Powoli kierujemy się w stronę stromo wznoszącej się śnieżnej grani. Z Balmenhornu musimy troszkę zejść w dół.
Od prawej Piramide Vincent, Balmenhorn, Corno Nero i Ludwigshöhe. Widać też naszą autorska ścieżkę schodzącą od lewej strony.
Wielka trójka
I to co przed nami, ostrość grani i stromość śnieżnych stoków robi wrażenie, nie wiem jak ktoś o zdrowych zmysłach może na to wejść
Po szczycie widać jak pizga u góry.
Podchodzimy kawałek granią do góry, potem dość obszerny trawers w lewo w głębokim śniegu i bardzo strome podejście w górę ze skalnym fragmentem.
Gdy wszyscy znajdujemy się już na poziomym fragmencie grani, robimy przerwę na smarowanie facjat i batonika
Tutaj w widoku doszedł jeszcze Parrotspitze.
Poziomy fragment grani w kierunku szczytu to najniebezpieczniejszy odcinek, idziemy środkiem grani lub po nawisach, lepiej nie myśleć o tym gdzie się jest i co się robi
Poziom koncentracji przy każdym kroku jest na takim poziomie, że trudno go sobie wyobrazić w życiu codziennym
Duforek.
Niesamowite jęzory lodowców. Na skałach w środku kadru srebrzy się schronisko Monte Rosa, z którego startuje normalna droga szwajcarska na Dufora.
Poziomy fragment grani kończy się uskokiem lodowca, przechodzimy przez przysypaną szczelinę na niewielki placyk, krótka przerwa.
W kierunku szczytu.
Niesamowite seraki na ścianie.
Podejście na szczyt jest wywiane, bardzo twardy śnieg i jeden fragment zalodzony, ostre raki tutaj to podstawa.
Widoki coraz rozleglejsze.
Na podejściu jesteśmy sami, tuż przed samym wierzchołkiem wbijają goście, którzy szli od Naso granią (też fajna droga, kiedyś trzeba się będzie wstawić
)
Wchodzimy na przedwierzchołek, ale faktyczny szczyt to wyższa zaspa kilka kroków dalej.
Panorama miażdży
Na pierwszym planie wierzchołek zachodni, zeszłoroczny pik, wydaje się być tak blisko. Pierwotnie planowaliśmy trawers, ale przez podejście na Balmenhorn i z racji małej ilości dni z pogodą musieliśmy przyspieszyć wejście na główny cel tego wyjazdu, więc takie rodzynki zeszły na dalszy plan.
Sesjona na piku.
Zabieramy się do zejścia bo nawet nie ma jak usiąść lub normalnie stanąć.
Z trawersu dochodzą dwa zespoły.
Zejście też czujne bo stromo jak cholera, podejrzewam że ciężko byłoby wyhamować czekanem, więc pomalutku.
Zalodzony fragment, niektórzy się asekurują, obeszliśmy go bokiem. Na grani widać jak robią się pióropusze ze śniegu.
Dom, Zinalrothorn i Obergabelhorn.
Powrót to oczywiście powtórka z rozrywki, ale po gorzej związanym śniegu.
Zejście na lodowiec to koszmar, grząski śnieg po kolana, na samym lodowcu już nie czuć tak wiatru, jest gorąco a my mamy pod górkę do schronu.
Ostatnia pionowa przed restem. Koło 14 jesteśmy w schronie.
W schronie śpimy z Bułgarami i Bułgarką