Pomimo tego, że dawno nic tutaj nie pisałem, zdarza mi się co jakiś czas logować i coś na forum poczytać.
Niestety codzienne obowiązki spowodowały, że musiałem się mocno z działalności górskiej wycofać. Rok 2019 był jednak pod tym względem rokiem przełomowym. Zdecydowanie najaktywniejszym górsko od 5-6 lat. Rokiem w którym spędziłem w górach ok. 25 dni.
Mimo, że nie było to żadne tatrzańskie offroadowe łojenie jak za starych dawnych czasów, to postanowiłem się podzielić moim skromnym podsumowaniem roku 2019. Może dla kogoś, kto tak jak ja musiał z działalności górskiej się mocno wycofać, będzie to jakąś inspiracją do powrotu. Bo w góry na pewno warto wracać, nawet jeżeli dziabki, raki, friendy, haki i inne trzeba było zamienić na kijki i wygodne wysokie buty do chodzenia po beskidzkich błotach, a zamiast 20-godzinnych tatrzańskich wyryp robi się tylko kilku godzinne wycieczki na mało znane kapuchy.
No to zaczynamy:
1. Pierwszy wyjazd w 2019 to 3 dni spędzone rodzinnie w Kościelisku. Poza atrakcjami Zakopanego, śnieżnymi parkami, chochołowskimi termami, itp. udało się tylko raz wyjść w góry i to na dosyć krótki spacer, ale spowodowało to, że mocno zatęskniłem za tatrzańską zimą. Przeszedłem się z 5-letnią córką w porze popołudniowo-wieczornej z Kir do schroniska na Ornaku. Całą drogę powrotną ciągnąłem ją w sankach zaczepionych do plecaka. Przydały się jeszcze do czegoś HMS-y i pętle
Niby to tylko spacerek, ale przy -15 stopniach i z 20 kg na sankach w padającym śniegu wyszła z tego fajna wycieczka.
2. 16. lutego – wyjście z Jasionowa na Maciejową i powrót tą samą drogą. Tym razem dałem córce popalić. Musiała całą trasę przejść na własnych nogach w dosyć sporym śniegu.
3. 30-31. marca – spontaniczny weekendowy wyjazd w Tatry z córką. Drugiego dnia zdobywamy Wielki Kopieniec idąc z Toporowej Cyrhli.

4. 7. kwietnia – z Koninek idę na Turbacz. Klasyczna, niedzielna wycieczka w pełnym słoneczku, z krokusikami dookoła. Schodzę do Koninek przez Kopieniec, Wierch Spalone i Turbaczyk. W zejściu przedzieram się przez nieprzedeptane śniegi i wiatrołomy, co powoduje że wraca stary uraz kolana i łapie mnie lekki kryzys. Pojawiają się wątpliwości, czy warto w tych górach się tak katować.

5. 20. kwietnia – zgodnie z tradycją przynajmniej raz do roku staram się być na Babiej. W 2019 padło na wczesną wiosnę. Śniegu jeszcze sporo, ale widać już mocno, że zbliża się ciepło.
Trasa: Krowiarki-Babia-Mała Babia-Żywieckie Rozstaje-Markowe Szczawiny-Krowiarki.

6. Weekend majowy to rodzinny wyjazd w Sudety i okolice. Pogoda nie rozpieszcza, więc większość czasu spędzamy na zwiedzaniu (kopalnia Złoty Stok, zamek w Mosznej), suszeniu namiotu, itp. ale udaje się trochę pospacerować. 3. maja przechodzimy standardowy szlak na Błędnych Skałach, a później z Międzygórza do Ogrodu Bajek w masywie Śnieżnika.
7. Potem nadchodzi prawie 3-miesięczny okres przerwy w górskiej działalności, spowodowany przede wszystkim ostrą kumulacją obowiązków zawodowych. Przenoszę się z tego powodu na miesiąc pod Warszawę, gdzie życie na nizinach tak mnie przytłacza, że uświadamiam sobie, że muszę jak najszybciej wrócić w pofalowany krajobraz.
Tęsknota powoduje, że z Wawy do Krakowa wracam 23. lipca ok. 23., pakuję sakwy rowerowe i o 5 rano następnego dnia w mżystym deszczu jadę na dworzec PKP, skąd pociągiem do Grybowa.
To mój pierwszy w życiu rowerowy wyjazd na kilka dni w góry. Zawsze byłem piechurem. Beskid Niski jest do rozpoczęcia takiej przygody idealny. W 4 dni robię około 200 km, co może nie jest imponującym wynikiem, ale dla mnie to chyba najpiękniejszy wyjazd w całym 2019 roku. Spanie w bazach namiotowych, wieczorne ogniska, oglądanie gwiazd, moknięcie do suchej nitki w strugach ulewnego deszczu, trzęsienie się z zimna przy dźwięku grzmotów, grzęźnięcie w błocie po kostki na moim rowerze trekkingowym, opalanie się w pełnym słońcu, kąpanie w górskim potoczku, to coś czego mi od lat w życiu brakowało. Po tym wyjeździe przechodzę istne katharsis i na nowo ustawiam sobie góry wśród priorytetowych wartości w moim życiu

(Trasa: Grybów-trawers góry Chełm-Wawrzka-Brunary-Śnietnica-Stawisza-Hańczowa-Wysowa-Blechnarka-pod Obyczem-przełęcz Regetowska-baza namiotowa w Regetowie-Smerekowiec-Gładyszów-Banica-schronisko PTTK w Bartnem-Banica-Krzywa-baza namiotowa w RadocynieWyszowatka-Ożenna-Żydowskie-Krempna-Polany-Olchowiec-Tylawa żółtym szlakiem-chatka SKPB w Zyndranowej-Tylawa-Mszana-Polany-Myscowa-Kąty-Desznica-Jaworze-pod górą Walik-Brzezowa-Mrukowa-Samoklęski-Osiek Jasielski-Załęże-Dębowiec-Jasło)
8. Początek sierpnia to tygodniowy wyjazd na wczasy do Grecji na wyspę Zakynthos. Od razu po przyjeździe do hotelu rzuca mi się w oczy górka leżąca nieopodal. Zastanawiam się tylko kiedy najlepiej na nią wejść i jak, ponieważ nie ma tam żadnych szlaków. 5. sierpnia późnym popołudniem wyruszam na górę Skopos, która ma co prawda tylko 496 m, ale wycieczka i tak należy do bardzo ciekawych, okazuje się niemal dwa razy dłuższą niż planowałem i kończy powrotem grubo po 22.
9. 8. września znowu odwiedzam Beskid Niski, ale tym razem jest to tylko ok. 2h spacer z córką do rodzinnej kaplicy leśnej w Mrukowej na zboczach Świerzowej.
10. 21. września to dosyć spontaniczny wyjazd w Gorce. Na szlak wychodzę ok. 12. Idę z Rzek przez Polanę Podskały, Gorc Troszacki i Kudłoń na Turbacz. Żeby sobie urozmaicić drogę powrotną, planuję zejście przez Polanę Gabrowską do Doliny Kamienicy. Jak się okazuje, szlak który mam na mapie, jest od kilku lat zamknięty. Żeby wrócić do samochodu muszę nadrobić kilka kilometrów i przejść przez Gorc i Nową Polanę. Wycieczkę kończę około 21, schodząc z Gorca po ciemku.
11. Koniec września to 3-dniowy wyjazd z córką do Krynicy. W większości spędzamy go na zwiedzaniu i chowaniu się przed deszczem, ale udaje się też poświęcić cały jeden dzień na góry. Wchodzimy na Górę Parkową na przełaj i schodzimy podobnie. Jakby tego było mało, to potem jedziemy do Czarnego Potoku i stamtąd gondolką na Jaworzynę Krynicką. Stamtąd już na nogach idziemy do schroniska PTTK i przez Diabelski Kamień schodzimy do Czarnego Potoku. Niby to tylko zejście z góry, ale dla mojej 5-latki to dzień pełen wrażeń i solidna górska wyrypa.
12. 6. października – pogoda wredna, ale parcie na góry jest duże, więc postanawiam coś mimo wszystko zrobić. Wchodzę z przełęczy Glisne na Szczebel w totalnej mgle i siąpiącym deszczu. Schodzę w stronę Kasinki i Mszany czarnym szlakiem, a potem żeby wrócić do samochodu trawersuję Małą Górę na przełaj. W połowie zejścia dopada mnie solidny deszcz, ale satysfakcja z tego „spaceru” jest i tak duża.
13. 20. października wracam w sercu najbliższy Beskid Niski i wychodzę z Folusza na Ferdel, Kornuty i Wątkową. Pogoda jest idealna, piękna polska złota jesień. W górach, jak na Beskid Niski, istne tłumy. Spotykam na szlaku w sumie z 50 osób.

14. 27. Października to jeden z ostatnich weekendów z piękną wyżową pogodą. Po bardzo długiej przerwie wracam wreszcie w Tatry Wysokie. Nie jest to co prawda nic imponującego, ale wchodzę na Koprowy Szczyt szlakiem z Popradzkiego Plesa. Pogoda idealna, w górach tłumy. Na szlaku spotykam pewnie z 1000 osób.
15. 1. Listopada to wejście na Pilsko piękną trasą z Sopotni Wielkiej, przez Przełęcz Przysłop, Halę Górową i Halę Miziową. W drodze powrotnej idę przez Halę Cebulową, Halę Rysiankę i Halę Pawlusią na Romankę i Kotarnicę. Niewyspanie, zmęczenie i zimny wiatr dają mi tego dnia ostro w dvpę, ale wyjazd z pewnością zaliczam do bardzo udanych.
16. 24. Listopada wchodzę na Mogielicę chyba najkrótszą możliwą trasą, tj. z przełęczy Rydza-Śmigłego. Żeby sobie wyjazd trochę uatrakcyjnić wracam przez Słopnice Królewskie. Widok z Mogielicy jeden z najlepszych w Beskidach.

17. Przełom listopada i grudnia, to weekendowy wyjazd służbowy w Beskid Mały. W niedzielę na lekkim kacu wchodzę z Targoszowa przez Czarną Górę na Leskowiec. Miałem zrobić dwa razy dłuższą trasę, ale po wyjeździe służbowym nie było na to wystarczającej woli walki.

18. W połowie grudnia jadę z córką na 3 dni w Tatry. Pogoda na dole jest paskudna, wszystko tonie w mleku, widoczność zerowa, lekko prószy śniegiem. W planie był wyjazd na Skalnate Pleso i zejście szlakiem na Hrebieniok, bo obiecałem córce oglądanie lodowych rzeźb. Przez tę wredną pogodę rezygnuję z pierwotnego planu i kupuję bilet góra-dół.
Wyjeżdżamy na Skalnate Pleso i okazuje się, że na górze jest pięknie i jesteśmy nad chmurami. Po ok. godzinnym spacerze po okolicy i zabawie na najwyżej położonym placu zabaw, córka narzeka na zimno, więc jednak zjeżdżamy na dół, a do Smokovca przejeżdżamy samochodem. Stamtąd na Hrebieniok kolejką naziemną, bo jest już dosyć późno. Schodzimy na nogach i lecimy na termy do Białki.

Kolejnego dnia, przy mocnym halnym wchodzimy z Palenicy na Rusinową Polanę. W planach była Gęsia Szyja, ale wiatr był tak silny, że mi córkę przewracał, a ciemne chmury zwiastowały śnieżycę, więc zrezygnowaliśmy i zeszliśmy tą samą trasą na dół.

19. Ostatni wyjazd w Beskid Niski. Zima na dobre zagościła w górach. Jadę do Pustelni Św. Jana koło Dukli. O godzinie 10.00 parking pod pustelnią jest zupełnie pusty, a droga do niego pokryta śniegiem i lodem. Nie ma żadnych śladów ludzi. Wszystko pokrywa świeży śnieg. Pustelnia stoi zupełnie pusta. W planie miałem zejść niebieską ścieżką spacerową do kamieniołomu w Nowej Wsi. Niestety szlak jest zupełnie zasypany, w zamieci gubię go już po ok. 200-300 metrach i ładuję na przełaj przez jakieś wąwozy i leśne ścieżki. W letnich warunkach przejście tego odcinka zajęłoby mi pewnie z 20 minut, w obecnych przeszło godzinę. Z Nowej Wsi idę do studni św. Jana pod Górą Cergową, a następnie na szczyt Cergowej. Warunki dobre, chociaż mocno wieje, a świeży śnieg przykrywający nie do końca zamarznięte liście i błoto powoduje, że nogi wyjeżdżają niczym na lodzie. Zejście czerwonym szlakiem do Nowej Wsi i powrót na parking do pustelni to już zupełny lajcik. Las osłania od wiatru, a szlak jest ładnie przedeptany. Na parkingu widać ślady po 2 innych samochodach i ślady kilku osób. Poza tym pustka. Nikogo tam nie spotykam. Uroki Beskidu Niskiego.

W drodze powrotnej podjeżdżam jeszcze zobaczyć wodospad w Iwli. Asfalt jest pokryty grubą warstwą lodu i po wyjściu z samochodu jadę na butach niczym na łyżwach.

20. Rok 2019 kończę wyjazdem w Beskid Wyspowy i krótkim spacerem na Śnieżnicę z przełęczy Gruszowiec. Pod względem górskim był to z pewnością piękny rok.
