Zbliża się długi, sierpniowy weekend i trochę mnie nosi. Dawno nie byłem w Tatrach na dłuższej wycieczce i postanawiam wykorzystać ten czas. Rozsyłam info po nielicznych znajomych, którzy potencjalnie pisaliby się na coś konkretniejszego – prof.Kiełbasa nie zawodzi! W planach jest kawałek Głównej Grani Tatr. Pierwszym szczytem ma być Jagnięcy a koniec trasy jest wciąż niewiadomą. Pakuję się we wtorek i wyruszam około czternastej do Łodzi po Tomka. Mając na uwadze, że Kołowy będzie na trasie wycieczki i że jest to ostatni klejnocik do Korony Tatr Łukasza, odwiedzamy po drodze kilka sklepów i stacji benzynowych w poszukiwaniu szampana aby odpowiednio podkreślić na grani ten zacny w turystycznej karierze Profesora fakt. Z założenia ma być to ten mały symboliczny bączek, bo plecaki szykują się ciężkie i dodatkowa, duża, szklana butla na grzbiecie jakoś do mnie nie przemawia. Nie jest to sezon na tego typu gadżety i trasa biegnąc od sklepiku do stacji, od stacji do sklepiku i do kolejnego zaczyna się dłużyć. W końcu oko dostrzega podświetlony szyld Alkohole 24. Banan pojawia się na gębie i pełen entuzjazmu wbiegam do środka. Z lekką zadyszką, w pośpiechu rzucam pytanie o tego bączka wyciągając drobniaki z kieszeni. Pani zmierzyła mnie wzrokiem niczym kloszarda, który zawartość dłoni zawdzięcza wszystkim napotkanym w ostatniej godzinie „kierownikom” Popatrzyła z politowaniem i rzekła:
-Panie, te bączki się nie opłacają. Za sześć pięćdziesiąt ma pan dużą butlę! Zresztą te małe mamy tylko przed Sylwestrem.
To był ostatni punkt, po którym odpuściliśmy poszukiwania no bo jak nie w Alkohole 24 to gdzie?
W Jaworzynie Tatrzańskiej meldujemy się około dwuadziestej drugiej i układamy się do snu na pace Vito*. Jest to bardzo fajna opcja drzemki z prostymi kolanami testowana parę razy w szybkich akcjach na trasie dom-Tatry-dom rozgrywających się na przestrzeni około doby. Budziki dzwonią o trzeciej. Szybkie śniadanko, Michał z Łukaszem już są więc startujemy - jest czwarta.
Na Przełęczy pod Kopą meldujemy się po około dwóch godzinach. Słońce już wzeszło i przebija się przez chmury. Poodchodzimy pod Jagnięcy.
Rzut oka za siebie
Grań zaczyna się wyostrzać.
Idziemy ściśle granią, tak ściśle że ho ho! Powtórzę: że ho ho! Jeden za drugim, gęsiego, jak wagoniki za ciuchcią, jak kaczuszki za kaczką na Smerczyńskim Stawie. Lepiej się już nie da! Nikt nikogo nie raczy wyprzedzać bo siłą rzeczy spali przejście!!! Upatruję jakiejś wąskiej szczerbiny aby przejść nad Tomkiem ale wszystkie są zbyt płytkie albo on jest zbyt wysoki. W końcu jest - szczerbina - zdaje się być idealna. Wyczekuję dogodnego momentu, ale nic z tego. Odpuszczam i omijam kawałek grani w jakimś kruchym parchu aby cyknąć kilka fotek. Z tej perspektywy wygląda to bardzo interesująco. Światło ostrzy i szarpie grzbiet grani. Grań momentami wygląda jak brzytwa, tudzież przybiera kształt piły, tam gwoździa a dalej tasaka. Trochę się martwię o nowiutkie buty Michała…
Podchodzimy wyżej i wyżej. Chmury zbierają się coraz gęstsze przykrywając stopniowo wierzchołki Tatr Bielskich. W obawie, że za dziesięć minut nic z nich już nie zostanie robimy fotki.
Idziemy dalej a słońce walcząc z chmurami pali dolinę.
Na szczycie Jagnięcego odpoczywamy chwilę. Drzemka, bułka, łyk Nawałki, trochę literatury i ruszamy dalej.
Łukasz z całą familią łoi grań aż miło! Lenka i Bartuś roześmiani ale Ewelina coś mu tam chyba kładzie do głowy.
Przetrawił to chłopak na spokojnie. W tym czasie bielskie odsłoniły się z chmurzastej pierzyny, która powędrowała gdzieś dalej.
Tomek podziwia widoki
W końcu dochodzimy na szczyt Kołowego. Łukasz, jeszcze raz gratulacje! Brak jest trochę tego szampana
76 szczytów z Korony Tatr zdobytych!
Wpisujemy się do księgi gości i przeglądamy kto był przed nami. Dominuje Grzegorz Folta! Zresztą przez większość wycieczki jego wyczyn nie schodził z naszych ust. Im bardziej bolało tym częściej padało pytanie: Jak on to zrobił ?
Pozdrowienia dla Pawła! Paweł, myślę że to dobry moment abyś zacytował Messnera podmieniając imiona
Łukasz w drodze na Czarny Szczyt.
Meldujemy się na wierzchołku. Ja podziwiam tatrzańskie kolosy: Kieżmarski, Łomnica i Durny. Grań Wideł z tej perspektywy robi wrażenie.
Przypomniała mi się nasza wycieczka z grani Durny-Łomnica i dla mnie była trudniejsza niż to co zrobiliśmy dzisiaj do tego momentu. Przed nami jednak Papirusowe Turnie. Z braku sprzętu i skilla postanawiamy z Tomkiem trawersować zachodnią ścianę do Przełęczy Stolarczyka.
Łukasz medytuje, w tle grań Papirusów.
Ten odcinek drogi z turystycznego punktu widzenia prezentuje się całkiem poważnie.
(wikipedia)
Michał i Łukasz w drodze na Wielką Papirusową Turnię. W oddali podwójny wierzchołek Baranich Rogów.
Chłopaki rzeźbią w Pośredniej Papirusowej Turni.
Dojście z Pośredniej Turni do Małej Papirusowej Przełączki zajmuje trochę czasu. Udaje mi się wejść dość łatwym wariantem na szczyt ostatniego Papirusa skąd robię zdjęcia trawersu na Małą Przełączkę
Łukasz z familią na Małej Przełączce
W drodze z Małej Papirusowej Turni
Około 14:00 meldujemy się na Przełęczy Stolarczyka. Michał namawia na dalszą część grani, jest młoda godzina i jest jeszcze trochę pary ale schodzilibyśmy w nocy. Ostatecznie rezygnujemy. Siedzimy na przełęczy z półtorej godzinki. Wypogodziło się trochę więc jest na co popatrzeć.
Zejście bardzo urokliwą i w cholerę dłuuugą Doliną Czarną Jaworową
Jeszcze rzut okiem z doliny na fragment grani i schodzimy ...
Po 16 godzinach akcji dochodzimy do parkingu, jeszcze kilka godzin i spanie
*Vito mieści komfortowo na pace dwa ciała do 2,2m długości pakowane w śpiwory puchowe i jedno ciało poniżej 1,8m w szoferce. Ciała pakowane w czarnych torbach można układać pod sam dach – również komfortowo. Można spać mniej wygodnie w konfiguracji 3+1. W planach modernizacja paki o łazienkę, salon oraz poddasze użytkowe do łącznej konfiguracji 3+2+1. Modernizacja będzie wymagała stosowania objazdu wiaduktu w Zgierzu. Czas podróży w Tatry wydłuży się o 14 min.