwie. A wiec to miejscowy sprzedawca zimnego piwa, ucieszyłem się. Super ![]() Człowiekiem tym okazał się Saša. Chorwat wędrujący z plecakiem przez Velebit od kilku dni. Spotkałem go akurat w chwili lekkiej słabości i depresji. Utracił światło, zepsuła mu się czołówka. Opuściły go już wszystkie siły i ochota na przebywanie w górach. Zbliżał się wieczór i chciał podwózki do cywilizacji. W zamiar oferował zimne piwo w Starigradzie. Oczywiście z radością zaoferowałem pomoc, musieliśmy tylko dojść do auta, ale pozostał prosty odcinek drogą szutrową. Saša naprawdę człapał już ostatkiem sił. Do parkingu był kawałek, z pięknymi widokami. Rozmawialiśmy o górach i życiu, więc szybko zeszło. Ukochana też dostała zaproszenie na piwo, ale że nie odbierała telefonu, to się nie załapała. Saša uświadomił mnie, że w Chorwacji można sobie jedno wypić i jechać autem, więc nie było problemu. On pierwsze wypił od razu i zamówił drugie. Rozpoczęły się rozmowy na poważniejsze tematy. Zapytał jak się żyje w Polsce, a ja od razu odbiłem piłeczkę pytając, czy cokolwiek słyszał o aktualnej sytuacji u nas. Słyszał jedną rzecz - że stajemy się państwem religijnym, w którym zaostrzają prawo aborcyjne. Zrobiło mi się trochę przykro. Weszliśmy na tematy społeczno-polityczne, gospodarczo-ekonomiczne. Ciekawy człowiek. Ma taką teorię, że 90% ludzi jest z natury dobrych i uczciwych. Jeżeli władza jest sprawiedliwa, to społeczeństwo pielęgnuje pozytywne wartości. Rozmawiało się fajnie, więc pojawiła się jeszcze pizza i kolejne piwo dla mnie. Tuż koło knajpy był wypadek. Auto skręcające w lewo z drogi głównej nie ustąpiło pierwszeństwa motocyklowi. Saša pobiegł na miejsce jako pierwszy potem wrócił i ubolewał nad niewłaściwą postawą życiową motocyklisty. To był taki stary dziadek na chopperze. Zamiast cieszyć się, że jest tylko trochę poobijany, złości się, ze drogi motor zniszczony, domaga się policji, awanturuje się. A kobieta, która zajechała mu drogę tłumaczy się, że oślepiło ją zachodzące słońce. To przecież może się zdarzyć. Saša jest idealistą i jest trochę oderwany od rzeczywistości. Potem dalej gadamy o życiu, kobietach, równouprawnieniu, rasizmie. Saša ma 3 żony, 3 dorosłe już dzieci i jest jedynym Chorwatem jakiego spotkałem, który nie ma nic do Serbów. Bardzo ciekawy człowiek. Kiedy zapytał czy jeszcze po jednym już odmówiłem, choć nie ukrywam, że fajnie mi się siedziało. Wycieczka była w sam raz. Niecałe 12 godzin gór, solidnie ale bez ekstremalnych przeżyć i potem półtorej godziny na piwku. Skalne miasto dookoła Bojin kuka to najładniejsze rejony jakie widziałem w Paklenicy. To już koniec opowieści o górach, ale nie koniec relacji ![]() C.D.N. |
Autor: | e_l [ Cz lip 22, 2021 9:02 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
sprocket73 napisał(a): Jak tu pięknie i spokojnie... Nic dodać i nic ująć, piękne góry, tylkosprocket73 napisał(a): ...niestety gorąco. Podziwiam za samozaparcie i zdobywanie szczytów w tym upale. sprocket73 napisał(a): Odbyłem z nim poważną rozmowę dyscyplinującą. Powiedziałem, że albo będzie zachowywał się normalnie i używał wszystkich łap, albo oddajemy go do chorwackiego schroniska. Od razu się poprawił. ![]() ![]() sprocket73 napisał(a): Ostrzegłem go tylko, że jak padnie to idzie do chorwackiego schroniska bo nie będę go nosił. ![]() sprocket73 napisał(a): Tobi mówi, że woda w nim nie nadaje się do picia. Jakiego Ty masz mądrego psa ![]() Lubię czytać te Twoje relacje ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pt lip 23, 2021 6:56 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część VI - Kornati i Telašćica Nie samymi górami człowiek żyje ![]() Chorwacja oferuje jeszcze inne atrakcje. Postanowiliśmy z nich skorzystać i odbyć całodniową wycieczkę statkiem do Kornati i Telašćicy. Jest to popularna forma rozrywki, wycieczki są sprzedawane w każdej turystycznej miejscowości. Kornati to archipelag wysp. Trzeba przyznać, że mają swój urok, choć spodziewałem się więcej. Statek po prostu wśród nich przepływa. Maił być jakiś postój, ale zrezygnowano z niego z powodu wiatru. Faktycznie wiało, statkiem kołysało. Trochę brała mnie choroba morska. Innych bardziej - jakaś nastolatka zwymiotowała mi wprost pod nogi. Może dlatego średnio mi się podobało. Natomiast w Telašćicy było fajowo. Przede wszystkim bardzo ładnie. Prawdziwe chorwackie kolory. Na wyspie jest słone jezioro. Można w nim pływać, można je obejśc dookoła. Podobało nam się w nieczynnym parku linowym. Pewnie z powodu COVIDa był zamknięty, ale ludzie i tak wchodzili. Cóż za nieodpowiedzialność! Na wiszącym moście Tobi początkowo bardzo się bał, jak to się wszystko chwiało. Ale po chwili już biegał. Zuch. Ukochana również próbowała swoich sił i to z powodzeniem ![]() Potem zrobiliśmy sobie spacer po wyspie. Największą atrakcją są tu klify. Jest nieco inna roślinność niż na lądzie. Chodziliśmy głównie po krawędzi podziwiając miejsca widokowe. Fale uderzały o skały. Tobi bez lęku wychylał się mocniej ode mnie. Na koniec powrót z podziwianiem gór z daleka. Wycieczka statkiem była fajną odmianą. Choć wyobrażałem ją sobie lepiej. Ale nie ma się co czepiać szczegółów. Dodam jeszcze że wina i rakiji lali do oporu ![]() C.D.N. |
Autor: | sprocket73 [ N lip 25, 2021 3:32 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Część VII - zwiedzanie, plażowanie i podsumowanie To był już nasz czwarty wyjazd do Chorwacji, więc nie nastawialiśmy się na intensywne zwiedzanie. Odwiedziliśmy Zadar, bo blisko i ma dużą starówkę. Wysoka wieża, z której widać czerwone dachy. Uwielbiam. Wąskie nastrojowe uliczki. Ta atmosfera. Fajnie posiedzieć w takiej knajpce. Morskie organy na których grają fale chyba wszyscy znają. Jeżeli chodzi o mniejsze miasta, na typowy wakacyjny wyjazd polecamy Nin. Ładna mała starówka na wyspie. I coś co jest rzadkością w Chorwacji - piaszczyste plaże. Z widokiem na góry. My głównie plażowaliśmy na miejscu, w Seline i Starigradzie. Tu widoki na góry nawet jeszcze lepsze. Ludzi było naprawdę mało. Pewnie z powodu pandemii. Ci którzy byli woleli tłoczyć się jak najbliżej cywilizacji, zamiast odejść 500 metrów obok. Tobi polubił morze. Widać było, że wchodzi do wody dla przyjemności. A potem sobie drzemał w cieniu. Ruinki na plaży. Plaże były różne, najczęściej żwirkowe, ale były też kamieniste. Zachody słońca. Chorwacka przyroda. Jeszcze słowo o cenach. Wszystkie podam w złotówkach licząc dla 2 osób. - nocleg 135 zł (apartman, z łazienką, aneksem kuchennym i wielką werandą: 30 euro) - pizza z piwem ~100 zł - mięsko z winem ~150 zł - jednorazowe wejście do Paklenicy 80 zł + ewentualnie jeszcze parking (ale opłata pobierana tylko po 6:00 rano na głównych wejściach) - wycieczka statkiem 400 zł W knajpach pustki, pandemia. Mimo to nie walczą o klienta ceną, widocznie taniej się już nie da ![]() I to by było na tyle, dziękuję za uwagę ![]() KONIEC |
Autor: | anke [ N lip 25, 2021 10:52 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Świetna relacja z prawdziwych* wakacji ![]() Dla tych, którzy jak ja nie słyszeli o organach w Zadarze, link poniżej: https://www.youtube.com/watch?v=LBhk5KFwLVc * trochę leniwej plaży, trochę górskiego niepokoju |
Autor: | Damian78 [ N sie 01, 2021 9:59 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Pięknie, ja jeszcze dwa tygodnie i napieram na Cro ![]() Pomyliłeś rejony, to co widać to wyspa Pag i Cres, jest jeszcze Rab, Krk i Losinj, to są wyspy Kvarneru nie Dalmacji. Na focie dobrze widać Paski Most i Fortica Pag ![]() e_l napisał(a): Na wierzchołku mam piękne widoki na wyspy i półwyspy Dalmacji
|
Autor: | sprocket73 [ N sie 01, 2021 11:57 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Damian, czy ja wiem, czy pomyliłem? Na zdjęciu są południowe rejony Pagu, za nimi Vir (ta z miastem), a jeszcze dalej na horyzoncie to Molat (wyspy Cres nie ma na zdjęciu). Na wiki zaznaczone jest to wszystko jako Dalmacja: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dalmacja#/media/Plik:Dalmatia_(Kotor).svg Z samą wyspą Pag jest różnie. Na Wiki piszą, że znajduje się u wybrzeży Dalmacji. Jak piszą o Zatoce Kvarner, to wymieniają Pag jako jedną z wysp tej zatoki. W przewodniku Pascala, w części nazwanej "Wyspy Kvarneru" nie ma Pagu - jest on w rozdziale nazwanym "Wyspy Dalmacji". Ale nie kłóćmy się ![]() Jeżeli jesteś pewny, ze masz rację, to ja odpuszczam ![]() |
Autor: | e_l [ Pn sie 02, 2021 8:57 am ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Damian78 napisał(a): Pięknie, ja jeszcze dwa tygodnie i napieram na Cro Błąd w cytowaniu, to sprocket73 miał piękne widoki, bo to On tam był i to Jego relacja. Ale całkowicie zgadzam się z Jego słowami. ![]() Pomyliłeś rejony, to co widać to wyspa Pag i Cres, jest jeszcze Rab, Krk i Losinj, to są wyspy Kvarneru nie Dalmacji. Na focie dobrze widać Paski Most i Fortica Pag ![]() e_l napisał(a): Na wierzchołku mam piękne widoki na wyspy i półwyspy Dalmacji Dla mnie bez znaczenia co widać. |
Autor: | gouter [ Pn sie 02, 2021 8:03 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Byłem w tych rejonach trzy razy, Anicę zaliczyłem, polecam jeszcze wyjazd na Mali Alan i wejście na Tulove Grede oraz kanion Zrmanji ![]() ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pn sie 02, 2021 8:27 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
gouter napisał(a): polecam jeszcze wyjazd na Mali Alan i wejście na Tulove Grede oraz kanion Zrmanji Namierzyłem - cudne miejscówki. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane ![]() |
Autor: | anke [ Pn sie 02, 2021 8:52 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
to może dodam przy okazji: Leśna idzie właśnie Chorwackim Szlakiem Długodystansowym: "... Croatian Long Distance Trail. To nowy szlak zaprojektowany w 2017 roku przez pierwszego Chorwata, który pokonał Pacific Crest Trail i zapragnął stworzyć podobną trasę w swoim kraju. CLDT ma około 2200 km, prowadzi z Ilok, najdalej na wschód wysuniętego punktu kraju przez punkty wysunięte najdalej na północ (Sveti Martin na Muri) i zachód (Savudrija) aż na kraniec południowy (Prevlaka)." http://acrossthewilderness.blogspot.com/ |
Autor: | sprocket73 [ Pn sie 02, 2021 9:20 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Kurcze, niezła wyprawa! ![]() Przejrzałem jej ekwipunek. Waga całości sprzętu 5 kg. A ja pamiętam jak najmniejszym namiotem u nas była "chińska dwójka" ze sklepu "górnik", do której mieściło się 2 chudych chińczyków o wzroście 170 cm bez bagażu i ważyło to 4 kg. A potem była lżejsza o 1 kg nowsza wersja z masztami aluminiowymi, ale one bardzo szybko się łamały. |
Autor: | Krabul [ Pn sie 02, 2021 9:26 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Relacji jeszcze nie czytałem ale jak coś to wszędzie do tej pory spotkałem się z kwalifikowaniem Pagu jako wyspy Północnej Dalmacji. Nigdzie Kvarneru. |
Autor: | anke [ Wt sie 03, 2021 6:28 am ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
sprocket73 napisał(a): A ja pamiętam jak najmniejszym namiotem u nas była "chińska dwójka" ze sklepu "górnik", do której mieściło się 2 chudych chińczyków o wzroście 170 cm bez bagażu i ważyło to 4 kg. A potem była lżejsza o 1 kg nowsza wersja z masztami aluminiowymi, ale one bardzo szybko się łamały. Namiocik Leśnej waży 430 gramów. (jeśli się kupuje go w Polsce, do cen poniżej trzeba dodać cło - ok. 900 zł, jak mówią Szybkie Podróże). https://zpacks.com/collections/shelters |
Autor: | Damian78 [ Śr sie 04, 2021 11:34 pm ] |
Tytuł: | Re: Chorwacja - Paklenica |
Krabul napisał(a): kwalifikowaniem Pagu jako wyspy Północnej Dalmacji Możliwe, że dalekiej północy, chociaż Pag w ogóle mi nie pasuje do dalmackich klimatów ![]() |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |