Białe Karpaty to niewysokie pasmo graniczne pomiędzy Słowacją a Czechami, które jest dość rzadko odwiedzane przez polskich turystów. Razem z żoną nadkładamy więc starań, żeby stanowić wyjątek od tej reguły

. W ten weekend pchnęła nas też w te strony bardzo burzowa pogoda w wyższych rejonach górskich, zaś w Białych Karpatach miało być całkiem w porządku.
Dwie godziny i piętnaście minut – tyle czasu zajęło nam pokonanie drogi z Mysłowic do Trencianskich Bohuslavic. Nasz autobus odjeżdżał dopiero za półtorej godziny, więc mieliśmy czas dla siebie

. Autobus zaś nadjechał zgodnie z planem i zawiózł nas na północ do Novej Bosacy. Również w kierunku północnym prowadził nas dalej niebieski szlak przez liczne przysiółki, tak zwane Bosacki. Upał od rana dawał się we znaki – dawno się tak nie męczyliśmy w górach. Po nieco ponad godzinie marszu wdrapaliśmy się na wierzchołek Velkego Lopenika (911 npm), który był najwyższym punktem naszej wycieczki.


Na szczycie góry znajduje się 22 - metrowa wieża widokowa, symbol przyjaźni czesko-słowackiej. Wstęp na wieżę jest ponoć odpłatny, czego nie uświadczyliśmy, bo drzwi wejściowe były otwarte. Co jeszcze zastaliśmy na szczycie Velkego Lopenika? Ano same szczytowe elementy krajobrazu, czyli pole namiotowe, wóz strażacki, kilka samochodów osobowych, meleksy, prowizoryczną stołówkę z parasolami, gdzie lało się piwo i piekły kiełbaski oraz liczne grono Słowaków i Czechów, którzy chyba nawiązywali wspomnianą wcześnie przyjaźń. O dziewiątej rano niektórzy odpalali piwo za piwem, więc później musiało być grubo

.
kierunek - Góry Strażowskie
kierunek - Povazsky InovecPo obejrzeniu rozległej, dookolnej panoramy, która w parny i burzowy dzień nie mogła powalić na kolana, udaliśmy się w dalszą drogę. Bardzo stromo schodziliśmy zielonym szlakiem wzdłuż granicy, a następnie zeszliśmy na czeską stronę. Poźniej zgubiliśmy w lesie szlak i własnym wariantem, przez pola uprawne dotarliśmy na Novą Horę (551 npm). Czeską Novą Horę. Tam zmieniliśmy kolor szlaku na żółty, który przekroczył granicę i z powrotem znaleźliśmy się na Słowacji. Znowu zdobyliśmy Novą Horę (629 npm) – tym razem słowacką. Pozostałe hory (mimo, że na starsze od tych Novych nie wyglądały) szlak elegancko okrążał, prowadząc na zmianę przez lasy i łąki. Tak się wciągnąłem w dyskusję z małżonką, że po drodze zgubiłem gdzieś mapę, ale nie chciało mi się już po nią wracać. Minęliśmy Rolincovą i zeszliśmy do wsi Bosaca. Upał co raz bardziej nam doskwierał, wiedzieliśmy, że we wsi jest sklep, ale okazał się on otwarty jedynie do 11, a było już po pierwszej. Więc loda nie zlizaliśmy.






perłowiec malinowiec




Żona wydobyła czapkę z daszkiem i na zmianę zakładaliśmy ją na głowę do końca wycieczki. Szczególnie mój, ścięty na krótko łeb, wykazywał oznaki przegrzania. Asfaltową drogą dotarliśmy do Haluzic, gdzie napotkaliśmy niedzielnych turystów, którzy zjeżdżają się w to miejsce, aby zwiedzać ruiny jakiegoś kościoła położonego nieopodal. Do dyspozycji mają również haluzicki wąwóz (nie zwiedziliśmy) i punkt widokowy na wzniesieniu Hajnica (341 npm), z wieżą widokową. Z wieży całkiem fajny widoczek na okolicę. Jeden z kilkunastu stopni prowadzących na wieżę wziął i pękł pod naciskiem mojej stopy, więc konstrukcja nie jest zbyt solidna. A może to ja okazałem się na nią zbyt ciężki? Temat do przemyślenia.




w kierunku Beckova
Velky Lopenik w tle po prawej
Z Hajnicy zielony szlak sprowadził nas wprost do auta. Ogólnie trasa bardzo urozmaicona, 31 km, przewyższenie 1200 metrów, ale głównie dające się we znaki tylko w okolicy Lopenika.
Noclegi mieliśmy wykupione w Novej Dubnicy i to co zobaczyliśmy z okna hotelu poraziło nasze rozgrzane do czerwoności zmysły. Odkryty basen, a w nim zjeżdżalnie, ludzi polewających się wodą w ten upiornie upalny dzień. Spojrzałem na odparzenia na nogach ze spodenek, które chyba nie służą do górskich wędrówek, na poobcierane przez chaszcze i pogryzione przez przeróżne robactwo nogi, na rozgrzany od całodziennego upału łeb i naszły mnie różne myśli. Po co tak właściwie łazimy po tych górach w takie upalne dni, zamiast wybrać się jak ludzie na taki basen? Na to pytanie być może kiedyś odpowiem jakimś elaboratem, ale nie dzisiaj

. Ogólnie to trochę zaległem przy tym oknie z widokiem na basen, bo po pewnym czasie z ręcznika podniosła się słowacka piękność z wielkimi płucami i w bardzo wyciętym kostiumie kąpielowym i rozpoczęła pląsy w płytkim brodziku. Pamela Anderson Novej Dubnicy. Postanowiłem, że na następną wizytę w tej miejscowości zabieram obowiązkowo szorty kąpielowe i zobaczycie, że słowa dotrzymam. Basen zamknęli o szóstej, co kąpielowicze, jak i my w oknach hotelu, przyjęliśmy z dużą dezaprobatą

.
/zdjęć brak -

/
Wczorajszy dzień pogodowo okazał się trochę lepszy, choć upał dalej męczył niemiłosiernie. Udaliśmy się do wsi Krivoklat, której zabudowa praktycznie wcina się w krivoklacki wąwóz. Zaparkowaliśmy auto byle gdzie i byle jak, przez bardzo zarośnięte krivoklackie łąki dotarliśmy do przysiółka Chrastkova. Przyjemne podejście w zacienionym lesie zawiodło nas na widokowe łąki Bielego Vrchu, a później do odpoczynkowego miejsca z przyczepą i szubienicą. Usiedliśmy na ławeczce obok, zaś z szubienicy nie skorzystaliśmy

.







Frekwencja na Vrsatetskich Bradlach wczoraj nie dopisała – ledwie kilka samochodów na parkingu. Podczas naszego poprzedniego pobytu wyglądało to zupełnie inaczej, bo w końcu jest to najbardziej popularne turystycznie miejsce w Białych Karpatach.
Weszliśmy jeszcze na Chmelovą, by uraczyć się pięknym widokiem na okolicę. Akurat punkt widokowy na skale opuszczali młodzi biwakowicze, którzy chyba ostro poimprezowali dzień wcześniej, bo (delikatnie ujmując) wyglądali na bardzo zmęczonych. Na jakieś pół godziny zostaliśmy więc sami – mieliśmy czas na podziwianie widoku.


Z Vrsatca zeszliśmy najpierw łąką, później zarośniętym zboczem, trochę stokówką, a następnie stromą jak pierun drogą zwózkową. Bez nawigacji i aplikacji, a prosto do auta

. Najważniejsze, że zdążyliśmy przed tęgą burzą, która później dopadła nas w drodze powrotnej

.


