Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz mar 28, 2024 11:43 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N wrz 11, 2016 8:10 pm 
Swój
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt gru 09, 2008 5:11 pm
Posty: 46
No i stało się. Niektórzy pamiętają może jeszcze relację z Mięgusza z dawien dawna oraz to, jak w pewnym momencie zamarzył mi się Mnich (jak skomentował to Leppy, lepiej nie przytoczę).
Obrazek
Pewnie, że mógł, bo wygląda zacnie – oczywiście głównie od strony Moka. Wiem dokładnie jak bardzo uważałam ten cel za odległy jak dla mnie, jak bardzo był dla mnie nieosiągalny. Był. Zdarzyło mi się zeszłej zimy podejść całkiem blisko wierzchołka, bo aż pod płytę, ale to tyle. Jednak cały czas w głowie świdrowała jedna myśl…MNICH…MNICH…WEJŚĆ!!! (…) Postanowione!

Tradycyjny podkład muzyczny (towarzyszący nam w drodze z Zakopca na Palenicę):
https://www.youtube.com/watch?v=UePtoxDhJSw
Nadszedł nasz wyczekany urlopik w Tatrach… no to co? Cel już upatrzony, to tylko czas na realizację, lampa zapowiadana, my z Leppym o dziwo nie pokłóceni – czego chcieć więcej? Tylko pakować plecak – jasna cholera, to był najcięższy plecak w moim życiu!!! Lina, uprząż, trochę żelastwa, jedzenie (zachciało mi się wpakować kilka jabłek, wrr…), woda – i tu jest powód owej ciężkości, bo do niecodziennej wagi plecora dorzuciłam sobie zupełnie niepotrzebnie dodatkową litrową wodę, nie zauważając już wcześniej zapakowanych. Nadmiar wrócił z nami do Zako. ;/ Shit. Co niosłam to niosłam, czemu nikt nie wymyślił wody w proszku się pytam???
Zapowiadają piękny dzionek, więc jest radocha. Raniutko znajdujemy się na Palenicy – nie wiem jak, bo jeszcze spałam i dużo nie pamiętam (chyba tak naprawdę obudziłam się dopiero przy Moku). Ruszamy znienawidzonym asfalciskiem… wrrr… Prawa, lewa, prawa… obie naraz… dopiero 1/3 drogi, ała. Docieramy po jakimś czasie do Morskiego, wpisujemy się do książki, herbatka, jakiś banan, i w drogę.
Obrazek
Po drodze spotkaliśmy Maćka Ciesielskiego z rodzinką – zamieniliśmy kilka słów, czyżby miał paść rekord najmłodszego wejścia na Mnicha? Jeszcze (jak to u mnie) nastąpiła zmiana spodni z długich na niewiele krótsze, ale zawsze coś, jeszcze mało brakowało potknęłabym się o wystawiony przez turystę kijek na środku szlaku, jeszcze dwa razy siusiu, jeszcze zjeść krówkę, jeszcze napić się, i ani się nie obejrzałam, już byłam pod Mnichem.
Obrazek
Obrazek
No to extra, widzimy już sporo zespołów. Znalazłam szybciutko fajny kamorek na popasik. ;)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
W końcu najedzeni, oszpejeni, docieramy do startu drogi Robakiewicza, bo tak mieliśmy w planie (i to był nasz wspólny plan, nie Leppego ). Na pierwsze walnięcie okiem droga wygląda w miarę, jest szansa, w każdym razie zespół przed nami przeszedł, to ja też chcę. Wbijamy się.
Obrazek
Jizass, asekuruję Lepiszona, ale chcę go widzieć, więc robimy drogę na trzy wyciągi, następnym razem obiecuję sobie na maksymalnie dwa. Jesteśmy w połowie i sobie ze spokojem montujemy stanowicho, bo za nami nikogo nie było – i nagle znikąd pojawia się pod nami zespół 5-osobowy!!! Czekają. Przecież oni długo poczekają, decydujemy się ich przepuścić, bo widać chłopaki wysportowane, to zajmie im chwilę. K…wa, jak się pomyliliśmy. Jak oni cudowali z linami, chyba sami nie wiedzieli gdzie końce i kto do którego jest przywiązany, kto już jest wyżej a kto jeszcze na dole – horror – żałuję, że tego nie sfilmowałam. W końcu przeszli… uff. Możemy dalej powalczyć, ale walka to żadna, bo droga jest naprawdę super, weszłam bez problemu. :)
Pod Płytą zanosi się na oczekiwanie na wolną drogę, bo zespołów przed nami kilka, a właściwie jeden spory, bo aż 6-cio osobowy, z leaderem dyrygującym całością spod szczytu. Puszczają nas przodem, chyba fajnie im się czeka – nic dziwnego, w końcu taaaaaka lampa. Przychodzi zatem nasza kolej. Leppy pięknie i zwinnie prowadzi aż na szczyt. Zostałam na dole, zatem do dzieła. Cały czas się zastanawiam, ile miejsca jest na samym wierzchołku i czy zmieszczę się tam z Lepiszonem, i ewentualnym zespołem, który depcze nam po piętach. Skała ciepła, przyczepność butków dobra, więc radzę sobie naprawdę dobrze. :) Dostałam do szpeju jebadełko, które przydało się raz przy wyciąganiu kości, która inaczej nie chciała się ruszyć – tak wlazła. Dotarłam do troszkę trudniejszego miejsca… hm… jestem za mała, żeby przejść to jak Leppy, mam krótsze nóżki i łapkami nie sięgałam do takiej cudnej klamy, zatem trzeba radzić sobie inaczej. Chwila zastanowienia, ale zero paniki. Kombinowanie wręcz mnie cieszyło. Ktoś z dołu głośno podpowiada: „tam jest na krwawą piąstkę szczelina” – taaa jasne, wszystko ładnie, pięknie, ale kto by chciał krwawą piąstkę? – znajdę inny sposób. I faktycznie dłoń weszła w szczelinkę i znalazłam tam jakiś mały chwyt, który dużo mi pomógł (i tutaj dziękować za małą i chudą dłoń, hah). Butkiem na tarcie i yeah – trudne miejsce przeszednięte. Brawo ja! Został kawalindek do szczytu, na podszczytowej półeczce wspomniany leader czeka na swój zespół. Omijam go, niczym zwinny kot, i raz dwa jestem na wierzchołku – hurrrrra! Leppy już wyciąga swoje łapsko, żeby mi pogratulować! Super! Cieszę się jak dzieciak, rozglądam się – widok nie do opisania – tzn. można pisać, ale po co? Można też zobaczyć na zdjęciach, ale to nie to samo – to trzeba poczuć, jak tam się wejdzie samemu – wtedy smakuje lepiej!
Obrazek
Chciałam sobie chwilę posiedzieć, pokontemplować, nacieszyć chwilą, popozować do zdjęć… ale nie! Kolejny zespół już włazi na górę, gramoli się na szczycisko. Niech ich szlag! ;) Schodzimy pięterko niżej, motamy stanowisko zjazdowe i teraz to, co Bagheerka lubi najbardziej – zjazd! Uwielbiam i już się cieszę na tą chwilę. Może nie powinnam i to trochę wbrew zasadom, ale zjeżdżałam pierwsza. Po drodze chłonęłam jeszcze magię wysokości, widoki w dole oraz malowniczy szczyt na tle błękitnego nieba – był mój! chociaż przez chwilę!
Obrazek
Docieram do momentu skąd startowałam – ekipa czekająca na swoją kolej bije brawo i pytają jak jest. ;) Krótka odpowiedź, a zawiera w sobie tak wiele: „zajebiście!!!”. T o teraz jeszcze zjeżdża moja połówka i można wreszcie zdjąć buty… ja pier… nie czuję palców. Schodzimy do naszego kamyczka, przepakowujemy się i rozszpejamy, a przede wszystkim jemy. Później powoli, ociągając się, schodzimy w dół. Widzimy jeszcze parkę, która dopiero zmierza na Micha – super, pewnie planują zachód słońca – świetny pomysł, na pewno też tak kiedyś zrobimy nocując w schronisku. Przed nami jednak długa droga przez twardy asfalt, ale cieszymy się, jest radość, jest zmęczenia, ale jest power, jest duma, jest ogromne szczęście a przede wszystkim… cisza (bo Lepiemu mowę odjęło ze zdziwienia, że tak ładnie ogarnęłam).
Obrazek
Powiem Wam tak – weszłam na kolejny level! Pewnie to głupie, że tak piszę, ale serio, czuję to już inaczej… góry stały się już dla mnie inne! To taki przełomowy moment. Ktoś powie „phiii... Mnich? Toż to skałka, tyle że w Tatrach”. No dobra, może i to jest skałka w Tatrach, ale każdy kto mnie zna i mniej więcej widział jak wyglądały moje pierwsze kroki, wie o czym mówię. Dla mnie tym bardziej, bo był moim marzeniem, a marzenia należy spełniać – nie tylko marzyć!
Dziękuję mojemu partnerowi Lepiszonkowi – za prowadzenie i fajną atmosferę przez cały dzień!
Dziękuję Krzyśkowi – tak napisałeś kiedyś: "kolejna relacja z Mnicha?" – więc musiała powstać!
Dziękuję Kasi – za to, że jest dla mnie wzorem i niesamowitą motywacją!
Do następnej relacji
Bagheera


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL