Tak jakoś wyszło, że w ubiegłym tygodniu pod koniec tygodnia miałem zaplanowany pobyt w Manchesterze. A skoro już miałem tam być w czwartek i piątek to przed weekendem wracać do domu sensu nie było. Od pewnego czasu chodziło mi też po głowie zrobienie Scafell Pike - najwyższego szczytu Anglii - niecałe 1000 metrów...
Analiza sytuacji na mapie - z Manchesteru do Scafell Pike w zależności od której strony chce się atakować to gdzieś od 150 do 200 kilometrów, czyli coś w okolicy 2 godzin jazdy. Plan początkowo zakładał podejście od strony wschodniej z Langdale, czyli jakieś 11 km w jedną stronę, jednak ostatecznie wystraszyłem się pogody (w Manchesterze dość zimno i do tego wiało strasznie) i zdecydowałem się ma minimalnie krótszy szlak z Seathwaite (~7 km w jedną stronę).
W piątek wieczorem wynająłem samochód, nocleg w Manchesterze i chwilę przed 6. Na miejscu jestem koło 8. Na starcie cieżko o miejsce parkingowe - samochodów masa. Trochę chmurnie i zdecydowanie wietrznie. Jak się okazało mapa którą kupiłem nie obejmowała Seathwaite, ale na szczęście zaczynała się po jakimś kilometrze czy dwóch. Zresztą mimo, że szlak nie znakowany problemów z odnalezieniem się nie było - w końcu wydeptane tylko w jednym kierunku...
Początkowo idzie się dość płasko...



Po dojściu do mostku czas na podjęcie decyzji którą z dwóch dróg wybieram - odbijającą w prawo podobno popularną trasę Corridor Route czy drogę idącą na wprost. Na szczęście ten fragment jest już na mapie więc można sprawdzić jak to wygląda. Decyduję się na Corridor Route w tą stronę i powrót drugą drogą.

Droga początkowo pnie się do góry jednak dość szybko przechodzi w bardzo płaski teren omijając jakieś jeziorko.



Za jeziorkiem zaczynają się całkiem spoko widoki. Pojawia się też słońce i pogoda zaczyna robić się jakaś taka fajniejsza.


Znowu zaczyna się trochę pod górkę, ale całkiem łatwe...



W końcu kolejne rozdroże i czas na podjęcie kolejnej decyzji - jestem już prawie pod szczytem i mogę wejść od dwóch stron - wschodniej lub zachodniej. Wybieram drogę krótszą (bo po co na około lecieć) ale chyba bardziej stromą.



Droga okazuje się zdecydowanie interesująca - przez sam środek tego osuwiska.


Podejście tą drogą do przełęczy pomiędzy Scafell Pike i Broad Crag trochę zajmuje ale od przełęczy to już lekko. To znaczy jest tego troszkę ale mniej stromo i przynajmniej nic spod nóg co chwilę nie wyjeżdża.
Na szczyt docieram po troszkę ponad 2 godzinach od startu. Wieje nieziemsko - nie da się w ogóle ustać bo człowieka po prostu spycha.


Szybki łyk napoju, batonik i ewakuacja. Nie ma sensu siedzieć na takim wietrze...
Widoki z przełęczy chyba nawet fajniejsze niż ze szczytu (i wieje mniej).


Tutaj widać podejście od przełęczy na Scafell Pike.

Na przełęczy podtrzymuję decyzję o wracaniu drugą trasą - nie zamierzam schodzić po tym osuwisku a dodatkowo po drodze można obskoczyć Broad Crag i Ill Crag, na który jednak nie ma żadnej ścieżki, gdyż oba okazują się po prostu kupą kamieni.
Broad Crag:

Ill Crag:

Z Ill Crag za to świetne widoki:



Po Ill Crag zaczyna się trochę płaskiego a potem już zejście - dopiero tu spotykam prawdziwe tłumy. Wygląda na to, że lokalsi nie wychodzą na szlak przed 9.







Przy okazji: jedyny "las" napotkany po drodze.

Cała wycieczka to trochę ponad 16 kilometrów w 4:20 godziny. Spacer dość łagodny - nawet nie ma się gdzie zmęczyć...
Jak się okazuje Lake District ma całkiem nie najgorsze góry. Czy kiedyś w nie wrócę? Szczerze mówiąc wątpię - mimo, że nie brzydkie to jakoś mnie tam nie ciągnie. No chyba, że zdecyduję się na
Three Peaks Challenge, ale na to to raczej kondycji nie mam...
