Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://forum.turystyka-gorska.pl/

W oczekiwaniu...
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=18718
Strona 1 z 1

Autor:  shesmovedon [ Cz sie 18, 2016 10:47 am ]
Tytuł:  W oczekiwaniu...

... na pierwszy w tym roku wypad na szlak odświeżyłam sobie i przy okazji dzielę się z Wami wspomnieniami z wypadu wrzesień A.D. 2015.
Prognozy były fantastyczne. Forma była fenomenalna. Pora roku najodpowiedniejsza z odpowiednich. W pociągu układałam sobie marszruty na kolejne dni (poniedziałek Bystra, wtorek Chłopek, środa Sławek, czwartek Krzyżne-Granaty, w piątek-sobotę miałam robić za przewodnika dla koleżanek, które po górach nie łażą, więc wchodziło w grę jakieś Moko czy inna Kościeliska).
Zgonie z planem – na początek Bystra. Tydzień wcześniej było totalne załamanie pogody, więc ostatni wczasowicze opuścili Podhale z podkulonym ogonem, szlaki zrobiły się przezajebiście puste  Ochoczo i bez zadyszki pomykam na Siwą Przełęcz. Tyle że po wyjściu z lasu zaczyna mi coś huczeć w uszach i szarpać czuprynę. Im bliżej przełęczy, tym coraz silniej wiatr hamuje każdy ruch naprzód, a na samej przełęczy nie sposób było w ogóle utrzymać się w pionie. No i plany trafił szlaq. Bystra spowita czarnymi chmurami, wicher wyje i miota wszystkim co się rusza. Jakaś parka przycupnęła obok. – Halny? Niechybnie… Mieli tak jak ja iść na Bystrą, ale doszliśmy do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu się szarpać. Po sesji foto zawrócili, miałam zrobić to samo, ale zaczęło mnie kusić. Godzina wczesna, więc może chociaż na Starorobociański.. Decyzja na tyle fatalna, że mogła być ostatnią podjętą w życiu… Na szczycie czuję, że coś mnie zwala z nóg… W ułamku sekundy schodzę do parteru zapierając się z całej siły kijkami. Nie ma mowy o zrobieniu kroku w tył ani w przód. Wiatr za chwilę zepchnie mnie z góry, a dookoła żywego ducha… Jak tu qużwa zejść?? W końcu powolutku, w kucki, z kijami wbitymi w grunt udaje się małymi kroczkami opuścić kopułę szczytową. Kilkadziesiąt metrów niżej znalazłam strefę ciszy i śmiejąc się nerwowo jak głupi do sera, klapnęłam z ulgą na tyłek. Anioł struś tym razem miał kupę roboty ;) Jak się później okazało, przytrafił się jeden z najsilniejszych wrześniowych halnych od wielu lat. Gdzieś po drodze wywiało mi chusteczki z kieszeni, na szczęście wiatr też wywiewał smarki z nosa, więc rękaw okazał się niepotrzebny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia nadal miało dmuchać . I jak tu żyć, panie premierze? Myśl o MPpCh zabiłam jednym ciosem karate, zachodnie należało ominąć szerokim łukiem, bo w nich zawsze mocniej wieje. Więc może Gąsienicowa-Krzyżne-Piątka? Dobry pomysł. Słoneczko świeci, cieplutko , forma fantastyczna, ludzi garstka – pięknie jest. Kilka metrów poniżej przełęczy zatrzymuję się słuchając jak wichura w Piątce dmie w trąby.
– Podejdź dalej – odzywa się tubalny głos. Bóg do mnie przemawia?
- Dziękuję, postoję, tu gdzie stoję – odpowiadam wypatrując właściciela tego głosu. A, siedzi jakiś man in black wtopiony w tło skał. Od słowa do słowa daję się namówić na wspólny zboczenie na Buczynowe Turnie, chociaż kłębiące się czarne bałwany nad stawami nie wyglądają zachęcająco. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bez perturbacji docieramy do Granatów. Trochę kropiło tu i ówdzie, ale skała generalnie była sucha. Wycieczka się udała, a przy okazji zyskuję towarzystwo na kolejne dwa dni.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W nocy spadł deszcz, rano widzę, że wiatr zawitał też do Zakopanego, więc na górze pewnie Armageddon. A tam, idę spać. O 9 warunki bez zmian, dzionek ostatecznie upłynął pod znakiem spaceru po specjał chochołowski. Prawdopodobnie tym spacerem zaczął się problem, zakończony niedawno zmęczeniowym złamaniem w stopie bo kto normalny w kościołkowych sandałkach idzie 20 km…

Autor:  shesmovedon [ Cz sie 18, 2016 2:07 pm ]
Tytuł:  Re: W oczekiwaniu...

Prognoza na następny dzień zapowiada powtórkę z rozrywki, czyli wiatr nie ma dość. Wysoko nie pójdę, w dolinach nuda. A może by tak (korzystając perfidnie z faktu, że kolega zmotoryzowany), skoczyć na Słowację? U mnie to totalna biała plama, S. mniej więcej tyle samo razy tam był i propozycja niezobowiązującego wypadu w Bielskie została zaakceptowana. Wybraliśmy atak na Szeroką Przełęcz przez Strednicę. Na Słowacji upał, totalna lampa od rana do wieczora i co najgorsze – powiewał tylko lekki zefirek. Nie chcę myśleć, że tak było tam przez cały czas…. Szlak początkowo wiedzie przez las, lekko pod górę, bardzo bardzo okoliczności mi przypadły do gustu. Wyżej zaczynają się schody, znaczy kamienie z moczone na długim odcinku, do tego dość stromo. Shit, mamy tę samą wizję drogi powrotnej – zjazd na tyłkach… Ale im bliżej przełęczy, tym lepiej i wygodniej się pomyka. A u celu – matko, co za widok Jagnięcy, Kołowy, Lodowy, ciągnące się wzdłuż doliny grzbiety – wszystko na wyciągnięcie ręki. Szkoda tylko, że w samo południe światlo jest xujowe , zdjęcia nie oddały całego piękna otoczenia. Jestem w niebie ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze powrotnej S.oznajmia, że ma poobijane palce u nóg i definitywnie przechodzi na zdobywanie grani Krupówek. Ja z kolei oczekuję na poranny przyjazd kumpelek, więc rozwodzimy się w zgodzie i przyjaźni. Wieczorem pani pogodynka oznajmia, że halny odpuszcza. A mnie czeka wyprawa na Moko…. Cholera jasna. Obmyślam naprędce plan awaryjny – ja pomykam na Rohacze, laski będą w tym czasie podziwiać Kościeliską, a ja szybciutko po powrocie teleportuję się do nich przez Iwaniacką. Telefon w garść, najwyżej się obrażą (w końcu to był mój pomysł, żeby wpadły w odwiedziny), ale udaje się bezproblemowo towarzystwo. Dałam szczegółową rozpiskę, gdzie łapać busa, zostawiłam mapę z zaznaczonymi atrakcjami, nie powinny się zgubić.
Tymczasem korzystając z uprzejmości S. daję się z samego rańca podrzucić do Siwej Polany, dzięki czemu oszczędzam sporo czasu i w równo 3 godziny od wysadzenia na parkingu docieram na Wołowiec. Osobisty rekord prędkości, ale nie zostanie oficjalnie uznany, ponieważ został podkręcony przez muczącego za plecami miśka. Drugi raz podczas touru zrobiło mi się ciepło (wiadomo gdzie) W międzyczasie, kompletnie bez sensu, postanowiłam zaliczyć tylko Rohacza Ostrego, zostawiając drugiego na następny rok. Nie mam pojęcia skąd ten pomysł, zwłaszcza że RO nie sprawił żadnych trudności, nie licząc wnerwu na Słowaków z racji jednego długiego łańcucha, przez którego otarłam sobie palce o skałę. Koń za to bez problemu dał się osiodłać. Wracałam przez Grześka, co było drugim bezsensownym pomysłem tego dnia – ludu a na rodu jak na Giewoncie w szczycie. Koleżanek nie udało się namierzyć, jako że moi zapomniała, że w Chochołowskiej nie ma zasięgu, ale wieczorem dotarły zmęczone i przeszczęśliwe.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatniego dnia przez cały czas padało, została tylko wycieczka dla zabicia czasu nad Moko i Czarny Staw otulony mgłą gęstą jak mleko. I tak się zakończyły jedne z ciekawszych wakacji w Tatrach i niech duch gór AD.2016 okaże się w końcu łaskawy, wynagradzając to, co mi zrobił w lipcu :evil: hough

Autor:  Elfka [ Cz sie 18, 2016 9:06 pm ]
Tytuł:  Re: W oczekiwaniu...

Podejście na Szeroką Przełęcz rzeczywiście monotonne, ale już na Przełęczy widoki zwalają z nóg. Piękne foty :)

Autor:  leppy [ Pt sie 19, 2016 11:42 am ]
Tytuł:  Re: W oczekiwaniu...

:thumleft:

Autor:  krank1 [ N sie 21, 2016 8:32 am ]
Tytuł:  Re: W oczekiwaniu...

Świetne zdjęcia :!: :thumleft:

Autor:  shesmovedon [ N sie 21, 2016 12:38 pm ]
Tytuł:  Re: W oczekiwaniu...

Jakie okoliczności przyrody, takie foty 8)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/