W sobotę późno wstajemy z łóżka, Ewa odsypiała pracę, ja finał Pucharu Polski, efektem czego było wejście na szlak dopiero o 13:00. Druga sprawa, że obraliśmy kierunek na wschód w nieodkryte przez nas rejony.
Wyścig kolarski przez Wisłok Wielki
Auto zostawiliśmy w Wisłoku Wielkim przy jakimś boisku i po szybkim posileniu się ruszyliśmy zdobywać wielką górę – Tokarnie (czyż ta nazwa nie brzmi dumnie). Najpierw około 2 km idziemy wzdłuż głównej drogi, gdzie akurat odbywa się wyścig kolarski, następnie asfaltem do góry, po żwirze do góry, po piachu do góry i tak docieramy do przełęczy pod Tokarnią. Zmieniamy szlak na czerwony i w końcu zaczynają się pojawiać ciekawsze widoki, po lewej farmy wiatrowe i wzniesienia jeszcze mniejsze niż Tokarnia, za nami Beskid Niski, przed nami Bieszczady. Najbardziej w oczy rzuca się Kamień nad Jaśliskami, który odwiedziliśmy w 2017 roku (relacja tutaj:
https://summitate.wordpress.com/2017/11/12/kamien-ale-nie-byle-jaki/ ).
Połączenie dwóch światów – stare budownictwo i panele fotowoltaiczne
Krzyże, kapliczki i inne obiekty sakralne są przy każdym skrzyżowaniu (kolorystyka wszędzie jednakowa)
Wchodzimy do lasu
Trochę jak szlak na Jagodną
Kamień nad Jaśliskami widziany spod szczytu Tokarni
Rozłożysta kopuła szczytowa Tokarni
Rodzinne zdobywanie szczytów
Widoki z wierzchołka
Przez te łąki będziemy iść jutro
Nie siedzimy długo na szczycie, bo trzeba się dzisiaj jeszcze rozbić z namiotem i wypić jakieś piwo. Mamy zaklepane miejsce (problemu z tym raczej nie ma) w Chacie w Przybyszowie i przyznam się, że było trochę dziko, bo bufet jakiś niby jest, ale wygodniej mieć wszystko ze sobą, jak chcesz się umyć to to wanna jest i można sobie nagotować wody ze strumienia, albo po prostu wejść do niego, sławojka sztuk dwie ( środku można podziwiać wesołe rymy Chatkowego) i przy tym wszystkim jest miło, sympatycznie i klimatycznie. Kogo warunki nie zrażą to na pewno może odpocząć.
Chata w Przybyszowie
Słów kilka jeszcze o namiocie bo zaliczał chrzest, wcześniejsza dwójka już była za ciasna i nie wytrzymała ostatniego noclegu pod Sokolicą, więc tym na razem wybraliśmy trójkę żebyśmy wszyscy razem mogli się swobodnie zmieścić. Padło na typ kempingowy, co skutkuje mniejszą wytrzymałością na wiatr i ulewy, oraz większą wagą, za to jest wygodny, trzy razy tańszy od trekingowego i na razie nie planujemy ekstremalnego krzonowania.
Nasze lokum
Wieczorem trochę pokropiło, ale rano po deszczu nie było już śladu i zaraz po 7:00 ruszyliśmy w dalszą drogę. Szliśmy czerwonym, Głównym Szlakiem Beskidzkim do Komańczy, a w tym miejscu pokrywa się on również ze szlakiem Śladami dobrego wojaka Szwejka. Po drodze mijaliśmy oczywiście cmentarze z okresu I Wojny Światowej których w okolicy jest masa, walczyliśmy z błotem i komarami, oraz zdobyliśmy nawet jakieś kolejne szczyty. Widoków tego dnia mieliśmy zdecydowanie więcej, ale ilość turystów spotkanych na szlaku w dalszym ciągu nie przekroczyła 3… ciekawe jak tam bliżej Krakowa.
Cmentarzy przy szlaku jest więcej niż turystów tędy chodzi
Autostrada przez Beskid Niski
Kamień
Stamtąd przyszliśmy, szczyt po prawej z wieżą przekaźnikową to Tokarnia
Widoki z Wahalowskiego Wierchu
Lokalna sztuka
I Graffiti po drugiej stronie rzeki
Te mapowe 3 godziny do Komańczy zajęły nam oczywiście trochę więcej czasu, mój pierwotny pomysł zakładał przejście przez Średni Garb i powrót do auta przez Kanasiówkę, ale już pierwszego dnia zobaczyliśmy, że raczej nie ma takiej opcji, a drugi dzień tylko nas w tym utwierdził. Jak mi to delikatnie Ewa powiedziała „Nie do końca przemyślane”. Też nie miałem ochoty na błotną wyrypę i spacer w popołudniowej burzy więc z Komańczy przeszliśmy wzdłuż drogi do stacji gdzie założyliśmy ostatni obóz, a ja zrobiłem sobie 7 km przebieżkę po auto.
Tak w ogóle to schronisko PTTK w Komańczy, to już pozostało chyba jedynie na tabliczce przy wejściu. Teraz to jest hotel z restauracją, turystów się eksmituje na taras, mogą podać kawę, piwo, pierogi, albo zupę, bo zajmują się obsługą większej grupy gości, którzy mają na butach mniej błota i nie mają czasu ugotować czegoś konkretniejszego.
A z ciekawostek to dodam jeszcze, że widziałem GS i bociana stojącego na lampie przy drodze.