Gdzie nie spojrzymy na mapę tam już byliśmy, a nawet jak gdzieś nas nie było i tam idziemy to wydaje nam się, że jednak gdzieś tam się już plątaliśmy. Tym razem Ewa upolowała Magurkę. Setka szczytów się tak nazywa, więc skupmy się na tej nad Suchą Beskidzką. Kiedyś miała kicka, a teraz jest Sucha i Bez Kicka…
Parkujemy przy głównej drodze i podchodzimy czerwonym szlakiem prosto do góry, momentami całkiem stromo.
Pierwszy punkt programu to spotkanie ze żmiją, Norbert się wypuścił biegiem do przodu, zobaczyłem, że kilka metrów przed sobą ma żmijkę, nie było opcji Go złapać, więc tylko krzyknąłem Stój! Ale weź wyhamuj przedszkolaka. Kilka kroków jeszcze zrobił tak, że zatrzymał się właściwie nad żmiją, na szczęście wszystkich butem dosłownie o centymetr od niej. Jak się zorientował w sytuacji, to nastąpił atak paniki, odskok, żmija na szczęście zachowała zimną krew i jak przestało jej grozić zdeptanie to odpełzła w trawę. Wszystkim nam skoczyło ciśnienie.
Drugi punkt programu to znalezienie pierwszej godnej wyłożenia się polany i rozpoczęcia Wolnego Dnia (pszenicznego).
To nie ta polana, ale stąd też były przyjemne widoki
Kawałek dalej odbijamy ze szlaku w jedną z leśnych dróżek i idziemy namierzać szczyt, gdyż szlak trawersuje zbocze poniżej. Chyba bardzo brakuje nam Kieratu.
Punkt trzeci to odtrąbienie zwycięstwa i miłe zaskoczenie, bo nie trzeba szukać najwyższego drzewa przy najwyższej kretowinie tylko jest elegancko usypany kopiec z kamieni, tabliczka informująca, że jesteśmy aż 870 m n.p.m. i punkt triangulacyjny.
Pamiętacie taką grę „Magiczny miecz”? Zawsze chciałem być zdobywcą!
Po wysiłku czas na odpoczynek i powtórzenie procedur z wcześniejszej polany. Tym razem podziwiamy Babią Górę i Beskidzki Raj. Na dobra, podziwiamy Babią Górę i patrzymy na Beskidzki Raj zastanawiając po co takie rzeczy budować tak wysoko, a nie bliżej miasta?
Wieża widokowa. Lepiej mieć wyliczone 3 złote i mały plecak
Podchodzimy na Surzynówkę gdzie znajduje się hotel i wieża, Norbert chwilę szaleje na placu zabaw i tyrolce, wieże sobie darujemy.
Na Babiej jeszcze biało
Zejście początkowo bez szlaku leśnymi dróżkami, później łączymy się z czarnym, mijamy jeszcze jedną polanę po drodze i przypiekani słońcem kierujemy się w stronę samochodu.
Punkt któryś tam. Przed odjazdem zaglądam jeszcze do lodziarni na przeciwko, biorę każdemu małe co nieco i porcje były miłym zwieńczeniem dnia. 1 gałka była większa niż 3 normalne, a duża była jeszcze większa, do tego za jakieś śmieszne pieniądze porównując z tym co się wydaje w Krakowie czy okolicach. Właściwie to dało się pojeść lodami:D
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/