W górach się jest po to, żeby chodzić po górach.
Następnego dnia wczesnym rankiem ja i Tobi wyruszyliśmy na Śnieżkę. Zgodnie z planem na nogach z Przesieki. Najpierw do miejscowości Borowice, potem do Karpacza. Poruszaliśmy się szlakami. Szlaki wiodły przeważnie szerokimi drogami.
Zastanawiałem się co to może być? Sporo trudu kosztowało zbudowanie tych płotków.
Docieramy na główny szlak pieszy z Karpacza na Śnieżkę. Ludzi mało. Może jeszcze za wcześnie, a może wcale nie ma takich tłumów jak to straszą w mediach.
Co ciekawe, prawie wszystkie szlaki w KPN są wyłożone kamieniami. Często spotyka się też drewniane kładki. Jest inaczej niż w "naszych" górach.
Docieramy wyżej, kończy się piętro lasu. Tu mam skojarzenia z Tatrami.
Mały Staw. Skojarzenia z Tatrami są naprawdę mocne.
Wychodzę na grzbiet i... nie ma grzbietu. Są obszerne równiny trawiasto-kosówkowe. Zdaję sobie sprawę jak mało wiem o Karkonoszach. Za pierwszym razem przeszliśmy całe w 2 dni. Musiałem mieć wtedy zupełnie inne podejście do gór niż obecnie, bo niewiele pamiętam. Główne wspomnienie to szukanie miejsca na nocleg. Z kolei z wyjazdu w 2009 r. wspominam głównie mgłę i deszcz.
Jest i Śnieżka (1603). Trzeba przyznać, wygląda konkretnie.
Jednak są tłumy ludzi. Mało kto idzie na nogach, większość wyjeżdża kolejką. Tobi był tego dnia zagłaskiwany przez setkę dzieciaków. Czasem był wręcz napadany z zaskoczenia i przytulany na siłę.
Widoki ze Śnieżki. W planach miałem zapuścić się nieco w głąb Czech. Jeszcze w domu upatrzyłem sobie szczyt Krakonoš (1422), na który prowadzi szlak i z którego miałem nadzieje na jakieś ciekawe widoki. To chyba ten pośrodku lekko w lewo.
Schodzimy. Tłumy coraz większe. Główny podsłuchany motyw rozmów, to zazdrość i oburzenie, że Czesi maja kolejkę na sam szczyt, a my Polacy musimy kawałek podejść. Może w następnych wyborach jakiś polityk zrobi obietnicę programu Narodowych Kolejek Górskich na każdy szczyt i ludzie go wybiorą. Widzę padające ze zmęczenia dzieciaki z nadwagą. Stonka w pełnym tego słowa negatywnym znaczeniu. Takich tłumów nie widziałem w górach jeszcze nigdy.
Przechodzimy na czeską stronę. Szlak prowadzi podmokłą Równią pod Śnieżką. Szkoda, że nie ma słońca, bo wszystko jest szare i przez to mniej ciekawe. Pamiętam to miejsce z 2009 roku, widoczność była na parę metrów. Teraz jest dużo lepiej.
Teraz w stronę wypatrzonego szczytu. Coś mi nie pasuje, gdyż górę, którą miałem za cel mijam bokiem, a ścieżka cały czas lekko się obniża. Natomiast pojawia się słońce i jest pusto, tak że podoba mi się bardzo.
Krakonoš jednak trochę rozczarował. To jest jednak tylko takie przejście na drugą stronę mało wybitnego grzbietu i to już na tyle nisko, że w kosówkach. Góra, na którą myślałem, że idę, to Luční hora (1555) i została z tyłu. Jem solidny posiłek, planuję co dalej, patrzę na to co widać.
A jakby tak wyjść sobie na Luční horę bezszlakowo, zamiast wracać się ta samą drogą? Pomysł wydawał się dobry, na mapie była nawet zaznaczona ścieżka.
Ścieżka szybko się skończyła. To co widać na poprzednim zdjęciu wydeptali ludzie idący za potrzebą. Przede mną mur kosówki. Niby widać, że ktoś się tędy kiedyś przeciskał. Pytanie czy jest się sens ładować w takie coś. Gdyby była ze mną Ukochana, na pewno byłby odwrót, a tak to puściłem Tobiego przodem i podążyłem za nim.
Oj żałowałem tej decyzji kilka razy. Posuwałem się powoli i za każdym razem motywowałem się, że jeszcze tylko ostatnie zagęszczenie i jak się nie poprawi to wracam. No i w końcu upór się opłacił, udało się wyjść powyżej kosówek
Uczucia, które towarzyszą pozaszlakowemu łażeniu są 5x lepsze od tych szlakowych. Luční hora to rozległa, łagodna, trawiasto-kamienista góra w samym sercu Karkonoszy. Zupełnie inny świat.
Pora wracać, najpierw do Polski, potem grzbietem w kierunku zachodnim aż do Przełęczy Karkonoskiej. Jest cały czas dość płasko, przewyższenia niewielkie, idzie się szybko.
Špindlerova bouda. Nagromadzenie schronisk w Karkonoszach jest ogromne i to nie są małe bacówki, tylko wielkie budynki.
Z przełęczy jest szlak prosto do Przesieki, cały czas asfaltową drogą. Idzie się bardzo szybko. Podziwiam gęsty las...
...z zielonym runem w różnych odcieniach.
Na koniec porzucam szlak próbując wyjść wprost na nasza kwaterę od góry, co się udaje. Choć wycieczka trwała niecałe 13 godzin, jestem dość zmęczony. Zastanawiam się czemu. Jednak te 1000 metrów podejścia na Śnieżkę było, a potem jeszcze dodatkowo trochę doszło. Sprawdziłem dystans - prawie 40 km, nie spodziewałem się, że aż tyle. W sumie bardzo udany dzień, szkoda tylko, że nie w pełnym składzie.