Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz mar 28, 2024 10:29 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Pireneje
PostNapisane: Śr sty 02, 2019 10:51 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
Planów było co niemiara (najdalsze sięgały Gór Fańskich), dzięki nim poznałam wiele pasm górskich wirtualnie, ale w końcu tak wyszło, że w ostatniej chwili zdecydowałam się na Pireneje, które chyba najmniej brałam pod uwagę. Widziałam je raz, przejeżdżając samochodem z Francji do Hiszpanii przez Andorę, ale było to w czasach, gdy nie zajmowały mnie góry, a i sam zjazd serpentynami był bardziej w kierunku Rygi niż Girone, więc marzyłam, żeby się te Pireneje wreszcie skończyły.

Pojechałam w sierpniu, w przyszłym roku będzie pewnie powtórka – góry są zróżnicowane, obszerne i pachną przygodą, na moją skromną skalę oczywiście. Dla ostrożniejszych są tu “gieerki”, dla nieco śmielszych – słabo oznaczone ścieżki przez opustoszałe tereny. Tym razem przygotowałam sobie minizestaw biwakowy, beznamiotowy - nie dla zabawy, tylko z obawy, że: 1) zabraknie miejsca w schroniskach, 2) nie wyrobię się czasowo na długich trasach, 3) przyjdzie mi nocować w szałasach, 4) się zgubię. Nie sprawdził się tylko pkt 1 – miejsce dla jednej osoby jakoś się zawsze znalazło. Trudno było z dnia na dzień zdecydować się na poważne zakupy, więc dokupiłam tylko do mojego lekkiego śpiwora 80-gramowy worek NRC wielokrotnego użytku, a do tego dużą płachtę grubszej folii (2 x 3 m) na wypadek deszczu, mocną i lekką. Gorąco mi nie było, ale jednak dobrze przesypiałam noce - dwie na zewnątrz, jedną w bezobsługowym schronie.

1. Część Pirenejów, w której byłam, jest mocno nawodniona, nosiłam niecały litr wody, reszta – ze strumieni. Filtr do wody mieścił się w kieszeni, kubek przypięłam do szlufki. Przy wejściu na trasę prowadzącą do schroniska Soula mijam zabudowania elektrowni wodnej Tramezaygues, grube rury i instalacje ciągną się po zboczu, będzie z tego energia, prezent od gór. Rury znikną mi do jutra z oczu i przez 2 tygodnie w wyższych partiach gór nie zobaczę żadnych oznak ludzkiej ingerencji oprócz schronisk i tam przy niektórych jeziorach. Ten ogromny niebieski kielich wody o 100-metrowej głębokości (poniżej, w lewym rogu) pokażę wkrótce w postaci atrakcyjnego jeziora, jutro o tej porze będę już wysoko w górach, gdzieś ponad nim.

Obrazek

Po drodze mijam w lesie ojca z dzieciakami - chłopiec i dziewczynka, lat na oko 6, każde z miniplecakiem i doczepionym na zewnątrz śpiworkiem, dziewczynka nieoczekiwanie w całkiem paradnej sukieneczce, tatko rzecz jasna z wielkim worem, będzie biwak. Kusiło, aby skraść im ten wizerunek na zdjęciu, ale się powstrzymałam. Dużo francuskich dzieci chodzi po górach, są żwawe, uśmiechnięte, samodzielne, lubię podglądać francuskie rodziny.

Miejsce w schronisku mam, kolacji już nie, rano pan ze schroniska przygotował mi za to prowiant chyba od serca, porządny, obfity. Podszedł też specjalnie, gdy już wychodziłam, aby ostrzec mnie przed śniegiem na przełęczach, obiecałam, że wrócę, jak będzie za trudno, będę potem spotykać kolejnych miłych ludzi, nie o wszystkich napiszę. Śniegu było dużo.

2. Soula – Portillon, czyli HRP 20. Szansę, aby przejść z worem tę trasę za jednym zamachem, mam niewielką, chociaż inni robią to bez problemu, ale po raz pierwszy w życiu jestem przygotowana na awaryjny nocleg i w związku z tym bardzo wspaniale się czuję. Trasa jest oznaczona kopczykami, czasem w wersji mini, tam gdzie śnieg rzecz jasna znikają, ale ja zgubiłam się bardziej dlatego, że byłam nieuważna i polazłam jak głupek.

Pierwszy etap, bezśniegowy - dochodzę do wielkiego jeziora Caillauas i pac na kamień, inni się śpieszą, idą gęsiego, na komendę odpoczynek, na komendę wymarsz i dzięki tej dyscyplinie zrealizują cel, a ja nie, i wkrótce zostanę sama w wyludnionych górach. Jezioro, jedno z większych w Pirenejach, ma 45 ha i 112 m głębokości (Hańcza ma 106 m), woda zasila elektrownię, o której pisałam. Kierunek dalszej trasy: w głąb zdjęcia.

Obrazek

Piętro wyżej jest następne jezioro, a potem znowu kolejne, jedno wystąpi w całkiem zimowej szacie z krą obficie pokrywającą szafirową wodę, a potem będą jeszcze dziesiątki innych.

Obrazek

Mogłabym iść dalej, bo godzina wczesna, ale oznaczałoby to nocleg na 2800 zamiast na 2500, wybieram cieplejszą wysokość, poza tym trafiłam na ten kamienny parawan, będą takie i w innych miejscach, raz nawet na samym szczycie. Rozkładam manele, mam kilka godzin wolnego, ciekawe, jak też będą mi mijać takie nabrzmiałe minutami godziny... O ósmej wciąż jest gorąco, śpiwór wydaje się zbyteczny, wszystko mi się podoba: szykowanie spania, czekanie na sen, góry wokół, a nade mną czapa wszechświata.

Obrazek

3. Nad ranem budzi mnie chłód, cudów nie ma, to jednak 2500, a śpiwór mam nie przyznam się jaki. Poniżej kolejne jezioro i droga dalej, na przełęcz Gourgs Blancs. Nie mogę znaleźć trasy, idę w końcu za parą Francuzów po tym jasnym kamienistym zboczu poniżej, wątłą ścieżką, stromą, niewygodną, czy to była prawidłowa trasa – nie wiem. Zresztą to nie ścieżka była winna, że zaliczyłam tam glebę jak nigdy przedtem i wyczerpałam tym limit wpadek na ten wyjazd. Obitą paszczę zakryłam na kolejne dni okularami.

Obrazek

Wyżej jest dużo śniegu, a to tylko 2800 i pierwsze dni sierpnia. Ciekawe, że nie widzę żadnych śladów po ludziach, którzy szli wcześniej, a przydałoby się sprawdzić, którędy schodzili z przełęczy, na której właśnie stoję. Śnieg jest na tyle twardy, że nie zapada się pod nogami, i na tyle miękki, że mogę ciosać butami malutkie platformy. No i wyciosałam, skoncentrowana i cierpliwa, każdy jeden krok na przełęczy poniżej, trawersując stok między kamieniami, na których mogłam wykonać bezpiecznie obrót i przy okazji trochę zejść niżej.

Obrazek
Przełęcz Gourgs Blancs, 2877 m

Praca nie poszła na marne - godzinę później zzomowałam kogoś idącego po moich śladach:

Obrazek

Cofnę się na chwilę na przełęcz, skąd zobaczyłam w oddali jezioro (w zagłębieniu na środku zdjęcia). Jak już zeszłam z przełęczy, natychmiast pociągnęła mnie dalej prowadząca do niego śnieżna trasa.

Obrazek

Szybko ześlizguję się na dół po znacznie łatwiejszym już śniegu, bo przy jeziorze jest moje schronisko, szkoda tylko, że nie przy tym, ale na razie myślę sobie, że go po prostu nie widać z dołu, muszę wyjść z tej niecki, co czynię w zawrotnym tempie, bo już jestem nabuzowana.

Obrazek

Nie będę się chwalić, co zawaliłam jeszcze potem, czego nie sprawdziłam - ale zwiedziłam dzięki temu rozległy, rzadziej chyba uczęszczany teren i można uznać, że jest to jakaś dobra strona błądzenia. Poniżej obchodzę jezioro, kopczyki stopniowo znikają, potem są już chyba tylko w mojej imaginacji, jest pół do ósmej, szansę na kolację mam coraz mniejszą, za to coraz większą na kolejny biwak.

Obrazek
Lac Glace, 2664 m

Wybierając miejsce do spania, popełniłam kolejny błąd biwakowy - kamień-kanapa minimalnie nie trzymał poziomu - ale skorygowałam wczorajszy i dołożyłam do śpiwora worek z folii NRC. Tym razem kosmicznych odlotów przed zaśnięciem nie było, czułam za to coś konstruktywnego i trochę pachniało to wolnością.

4. Zdjęć wieczornych nie mam, rano obudziłam się (późno) w takiej oto całkiem odmiennej scenerii:

Obrazek

Porozglądałam się uważniej na mapie i w terenie, sytuacja się rozjaśniła, zawracam. Na wprost, nad jeziorem usadowił się Tusse Montarqué, wejdę na ten szczyt jutro, za górą jest schronisko, dojście do niego jest po prawej stronie zdjęcia, może ktoś wypatrzy tam malutki fipsztyk, czyli miernik opadów deszczu pluviometro (2880 m) – właśnie koło niego trzeba iść.

Obrazek

Tu już minęłam ten miernik, schronisko Portillon jest po lewej stronie jednoimiennego jeziora poniżej, jego dach zobaczę z góry gdzieś za godzinę. Trasy na mapie pokazują, że można sobie pochodzić między szczytami nad jeziorem i oczywiście przejść na drugą stronę gór, co miałam w planach.

Obrazek

I jeszcze trochę posępnym klimatów, bardzo mi się tam podobało (przez cały dzień tylko raz widziałam dwoje ludzi, z daleka).

Obrazek

Wygłodniała, jak mi się wydawało, rzucam się w schronisku na kolację, ale z jedzenia nici, kilka kęsów, więcej nie mogę. Jasne, że noszę w plecaku jakieś jedzenie, ale to, co mam, i co bym wsunęła w te pędy na nizinach, w górach już niekoniecznie mi smakuje.

5. Na następny dzień plan wyklarował się prosty: najeść się (najbardziej będą mi smakowały pomarańcze) i odpocząć – wszystko to raczej dla zasady, bo czuję się znakomicie. Wchodzę więc na pobliską górę Tusse Montarqué (2889 m), smażąc się po drodze na kamieniach, łatwą i przyjemną, z widokami po drodze. Także takimi: na płacie śniegu francuski tata uczy małe dzieci, jak poruszać się po górach w warunkach zimowych.

Obrazek
Schronisko i jezioro Portillon

Kto by się spodziewał takiego boiska na szczycie? Z drugiego końca jest tam jeszcze porządny kamienny parawan do nocowania. Widoki naokoło przednie.

Obrazek

Z góry dokładnie widzę rejon, po którym błądziłam: niższa przełęcz, po lewej, to ta, z którą się mocowałam, potem zeszłam tym białym korytarzykiem do jeziora, potem wróciłam do góry i okrążyłam jezioro na prawo, a kolejnego dnia na lewo.

Obrazek
Jezioro Glacé i okoliczne szczyty, każdy przekracza nieco 3000 m. Na mapie widzę cieniutkie ścieżki prowadzące na dwa pierwsze, na najciekawszy – ten rogaty po lewej - ścieżki na mapie nie mam, ale Summitpost dość łaskawie się wypowiada o trudnościach.

6. Szóstego dnia ostatecznie padł mój ułożony w Excelu co do dnia plan. Mountain guide, który śpi w moim pokoju, fajny i rzeczowy, odradził mi trasę przez kolejną przełęcz - no i nie mogłam już potem wyrzucić z głowy myśli, że jeśli się na tej przełęczy wyłożę, to on wykrzyknie: przecież jej mówiłem! Zachodnią stronę przełęczy widzę z daleka, na górze śnieg jest raczej nie do ominięcia, ale w sumie nie wygląda to źle, co się dzieje po wschodniej stronie - nie wiem.

Refugio Portillon (2570 m) poniżej wtopiło się w tło, inaczej niż schroniska austriackie, które przywołują zbłąkanych turystów kolorowymi okiennicami. Schodzę na dół i nie jest mi od tego wesoło.

Obrazek

Obok szczytu na zdjęciu niżej spędziłam noc na tej kamiennej kanapie. Dzika i opustoszała dolina, na którą popatrywałam przed zaśnięciem, za dnia okazała się sympatyczną zieloną żabką, właśnie nią idę, pełno tu niespieszących się, zrelaksowanych ludzi - mamy tu na trasie trzy schroniska, cztery jeziora (przy jednym widzę rodzinę składającą właśnie namiot, przy innym objuczonego osiołka), potok, w którym można się ochłodzić, na samym dole parking z gospodą.

Obrazek

Obrazek
Schronisko i jezioro d' Espingo

Obrazek

Muszę teraz zrobić dużą pętlę z Francji do Hiszpanii - ok. 60 km. Najpierw zatrzymują się ludzie, którzy mnie widzieli w schronisku, potem turysta górski z małą córeczką, potem do swojego jasnego, czyściutkiego samochodu zaprasza mnie szczęśliwe francuskie małżeństwo jadące na weekend do schroniska nad jeziorem, na koniec dwóch Hiszpanów przewozi mnie na drugą stronę tunelu Vielha.

I tak oto z pomocą przyjaznych ludzi, którym nic a nic nie przeszkadzał ani plecak, który z trudem udawało się upchnąć wśród ich bagażu, ani zmoczona, ociekająca deszczem ja, przemknęłam przez Luchon do Vielha i potem już po omacku, w strugach deszczu dotarłam do schroniska Conangles. To nie jest tak, że wolę przemieszczać się stopem niż autobusem, ale przejazdy między Francją i Hiszpanią nie są łatwe, nikt z busami nie czyha przy drodze na turystów, żeby zarobić parę euro.

7. Rano wyruszam ze schroniska Conangles do schroniska Llauset - prawie 1100 m do góry. Tracę ponad godzinę, bo zgubiłam matę. Zawracam, widzę ją z daleka, jak na środku drogi łypie na mnie z wyrzutem okiem zwiniętego rulonu: gdzieżeś mnie łajzo zgubiła! Ściskam ją mocno paskami w odpowiedzi. Głównym punktem trasy – oczywiście jak już podejdziemy w pocie czoła prawie 700 m przez las, krzaki i zarośla - jest wielka hala z jeziorami Anglios, nieco surowa w wyrazie, pokażę ją jeszcze w całej okazałości podczas drogi powrotnej. Nad jeziorem bieleje dach chatki, w której można przenocować, niedaleko jest kolejna – jesteśmy w Pirenejach, różnego rodzaju bezobsługowe noclegowe udogodnienia są charakterystyczne dla tych gór.

Za jeziorem skręcam na prawo, czeka tam na nas oczywiście kolejne jezioro, potem hop na przełęcz, i co widać z przełęczy?

Obrazek

znowu jezioro, a chwilę potem – srebrne schronisko: usytuowane na 2425 m, na zewnątrz metalowe, ale w środku już drewniane, w pokoju (zbiorczym) miałam prysznic, pewnie dlatego, że wody tu pod dostatkiem, a schronisko zbudowano 2 lata temu, więc i standardy bardziej współczesne. Na kolację pyszna, nieodgadniona zupa, a drugie danie może i tłuste, ale dobrej jakości i przyrządzone z zaangażowaniem.

Obrazek
Schronisko i jezioro Cap de Llauset

8. Przed siódmą wyruszam na pobliski szczyt o nazwie do wyboru: Vallibierna, Ballibierna, Piedras Blancas lub Malibierne (w głębi za rdzawą plamą, 3067 m).

Obrazek

Tu już stoję na tym rdzawym zboczu (przyszłam z doliny po prawej), w chmurach po lewej ukrył się najwyższy szczyt Pirenejów, Aneto (3404 m). Górska atmosfera gęstnieje, przez cały dzień nie spotkam nikogo. W jakimś momencie chmury przedzieliły pejzaż poniżej na pół, ale nietypowo, bo w idealnie pionowej płaszczyźnie, lewa strona świata zniknęła od góry do dołu w chmurze, prawa zapierała się przed aneksją, trwały nieruchomo w zwarciu, nie pamiętam, która padła pierwsza.

Obrazek

Na górze wieje tak, że idę na czworaka, a przed samym wejściem na grań zostawiam także kijki, żeby mieć wolne ręce i trzymać się czego się da. Z nosem przy ścieżce wczołguję się na grań, i nie wierzę własnym uszom, zapadła cisza. Nie dowierzam jej, bo jeszcze gorsze od silnego wiatru są nagłe podmuchy silnego wiatru, ale wygląda na to, że na grani jest martwa cisza i spokój. Zaczynam więc iść jak człowiek, swobodnie, pewnie, jest tej grani spory kawałek przede mną i nie jest trudna.

Obrazek

A tu widok wstecz (na grań weszłam gdzieś tam, w głębi zdjęcia):

Obrazek

W końcu w jakimś punkcie zawracam. Dochodzę do kopczyka ze szmatką, który zapamiętałam przy wejściu na grań (myślałam zresztą, że oznaczał szczyt), ale wygląda jakoś inaczej, zawracam więc na grań i sprawdzam, czy nie przeoczyłam „tamtego”.

Nie ma. Pewnie coś źle zapamiętałam, schodzę więc z grani przy tym kopczyku – a tu niespodzianka: nie widzę kijków ani tu, ani tam, kurcze, jaka głupia jestem, zostawić nie wiadomo gdzie ulubione kijki, próbuję je odszukać, nic z tego, schodzę niżej jakimiś zakosami, dziwnie trudne są, coś mi nie pasuje, szukam jeszcze tych kijków, w końcu odpuszczam kijki i patrzę już tylko za zejściem, którędy, gdzie... Wracam na grań, bo robi się niebezpiecznie. Potem próbuję jeszcze raz, o kijkach już nawet nie myślę. No ładnie, zaczynam się bać (co rzadko mi się w górach zdarza i jeśli już to raczej podczas wspinaczki), ale nawet nie zjazdu na dół w przyspieszonym tempie, tylko samej sytuacji, irracjonalnej. Przypomniałam sobie o zdjęciach. Pomogło. Schodziłam w złym miejscu, pomyłkę dało się logicznie wytłumaczyć: tym pełzaniem, konfiguracją grani, zachmurzeniem, głównie jednak tym, że podczas długiego podejścia przyzwyczaiłam się do widoku góry, który błędnie potem interpretowałam, dodajmy do tego osobiste przywary. Zlało mnie dokumentnie w drodze powrotnej, ale jakoś w ogóle mi to nie przeszkadzało.

Po powrocie do domu zobaczyłam w internecie, że grań na końcowym odcinku okraszona jest atrakcyjnym przejściem Pas del Cavall - niektórzy idą tam z liną, inni jak na równoważnię, jeszcze inni dosiadają grań jak konia. https://clubexcursionistavilaller.files ... 280544.jpg

9. Kolejny raz z różnych względów zmieniam plany - wracam do schr. Conangles, ale inną trasą, przez val de Riueno. Z przyjemnością wracam na tę rozległą halę z chatką, uroda tego miejsca polega na jakiejś surowej nagości krajobrazu, miło byłoby obudzić się tu o świcie, jakby nie te chmury, to na horyzoncie mielibyśmy pewnie jakiś spektakl górski, dla równowagi dodam, że sporo tam gówienek. GR11 prowadzi na dół przy jeziorach i tam kierowali się bardzo nieliczni turyści, ja odbiłam na prawo, do sąsiedniej doliny, gdzie nie było już nikogo.

Obrazek

Tam zobaczyłam kolejny domek - miał zamotane sto razy sznurkiem wejście, można więc uznać, że był otwarty. Na mapie internetowej go nie ma http://www.pyrenees-refuges.com/#12/42.7162/0.6128, ale na mojej papierowej jest. Przeszłam przez grań nad jeziorem na drugą stronę, tam rzecz jasna kolejne jezioro, a stamtąd już cały czas na dół, po zielonym, a na końcu przez las.

Obrazek

Trasa nie wszędzie była czytelna, co stanowiło zresztą o jej atrakcyjności, szłam czasem na przełaj, czasem za kopczykami, których raz więcej, raz wcale, czasem ścieżką, którą, sądząc po nieprzedeptanej trawie, rzadko ktoś chodzi, pewnie dlatego, że na niektórych mapach nie ma tej trasy w ogóle.

Obrazek

10. Z Conangles na Tuc de Molierés (3011 m) jest prawie 1500 m, więc żebym się zbytnio nie zmachała zaplanowałam po drodze nocleg w bezobsługowym schronisku na 2390 m. Schronisko można znaleźć przy łuku zbocza po prawej, szczyt – na horyzoncie:

Obrazek

Boję się, czy będą miejsca, bo trasa jest dość popularna, więc nie marudzę po drodze, a pod koniec, czując oddech konkurencji na plecach, daję z siebie wszystko. Próżny trud, bo idący za mną nieskazitelnie równym krokiem objuczony turysta zbliżał się nieubłaganie i na finiszu mnie wyprzedził. Okazał się sympatycznym Francuzem, oprócz nas w metalowej puszce jest na razie wielbiciel Pirenejów z Niemiec, bardzo towarzyski, potem przyjdzie jeszcze dwóch Hiszpanów, a całkiem w nocy kolejne dwie osoby.

Okolice schroniska to już całkiem wysokogórskie w charakterze tereny, poniżej pierwsze jezioro, kolejne trzy ustawiły się w linii prostej wyżej, ale zobaczę je dopiero rano.

Obrazek

Schronisko ma 18 miejsc, czyli 9 prycz z materacami (chyba były też koce), na których w razie potrzeby śpi się na waleta, o czym informuje stosowny rysunek. Pod sufitem szyna z hakami na plecaki, w rogu stół. Przy drzwiach przycisk alarmowy. Na zewnątrz przy ścianie zaschnięta kupa nieznanej narodowości. Wchodzę do śpiwora, bo już się poudzielałam towarzysko. Od kilku dni w dźwięku zasuwanego suwaka słyszę melodię języka hiszpańskiego.

Obrazek

11. Rano trochę za późno wyruszam na Tuc de Molierés, za karę zleje mnie deszcz na koniec dnia, a co gorsza – nie trafię na szczyt, bo bardziej kumaci i znający przejście turyści już zejdą niżej. Przede mną około 600 m do góry, pod koniec trasa jest miejscami słabiej oznaczona, pokryta łatami śniegu, tych trudności starcza akurat na to, żeby się nie nudzić po drodze. Inaczej jest już z wejściem na samą grań.

Obrazek

Wczoraj wieczorem jacyś Francuzi donieśli, że idący samotnie Polak, schodząc z przełęczy poniżej, poślizgnął się na śniegu i poleciał na dół - zranił się w rękę, ale nie na tyle groźnie, żeby przerwać schodzenie. Ja jestem mądrzejsza o podpowiedź kolegi Niemca, którędy można wejść na grań po skałach. Nie jest to przyjemne do wchodzenia miejsce, jest stromo, wszystko wyjeżdża spod nóg, sprawdzam każdy kamień zanim się go złapię, ale mam króciutką namiastkę wspinaczki. Weszłam na grań, no i nie znalazłam przejścia dalej, w kierunku szczytu. Dwóch Francuzów próbowało ze mną, ale szybko odpuścili, ja zaś zaczęłam robić trawers z drugiej strony grani – i już po kilku metrach poczułam, że im szybciej się stąd zwinę, tym lepiej, prób w innych miejscach już nie podjęłam, dowiedziałam się potem, że trzeba było zejść jeszcze niżej.

Obrazek
Tuc de Molierés (3011 m), a przez obniżenie/przełęcz poniżej szczytu prowadzi HRP.

Zapowiadali burzę, więc bardzo, bardzo szybko zeszłam na dół i prawie się zmieściłam w czasie, tyle że podejściowym.

Obrazek

12. Na następny dzień miałam plany ot takie na zakończenie: przejdę obrzeżem parku narodowego d'Aigüestortes i Estany de Sant Maurici do schroniska Restanca, tak by nie oddalać się zanadto od Francji, może wejdę na pobliską górę.

Nie nastawiałam się na specjalne atrakcje, ale po porannej orce – prawie 800 m pod górę, w upale – objawiła się znienacka nagroda w postaci jeziora Lac de Rius. Uroda tego miejsca zatkała chyba Francuzów, widzę, jak duża ich grupa leży kolorowymi plackami na kamieniach, bez ruchu, w pełnym milczeniu, natychmiast i ja uciszyłam swój skrzypiący kubek i przysiadłam, ale za chwilę poszłam dalej długim, pięknym obejściem wzdłuż jeziora. Na mapie widzę, że zaraz na prawo są kolejne dwa i to sporo większe jeziora, a wzdłuż nich alternatywna trasa (pewnie zajefajna) do „mojego” schroniska.

Obrazek

Jezioro początkowo wąskie i miejscami pościskane pod koniec wzięło oddech i rozlało się na całego.

Obrazek

Za jeziorem miła dolina z pasącymi się konikami, w głębi widać Montardo, najpopularniejszą górę w tym rejonie, wejdę na nią jutro, a pokazuję ją tutaj, bo ten efektowny szczyt z drugiej, wejściowej strony, którą pokażę dalej, wygląda jak psia górka.

Obrazek

Po 9 godzinach, 12 km, 910 m do góry i 470 m w dół widzę schronisko, a w nim - dużo ludzi z całego świata, w tym rodzin z dziećmi, do tego wąskie schody, niewielka stołówka, trochę ciasno, harmider jak w ulu, schronisko zresztą trochę ul przypomina. Ale obsługa wszystko ogarnia, także takie szczegóły: drugiego dnia kucharz przygotował specjalnie dla mnie inne danie niż dla wszystkich. Dlaczego? Bo jestem drugą noc, a oni powtarzają menu z poprzedniego dnia.

Obrazek
Schronisko Restanca

13. Rano wyruszam na Montardo - 2833 m, 800 metrów do góry. Trasa na szczyt pokrywa się w dużej części z trasą do dwóch kolejnych schronisk, góra jest blisko schroniska, łatwa, w widokami, ludzi więc sporo. Pod górą spore wypłaszczenie z jeziorem, pachnie tu wyschniętymi na słońcu łajenkami, ale ze zwierząt widzę tylko kilka psów-turystów. Gramolę się na szczyt, który długo chowa się za granią.

Obrazek

Byłam zaskoczona jego skromnością i uległą obłością, gdy w końcu się objawił, chociaż samo podejście okazało się nawet strome.
Na szczycie, wiadomo, panorama naokoło głowy, ale ja popatruję także na starszą panią wchodzącą właśnie na wierzchołek, wdzięku i lekkości mogłabym jej pozazdrościć, za nią jej towarzysz, chyba jeszcze starszy, drobni, szczupli. Przypatrywałam się potem, jak schodzą: równym krokiem, lekkim, niezwykle harmonijnym, minimalnie sprężynującym, bardzo naturalnie układającym się na spadzistej ścieżce, skutecznym, szybko znaleźli się poniżej kopuły.

Obrazek

Fajnie jest wchodzić na górę i zdobywać jej szczyt, trekking i przełęcze tego nie zastąpią. Wczoraj przyszłam z głębi doliny po prawej, na jej przedłużeniu, na horyzoncie, widać Aneto. Schronisko jest przy jeziorze z wodospadem, 800 m niżej.

Obrazek

Teren na zdjęciu wyżej to północne obrzeża wspomnianego wcześniej parku d'Aigüestortes i Estany de Sant Maurici – i choć tylko 4 szczyty przekraczają tu 3000 m, to 90, jak skrzętnie policzyłam, ma ponad 2400. Ozdobą parku są jeziora. Poniżej wybrałam atrakcyjny optycznie fragment mapy południowej części parku.

Obrazek

Schodzę na dół. Ostatnie godziny pirenejskich wakacji, spokój, nie utłukłam się, nie połamałam, co się dało zrobiłam, a to co się nie udało trochę mnie jeszcze pomęczy.

14. Rano niemal zbiegłam do miasteczka Arties, bo we Francji i Hiszpanii był dzień wolny od pracy, a na lotnisko daleko, ok. 180 km. Do Vielha zabrała mnie instruktorka narciarstwa i miejscowa przewodniczka, do Francji autobus, a dalej dwóch Basków, którzy rzucali nazwiskami polskich himalaistów, nie pomijając mniej medialnego Kurtyki, a na Wielickiego mówili Wieliki, potem stanęłam w trudnym miejscu, przy zjeździe z ronda, dalej nie mogłam, bo nie było zatoczki i trochę się naczekałam, a gdy już się zaczęłam niepokoić, że nie zdążę na samolot, zatrzymała się miła Francuzka, otworzyła drzwi, w odtwarzaczu miała koncert koloński K. Jarretta, który udało mi się w sekundę rozpoznać, mimo że słuchałam tej płyty wieki temu, przegadałyśmy całą drogę. Dojazd jest ważną częścią wakacji, a te kończą się dla mnie w chwili otwarcia drzwi mieszkania.

Pora napisać o mapach, bo mi dzielnie służyły, szczególnie gdy uznawałam, że wiedzą lepiej ode mnie: komplet dwóch map 1:25 000, wydanie z roku 2016, kupione na Amazonie, ale widzę, że SP też już ma: https://sp.com.pl/posets-maladeta-parque-natural-180720. Widziałam z grubsza 3 rejony: po francuskiej stronie okolice Portillon, po hiszpańskiej - teren na południe od Aneto i trochę jezior na wschód od tunelu Vielha.
Edycja: mapę terenu " trochę jezior na wschód od tunelu Vielha" dokupiłam we Francji: https://ignrando.fr/boutique/rando-edit ... 0-000.html

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Ostatnio edytowano N kwi 07, 2019 11:20 am przez anke, łącznie edytowano 3 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Cz sty 03, 2019 8:16 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3046
:shock:
Anke cicha woda :!: Ale podreptałaś, szacunek :salut: Świetna relacja i super wycieczka. Miło się czytało :)
:brawo:
W zeszłym roku też chyba było raz a konkretnie. Czekam co wymyślisz w 2019 :scratch: :wink:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Cz sty 03, 2019 10:30 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4463
Lokalizacja: GEKONY
Najpierw miałem napisać, że Pireneje to jedne z moich ulubionych odległych celów.
Później miałem napisać tylko WOW! (Ale tego forum by nie puściło bo mniej niż 10 znaków).
Zazdrość... :brawo:

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Cz sty 03, 2019 11:26 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lut 27, 2012 2:30 pm
Posty: 1407
Lokalizacja: Warszawa
:shock: Wow :shock:
Super relacja z super przygodowej wyprawy! :salut:

_________________
Nie sprytem, lecz siłą!

"Gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja byłaby refundowana"

V kolumna szatana


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pt sty 04, 2019 11:17 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lip 12, 2017 7:32 am
Posty: 4097
Właściwie wow określa wszystko :)
Nie zazdroszczę, acz podziwiam. Umarłabym z głodu, nieogarnięcia i strachu :D Chociaż pewnie ograniczenia są tylko w głowie.
Fajnie Anke- odważnie, z rozmachem i ufnością. Podoba mi się :)

ps.
anke napisał(a):
Przypatrywałam się potem, jak schodzą: równym krokiem, lekkim, niezwykle harmonijnym, minimalnie sprężynującym, bardzo naturalnie układającym się na spadzistej ścieżce, skutecznym


Widziałam ostatnio fragment serialu.. Górale, albo Drwale :roll: . Pan mieszkający w górach na zadupiu opowiadał jak zabrał dzieciaki do dużego miasta i jak ich strasznie nogi bolały od chodników i płaszczyzny :) Być może ci Państwo też mieszkali na co dzień w górach i był to ich naturalny krok .

_________________
Urodziłeś się, by być prawdziwym, a nie perfekcyjnym.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pn sty 07, 2019 2:11 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
krank1, kefir, Neander, Redemption MM - dzięki :)
Redemption MM napisał(a):
Być może ci Państwo też mieszkali na co dzień w górach i był to ich naturalny krok .
To może być celna uwaga, bo ludzie na szczycie robili sobie zdjęcia z tą parą - może to byli jacyś znani wspinacze, a przy tym mieszkający w górach?

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pn sty 07, 2019 1:55 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Pt lip 18, 2008 3:36 pm
Posty: 269
Lokalizacja: z B~B
Fajne to "pojezierze" ;-) Kiedyś może się uda, jak dla mnie "samochodziarza" to trochę daleko.
...i ta znajomość Jarreta! Wow! Coś niespotykanego :O

_________________
"Codzienność ma posmak popiołu w ustach, dobrze jest czasem przepłukać gardło wodą z górskiego potoku" - bluejeans

https://www.youtube.com/playlist?list=P ... gPkQiW5nX6


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Cz sty 17, 2019 12:33 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pt wrz 17, 2010 11:49 am
Posty: 1146
Lokalizacja: dokąd
Redemption MM napisał(a):
Fajnie Anke- odważnie, z rozmachem i ufnością. Podoba mi się :)

Nic dodać, nic ująć.
Wielkie gratulacje! :)

ps. ja tam trochę zazdroszczę, ale myślę, że takie przygody jeszcze przede mną. No i Pireneje, te na pewno zaczekają ;).


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pt sty 18, 2019 2:14 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
Tomix, dzięki :) Porzuć na tydzień samochód :wink: Ja udałam się w Pireneje tanimi liniami (do Tuluzy).

Saxifrago, dzięki. Nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię za Julijskimi, w których byłaś latem. Ale gdy mam w wakacje wybrać, czy jechać w góry, które pokochałam, czy w góry, których nie znam, to wygrywa ta druga opcja.

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pt sty 18, 2019 11:45 pm 
Zasłużony

Dołączył(a): Wt kwi 05, 2016 3:42 pm
Posty: 269
Lokalizacja: Kraków
anke napisał(a):
góry wokół, a nade mną czapa wszechświata.
W takich chwilach najpełniej odczuwa się magię Gór. Wspaniała wyprawa i super-ciekawa relacja! Podziwiam ogrom przestrzeni -i Twoją odwagę. Pewnie nie zawsze można tam liczyć na zasięg telefonu, aż strach pomyśleć, co w razie kontuzji.
Czy ta folia NRC , której używałaś -była oddychająca? (w przeciwnym przypadku od wewnątrz wilgoć się skrapla, ja używałem SOL Escape Bivy, która oddycha i przy słabym śpiworze daje szanse na ciepłą noc).
Jedyne, co mnie zastanawia- przy takiej obfitości wody -to ta nikła roślinność- może sierpień, to nie pora kwiatów, może za wysoko na kosówkę. W Tatrach często tak na nią narzekamy, ale ileż dodaje uroku, nie mówiąc o możliwościach asekuracji, czy punktów zjazdowych, no i ten niezwykły zapach.
Czy brałaś jakieś mini- raczki - albo coś na śnieg poza kijkami? Bo niektóre śniegi wyglądają na strome.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: So sty 19, 2019 8:42 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Anke, gratuluję odwagi! Świetna wyprawa, miła w czytaniu relacja.

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: N sty 20, 2019 12:00 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
Sheala, dziękuję :)
(a ta odwaga, to się wzięła i skończyła, jak pojechałam potem w Alpy i goły strach z urojonego powodu trzymał mnie przez całą noc za gardło)

Krzysztofie, dzięki :)
1. Tak. W moim nieoddychającym worku NRC było wilgotno (ale dość ciepło). Przemawiała za nim cena, znikoma waga i mała objętość, ale szukam zamiennika, czy w ogóle jakiegoś pomysłu na biwak bez namiotu. Twój SOL Escape Bivy wchodzi w rachubę, poczytam o nim.

2. Nie miałam raczków. Ale czy takie śniegi są każdego lata? Chyba nie, słyszałam (przy stole w schronisku), że ten rok nie był typowy.

3. Pominęłam w relacji same podejścia, stąd wrażenie skąpej roślinności. Kosodrzewiny w postaci zwartej, tatrzańskiej nie widziałam, odpowiadający jej pas zajmują inne rośliny. Na zdjęciach poniżej piętra roślinności, które mijałam między 1600 i 2300 m. Start w mocnym, soczystym lesie, potem rośliny coraz niższe, coraz rzadsze i bardziej suche, a sama hala na 2300 – całkiem uboga, może na niej coś zakwita inną porą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I trzy razy kwiaty:
dziwiły mnie wyrastające samotnie ni z gruszki ni z pietruszki pojedyncze irysy

Obrazek

wyjątkowo kwieciście było koło schroniska Restanca

Obrazek

Obrazek

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Ostatnio edytowano Pt lut 08, 2019 8:24 pm przez anke, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: N sty 20, 2019 7:36 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10402
Lokalizacja: miasto100mostów
Przepiękna relacja. Gratuluję.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: N sty 20, 2019 9:31 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): N sie 25, 2013 10:23 am
Posty: 1499
anke napisał(a):
nie pomijając mniej medialnego Kurtyki (...), a gdy już się zaczęłam niepokoić, że nie zdążę na samolot, zatrzymała się miła Francuzka, otworzyła drzwi, w odtwarzaczu miała koncert koloński K. Jarretta,


Nie wiem czy to przypadek, że zestawiłaś to dość blisko siebie, w jednym akapicie (punkcie), ale ponoć właśnie Kurtyka bardzo lubił / lubi (?) koncert koloński K. Jarreta.

Również gratuluję odwagi i ogarnięcia, a relację bardzo przyjemnie się czytało :-)

No i już miałem zadawać pytania laika (m.in. co to jest to "HRP" :mrgreen: ), ale pogooglowałem trochę i jeszcze większego smaka na Pireneje nabrałem, dzięki! ;-)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł: Re: Pireneje
PostNapisane: Pn sty 21, 2019 2:50 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
Krabul, dziękuję :)

Rambubu, dzięki :) Nie wiedziałam o tym upodobaniu Kurtyki, dopiero teraz znalazłam w googlach, że Bernadette McDonald o tym wspominała (książki nie czytałam). Muzyka pasuje do Kurtyki. W sieci setki coverów, strach coś podlinkować, ale to będzie chyba oryginał: https://www.dailymotion.com/video/x80ek9

A jak już linkuję, to dodam chłopaków, do których lubiłam zaglądać (ja korzystałam z translatora): https://matraversee.blog4ever.com/etape ... du-maillet

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL