W zeszłym roku obiecałem znajomej, że ją zabiorę na Gerlaszka jak się będziemy wybierać, trochę ją postraszyłem, że pójdziemy trudną i eksponowana granią, od Przełęczy Tetmajera, nie przeraziło ją to jednak. No i tak sobie ten 2020 leciał i trzeba się było z obietnicy wywiązać
Kręcimy, więc grubą imprezę i pod koniec września udaje się zgarnąć kilku prawiczków na Drogę Tatarki. Michał nie szedł tą drogą, Krzychu w ogóle nie był na Gerlachu a Misiaczki były tylko zimą przez Batyżowiecki Żleb, znajoma była ale z przewodnikiem i przy kiepskiej pogodzie, więc widoków zero. Tradycyjnie uskuteczniamy metodę późnego startu, co by sobie przewodnicy zeszli ze szczytu i mieć luz u góry. Startujemy o siódmej z Tatrzańskiej Polanki, pogoda na razie fajna.
Pod Śląskim dłuższy postój, trzeba wypić kawusię i zalać Kofolą, zresztą wycieczka ma być w typie totalnego chillu
Podejście nad Długi Staw Wielicki troszkę się dłuży i pokonujemy go któryś tam raz, dlatego chłopaki co jakiś czas kombinują by jakimś trudniejszym wariantem pocisnąć
Ludzi na szlaku sporo a powyżej stawu na Polski Grzebień to już prawie człek za człekiem idzie, jak dobrze że wychodzimy z tego tłumu
Klimat piknikowy i fotki grupowe co chwilę
Nie wiem co się tam działo, ale chłopaki focili ostro
Schodzimy ze szlaku, pod charakterystyczny głaz a potem do góry.
Zboczem zasłanym dużą ilością luźnych kamieni podchodzimy pod ścianę, gdzie ubieramy kaski i uprzęże, dalej płytkim żlebem na wypłaszczenie przed Tatarkową Próbą.
Docieramy pod ścianę, gdzie po płytach robi się trawers do żlebu, w którym jest Próba. Wyciągamy sznurki, troszkę zabawek i dzielimy się na dwa zespoły.
Próba jest fajna, troszkę wspinania, troszkę gimnastyki na łańcuchach i klamrach.
Na pobliskim Polskim Grzebieniu i Małej Wysokiej ludzi jak mruwków i dość wyraźnie słychać ich rozmowy, ale kocioł
Po wyjściu z Próby wchodzimy w Żleb Darmstadtera, podejście początkowo dość monotonne prawą stroną po skałach ograniczających żleb wraz z wysokością staje się ciekawsze i częściej trzeba używać rąk. Niestety z doliny windują się chmury i do przełęczy praktycznie zero widoków.
Na przełęczy robimy dłuższy postój i czekamy na drugi zespół bo coś się ociągają. Dopiero tutaj spotykamy jakichś łojantów, wszyscy idą od Zadniego Gerlacha. Przez chwilę obserwuję grupę Czechów, którzy nie mogą rozkminić miejsca wejścia na grań w kierunku szczytu i próbują się wpakować w jakiś koszmarny trawers donikąd, krzyczę do nich i pokazuję paluchem, ze wcześniej trzeba pocisnąć w górę.
Dociera reszta ekipy. Z przełęczy okrojony widok na Batyżowiecką i Kończystą.
5s dla lansu i wbijamy w grań
Myślałem, że gorzej nam pójdzie przejście tego fragmentu bo tu już trzeba się wspinać momentami w dużej ekspozycji, ale nawet idzie sprawnie.
Wchodzimy na poziomy fragment grani, skąd już widać krzyż na szczycie co nas troszkę dziwi, bo dzień wcześniej jakiś gość zamieścił w necie fotę z tym krzyżem w ręce, jakoby go odciął, widać że fota była fotomontażem, ale ile szamba ludzie na niego wylali
Docieramy na szczyt, widoków Król jednak poskąpił, na stronę Wielickiej nie widać nic. Ludzi troszkę jest, ale żadnego przewodnika. Jest czternasta, więc nie zabawiamy zbyt długo, bo droga do samochodu daleka. Lecimy z sesjoną.
Piąty raz u Króla.
Zejście Batyżowieckim Żlebem dłuży się jak zwykle, metr po metrze pokonujemy żleb w zejściu, gdzie przy Batyżowieckiej Próbie czeka nas mały korek.
Na próbie jakaś dziewczyna ma problemy z kolanami, wyglądała na nieźle zmordowaną, Judyta też w jednym miejscu panikuje, bo nie może dosięgnąć nogą do klamry, ale ostatecznie ogarnia odpowiednią sekwencję ruchów
Po wyjściu ze żlebu, rozbrajamy się, wspólna fota po i schodzimy do stawu.
Przy stawie już szarówka, u wszystkich widać już oznaki zmęczenia a do parkingu jeszcze z 1,5h marszu w większości już w ciemnościach, dla Beaty to była prawdziwa tatrzańska wyrypa.
Na parkingu jesteśmy o dwudziestej pierwszej zrypani na maksa
Ale wszyscy zadowolenie i deklarują ponowną chęć wizyty u Króla w przyszłym roku
Tatrzańscy Masochiści