„Mięgusze w Niedzielę” – takiego smsa dostałem od Zbyszka w czwartek. Nie mogłem nie skorzystać z propozycji, tej góry sam bym chyba nie ogarnął patrząc teraz już po wszystkim i z perspektywy czasu.
Okazało się, że w sieci na pewnych znanych portalach, pojawiły się „reklamacje” termosu szczytowego na MSW – pełny zeszyt, gwint zacina itp.itd. Łukasz postanowił to sprawdzić i po raz 9 odwiedzić Mięgusza. Ale żeby nie było za łatwo, padła propozycja aby wejść na wszystkie 3 a jak się uda to jeszcze Cubrynę.
Wyjechaliśmy z Łodzi w czwórkę – Zbyszek, jego szwagier Tomek, kolega Paweł i ja. Tomek miał do wyrównania rachunki z Rysami, Paweł postanowił mu towarzyszyć w wyzwaniu. Około 4 zabraliśmy po drodze Łukasza i po niecałych 2 godzinach wyszliśmy z Palenicy. Nastroje dobre, jedynie Zbyszek narzekał na cały świat – później okazuje się że im wyżej tym coraz więcej energii dostał – pewnie od słońca . Po drodze patrząc na Mięguszowieckie zmieniliśmy decyzję o wejściu przez Przełęcz pod Chłopkiem, na wejście Zachodem Abgarowicza.
Przy Morskim Oku stajemy na trochę, obok nas, chudy jak szczypiorek Janusz Gołąb. Powstrzymujemy się od celebryckich zdjęć i autografów . Tomek z Pawłem udają się na Rysy, my zaś zaczynamy „Akcję Zeszyt” lub jak kto woli „Termos 2”.
Idziemy spokojnie w stronę Dolinki za Mnichem, tam opuszczamy szlak i podchodzimy pod ścianę. Zachód Abgarowicza okazuje się być szerokim żlebem, w miarę litym i z dobrymi chwytami.
Podchodzimy stromo, Łukasz w swoim żywiole, to widać, przoduje, raz po raz pokazując drogę i czekając na maruderów.
Po jakiś 30 minutach wychodzimy na grań Cubryny. Ta od razu mi się nie spodobała, jakaś taka nieewidentna była i z dołu wydawała się krótka. Zbyszek podsumowuje któreś tam wcięcie w grani – ku.wa znowu??
W końcu docieramy na szczyt. Tam zostajemy chwilę, kilka fotek, łyk wody i zbieramy się.
W międzyczasie na pobliską turnię wchodzi wspomniany wcześniej Janusz Gołąb (a przynajmniej tak nam się wydaje – zdjęcie nie do końca daje 100% pewności) z dwójką turystów.
Udają się granią w naszym kierunku. Zastanawiamy się czy chwilę nie poczekać na nich i zrobić sobie zdjęcie, tutaj nie byłoby to lamerskie, lecz w końcu schodzimy jednak ze szczytu w stronę MSW. Już sporo poniżej grani spotykamy chłopaka, który nas w okolicach Mnicha zaczepił z pytaniem o nasz cel. Jego był taki sam z tym ze wchodził przez Hińczową Przełęcz. Stoi wpatrzony w Mięgusza w poszukiwaniu drogi, spoglądając raz na górę raz w przewodnik Cywińskiego. Łukasz próbuje mu wytłumaczyć, pokazując – pójdziesz tu, później tam – chyba to go jednak nie przekonało i proponujemy mu wspólną wycieczkę. Szybko się sobie przedstawiamy i Piotrek wędruje z nami granią.
Ta wydaje mi się jakoś tak trochę łatwiejsza od tej południowej grani Cubryny. Może trochę bardziej eksponowana, ale chwyty pewniejsze i droga jakoś szybko idzie. Cały czas Łukasz idzie pierwszy, Zbyszek na końcu ale to nie jest jego ostatnie słowo
Na Mięguszowieckim rozsiadamy się na dłużej, aparaty się grzeją, zaglądamy do termosu, wyciągamy stary, rzeczywiście zapisany całkiem zeszyt, wpisujemy się do nowego, Zbyszkowego zeszytu. Sam termos w stanie doskonałym, gwint niezniszczony jak co poniektórzy sugerowali…
Gotujemy obiad, uzupełniamy węglowodany, pozujemy
Po dłuższym czasie schodzimy w końcu do drogi po głazach. Nie wiem kto nazywa tak drogę na której są same parchy i oślizłe mchy i trawki. Praktycznie przez cały czas. Tracimy sporo na wysokości czas leci a sporo przed nami.
Podchodzimy w końcu pod ścianę Pośredniego i widać że jest to kawał góry. Nie za bardzo wiedzieliśmy jak się za nią zabrać w partii szczytowej. Łukasz poszedł granią, cholernie eksponowaną którą jak powiedział, za cholerę by nie wrócił. Zbyszek poszedł na prawo wąską półką po czym po mocno pochylonej ściance praktycznie w okolice szczytu. Idąc tamtędy nie myślałem za bardzo o zejściu, a ten odcinek na powrocie mnie trochę przeczesał. W kilka minut dołączam do Łukasz i Zbyszka, Piotrek został i poczekał na nas na dole.
Zbyszek wspomniał o zabraniu liny, ja oponowałem ale miał rację, przydała się nam na powrocie. Chyba jednak jest jakaś pechowa bo już drugi raz nam się zaplątała między kamieniami. Łukasz jak rasowy woźnica, machając nią jak lejcami wyswobodził ją i udało się ją zabrać. Poniżej miejsce w którym mieliśmy największe tego dnia problemy. To nad moją głową...
Fotka szczytowa
Z Pośredniego zeszliśmy około 16, czas gonił. Zbyszek nakręcił się już na maksa i wiedziałem że mimo w miarę późnej godziny będziemy atakować Czarnego. Ścieżką doszliśmy w krótkim czasie na Przełęcz pod Chłopkiem. Tam ja razem z Piotrkiem schodzimy w dół. Dla mnie już wyrypanego drogą i nieco wystraszonego wariatami Piotrka już wystarczy na dziś. Łukasz i Zbyszek jak dwa dziki w 40 minut zrobili pętle przełęcz – szczyt – przełęcz i niedługo po nas zameldowali się w schronisku gdzie już czekałem razem z Tomkiem i Pawłem.
Chwilę posiedzieliśmy pod schroniskiem, później asfalt, i próbujemy dogonić Zbyszka któremu odwaliło i pognał w dół.
Brak snu przez 36 godzin, 14 godzin w górach, zmiany za kierownicą niemal co pół godziny….
A miały być tylko emeryckie akcje
Bardzo fajna górska przygoda, mnóstwo emocji i zebranego doświadczenia. Dziękuję Łukasz, Dzięki Chłopaki!!