Forum portalu turystyka-gorska.pl http://forum.turystyka-gorska.pl/ |
|
Alpy i Pireneje 2015... http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=18220 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Carcass [ Wt sty 19, 2016 8:29 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Dzień 14 Czyżbyśmy byli na miejscu ? Wszystko na to wskazuje. Zazdroszczę tym co tak łatwo zasypiają w autokarach. Wysiadłem się przewietrzyć. Rzeczywiście jesteśmy przy krótkim skalnym tunelu, którego autobus nie jest w stanie pokonać. Nie znoszę czekania, ale tym razem nie było wyboru. Obszedłem teren – znalazłem początek jakiejś ferraty. Przyjemnie tylko zimno i ciemno. Powoli ludzie zaczynają się budzić. Jemy polowe śniadanie i przepakowujemy rzeczy, bo kolejne 2 noclegi spędzimy w alpejskich schroniskach. Nie jest to łatwe bo trzeba wziąć cały dobytek na te 2 dni. Nerwową krzątaninę umilają rewelacyjne widok Alp Delfinackich. Wyglądamy jak Cyganie dzierżąc w ręku różne siatki, reklamówki, buty na zmianę itp. Przyjeżdża bus, który jak się okazuje zabiera raptem kilkanaście osób za 9 euro od łebka. My zostajemy na przystanku z tymi całymi tobołami. Kolejny bus za 4 godziny. Czad. Naprawdę można się podłamać Do pierwszego schroniska jest kilkanaście kilometrów asfaltową drogą cały czas pod górę. Perspektywa maszerowania tam z całymi tymi betami poraża. Zaczynamy łapać okazję i jak się okazuje trafiamy w sedno. Powoli nasza grupa na przystanku się kurczy, a pęcznieje przy schronisku Cezanne (Refuge Cezanne 1 874 m). Uff my też dotarliśmy. W końcu jesteśmy w komplecie. Schronisko i jego otoczenie wygląda bajecznie. W pewnym momencie wyglądało to dramatycznie, ale skończyło się dobrze. No właśnie – tylko czy to koniec, bo teraz rozpoczęła się dysputa narodowa kto w którym będzie spał schronisku, bo do wyboru są aż 3 opcje. I tu po raz kolejny wyszły niedociągnięcia organizacyjne na tym wyjeździe. Przecież można to było ustalić już 10 razy wcześniej. Spędzamy w autokarze dziesiątki godzin, pijemy, gadamy o pierdołach a nie można sensownie ustalić planu na kolejne dni, by każdy wiedział na czym stoi. Dyskusja jest burzliwa i w końcu w ciężkich bólach, nasza grupa zostaje podzielona na 3 części. Ja od początku chciałem zostać w schronisku Cezanne położonym najniżej i na szczęście mi się to udaje. Miałem średnią ochotę na maszerowanie bądź co bądź wysokogórskim szlakiem z rękami zajętymi reklamówkami z całym dobytkiem. Wreszcie atmosfera się rozrzedza - ci co mieli iść wyżej to poszli, a my zostajemy na dole w około 10 – osobowej grupie. Uważam, że to było świetne posunięcie logistyczne, bo już wcześniej sobie wszystko poukładałem w głowie. W pierwszy dzień zrobimy sobie z Pawłem krótką kilkugodzinną wycieczkę do lodowca czarnego (Glacier Noir), a w drugim dniu spróbujemy dotrzeć na lodowiec (Glacier Blanc) i do schroniska Refuge des Écrins, znajdującego się na wysokości 3 170 m n.p.m, zahaczając po drodze jeszcze o schronisko Refuge du Glacier Blanc (2542 m n.p.m.). Pora wcielić plan w życie. Kwaterujemy się w schronisku. Warunki jak w schronisku – normalne, a nawet trochę ponad przeciętne. Bierzemy prysznic (woda ciepła), jemy śniadanie w ogólnodostępnej kuchni i bez pośpiechu ruszamy w stronę Czarnego Lodowca. Myślę, że po kolejnej nieprzespanej nocy to całkiem przyjemna opcja. Bez napinki, spokojnie na lekko. Wszelkie cięższe bagaże spokojnie ulokowane w schronisku. W tej części Alp czuje się niesamowitą przestrzeń i ogromną, przytłaczającą wprost wielkość tych gór. Warunki są świetne, wciąż towarzyszy nam kapitalna pogoda… Mamy okazję obserwować śmigłowiec, który transportuje żywność do wyższego schroniska. A sam szlak do Glacier Nor jest oczywisty orientacyjnie, ale dość ciekawy pod względem samego przebiegu ścieżki. Otóż idziemy bardzo wąską percią z całkiem stromymi obsypującymi się piarżyskami po obydwu stronach. Przesadą byłoby mówienie o jakichś wielkich ekspozycjach pojawiających się na tym odcinku szlaku, ale zdecydowanie trzeba się mieć na baczności… Sam Lodowiec Czarny jakąś topową atrakcją nie jest, ale samo otoczenie doliny w której się znajduje robi wrażenie. Wracamy o jakiejś wczesnej porze typu 15 – 16. Spotykamy naszych przy stole koło schroniska. Impreza na koniec przenosi się na schroniskowej kuchni, którą właściwie w całości opanowaliśmy. Wieczorem dołączył do nas przesympatyczny Bask z gitarą z gruntowną wiedzą na temat dokonań muzycznych takich grup jak Metallica, Iron Maiden czy Deep Purple. Muzyka łączy ludzi. To chyba była najlepsza impreza na tym wyjeździe. Dzień 15 Niektórzy twierdzą, że w górach nie ma kaca. Niestety jest. Może gdybyśmy pili jednorodny alkohol, no ale każdy miał co innego. Nie zmienia to jednak w żadnym stopniu naszych planów. To może być jeden z najatrakcyjniejszych turystycznie dni na tym wyjeździe. Po śniadaniu wychodzimy w kilka osób w stronę schroniska Refuge du Glacier Blanc (2542 m). Pierwszy odcinek szlaku pokrywa się z tym co robiliśmy dzień wcześniej. To na szczęście tylko krótki kawałek. Strasznie cierpię przy pierwszym bardziej intensywnym podejściu – Paweł chyba trochę oszukiwał wczoraj na imprezie bo idzie znacznie żwawiej. Przy szlaku jest tyle świstaków, jak bezpańskich psów w rumuńskich górach. Wzbudzają tu umiarkowane zainteresowanie, w przeciwieństwie do tych w rejonie Wołowca czy Bystrej. To rzut oka na nasz wczorajszy szlak prowadzący do Lodowca Czarnego… Po jakiejś godzinie czułem się już lepiej i przyspieszyłem tempo. Szlak do Refuge du Glacier Blanc jest przepiękny. Cudowne widoki, ogromna przestrzeń i sporo atrakcji po drodze (są odcinki ubezpieczone stalowymi linami, jest krystalicznie czyste jeziorko). Schronisko położone jest w bardzo przyjemnym miejscu na skalnym wywłaszczeniu. Dotarcie do schroniska cieszy, ale oczywiście nie zamierzam na tym poprzestać. Granica przyzwoitości to schronisko Refuge des Écrins leżące na wysokości 3170 m n.p.m.. Ze schroniska wychodzę pierwszy, idzie się bardzo dobrze, mimo iż co chwile trzeba pokonywać wielkie gładkie płyty. Docieram do lodowca, który prezentuje się imponująco. Spotykani ludzie ostrzegają mnie przed groźnymi szczelinami, ale jakoś podświadomie czuję się dość bezpiecznie w tym miejscu. Mam jednak pełną świadomość tego, że pakując się na lodowiec bez żadnego sprzętu (poza kijkami) zawsze ponoszę pewne ryzyko. Wystarczy jedno gwałtowne pękniecie pokrywy lodowej, bądź chwilowa utrata równowagi i kłopoty gotowe. Szczeliny sprawiają wrażenie naprawdę głębokich. Ponoć jest opcja obejścia lodowca górą po piarżystym i stromym zboczu, ale zostawiam ją sobie na powrót. Raz na czas mijają mnie piątki turystów w rakach, z czekanami powiązanych ze sobą liną i patrzą dziwnie na mnie, ale prę twardo do przodu. Bez kijków byłoby naprawdę ciężko. W pewnym momencie wylania się Barre des Écrins (4 102 m n.p.m.), który miał być dzisiejszym celem naszych kolegów. Po prawej dostrzegam schronisko Refuge des Écrins. Jest niby nie wyciągniecie ręki ale to tylko pozory (trochę tak jak z Chatą Teryho). Końcówka bardzo męcząca, ale widoki spod schroniska wynagradzają wszelki trud. Według tego co się słyszało w autokarze to miał tu być schron z bardzo kiepskimi warunkami umożliwiający tylko przekimanie tym co wybierają się na Barre des Écrins. W rzeczywistości okazało się, że to dobrej klasy hotel górski z warunkami chyba lepszymi jak ten „nasz” na dole. Przy schronisku spotykam kilka osób od nas – m.in. Natalię z Szymkiem. Okazało się, że na Barre des Écrins poszło 10 osób a nie 12 jak zakładano. Co się okazało, że nasi prominenci mieli linę tylko dla 10 osób, jednak nie przeszkodziło to nikomu robić płonne nadzieje na zdobycie czterotysięcznika. Naprawdę momentami brakowało komunikacji między prowadzącym a resztą grupy. Pewnie były osoby świetnie poinformowane o wszystkim, ale informacje do pozostałych docierały zwykle opłotkami albo wcale. Decydujemy się wracać w trójkę z Natą i Szymkiem. Początkowo lodowcem a później owym piarżystym nie znanym mi jeszcze szlakiem. Szlak oznaczony białymi kropkami okazał się rzeczywiście bardzo kruchy a momentami i trochę eksponowany. Najtrudniejszy odcinek mamy za sobą, już widać w dole schronisko Refuge du Glacier Blanc. Przy schronisku gawędzimy sobie z ludźmi z naszej grupy. Gratulujemy zdobycia czterotysięcznika. Wprawdzie na główny wierzchołek weszła raptem jedna osoba, ale reszta też osiągnęła 4 000 m n.p.m. (Dôme de neige des Écrins – mierzący 4 015 m n.p.m.), a to już trzeba traktować w kategorii sukcesu. Robi się coraz chłodniej, więc najwyższa pora by zebrać się w drogę powrotną do dolnego schroniska. Zaczyna się powoli zmieniać pogoda, ale schodzimy jeszcze w dobrych warunkach. To był fantastyczny dzień, który od A do Z zorganizowaliśmy sobie sami. Wieczorem już grzecznie kładziemy się spać by wypocząć przed długą podróżą. W nocy było kilka burz i kamiennych lawin, które lądowały gdzieś niedaleko naszego schroniska. Dzień 16 Rano pochmurno i deszczowo. Ponownie utwierdza mnie to w przekonaniu, że dokonałem właściwego wyboru jeśli chodzi o schronisko. Wysyłamy 2 osoby busem z plecakami a my postanawiamy zaoszczędzić kolejne 9 euro i schodzimy do autokaru na butach. Reszta w dużej mierze dociera okazją. I to by było na tyle. Dopychamy bagaże do autokaru i ruszamy w drogę powrotną. Po drodze jeszcze jakieś większe zakupy w Bergamo, a potem już tylko toasty i „połykanie” kolejnych kilometrów. Dzień 17 Wysiadamy po 8 rano w Nowym Targu. Liczyliśmy, że w Polsce odpoczniemy od upałów, ale jak się okazało – nie tym razem… Lato było wyjątkowo gorące tego roku… Kilka słów podsumowania. Na pewno nie był to wyjazd dla każdego. Trzeba mieć świadomość, że po takiej wyprawie dobrze byłoby mieć jeszcze kilka dni urlopu na dojście do siebie. Cztery noce spędziliśmy w autokarze, przejechaliśmy jakieś 10 000 km, spaliśmy w 6 różnych miejscach w 4 krajach. Co rusz trzeba było targać z i do autokaru ciężkie bagaże. Wszystko to jest niewątpliwie bardzo męczące, ale tego co zobaczyliśmy nic nam nie zabierze. Oczywiście było trochę organizacyjnych niedociągnięć o których wspominam w tej relacji, ale suma sumarum wyjazd oceniam pozytywnie. Trzeba pamiętać o tym, że nie był to wyjazd komercyjny, więc na pewne rzeczy trzeba spojrzeć przez palce i podziękować, że są ludzie którym się mimo wszystko chce i nie kierują się wszechobecną w dzisiejszych czasach żądzą zysku. Wielkie słowa uznania dla Arka, który załatwiał noclegi na tym wyjeździe i trzeba przyznać, że ze swojego zadania wywiązał się celująco. Podziękowania dla Prezesa Wojtka Szaroty za życzliwość i przyjazne nastawienie do każdego z uczestników. Mam nadzieję, że moje drobne krytyczne uwagi nikogo nie urażą tylko przyczynią się do wspięcia się do nowego spojrzenia organizatorów na pewne kwestie związane z wyjazdami organizowanymi przez PTT. Ważne, że wszyscy przeżyli i wrócili w dobrym zdrowiu. Czy kiedyś wybrałbym się jeszcze na wyjazd z nowosądeckim oddziałem PTT ? Zdecydowanie tak, zresztą już to uczyniłem odwiedzając w listopadzie w kameralnym gronie Budapeszt i Góry Szczawnickie a w lutym być może spotkamy się w Bieszczadach… Dziękuję wszystkim za towarzystwo i miejmy nadzieję do zobaczenia na kolejnych wyjazdach. A jeżeli ktoś poza zdjęciami chciałby obejrzeć film to bardzo proszę. Nagrał go jeden z uczestników naszej wyprawy Paweł Kogut. https://www.youtube.com/watch?v=jbf7i--zM6I Z noworocznymi pozdrowieniami. Wojtek |
Autor: | Pan Maciek [ Wt sty 19, 2016 10:03 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Ten to ma życie |
Autor: | prof.Kiełbasa [ Wt sty 19, 2016 10:38 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Pan Maciek napisał(a): Ten to ma życie no nie |
Autor: | Carcass [ Śr sty 20, 2016 8:31 am ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Pan Maciek napisał(a): Ten to ma życie Najgorszy turystycznie rok to nie był |
Autor: | gouter [ Śr sty 20, 2016 9:23 am ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Takie wyjazdy pamięta się do końca życia. Za jednym zamachem zobaczyliście połowę gór Europy. Najbardziej zaciekawił mnie rejon Almanzora, bo nie czytałem jeszcze żadnej relacji stamtąd. W rejonie Ercins byłem dwa lata temu, ale nie miałem takiego szczęścia do pogody jak Ty. Super wyjazd |
Autor: | Carcass [ Śr sty 20, 2016 10:05 am ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
gouter napisał(a): W rejonie Ercins byłem dwa lata temu, ale nie miałem takiego szczęścia do pogody jak Ty Chyba nawet kojarzę jakąś Twoja relację z tego rejonu. Rzeczywiście z aura trafiliśmy idealnie. Czasem się jedzie gdzieś blisko na jednodniówkę, niby pogoda ma być pewna, a już na miejscu wychodzi inaczej. A tu praktycznie 2 tygodnie lampy niezależnie czy byliśmy w górze czy na dole. Co do Almanzora to masyw Sierra de Gredos leży w centralnej Hiszpanii, więc sporo dalej jak w Pireneje a tym bardziej w Alpy. Zresztą powyżej schroniska szlak na szczyt nie był malowany, mimo, że był drogowskaz. Nie jest to obszar jakoś bardzo turystycznie rozpropagowany, choć na pewno wart odwiedzenia. |
Autor: | Krabul [ Pn sty 25, 2016 2:42 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Jak zwykle doskonała relacja. |
Autor: | kefir [ Pn sty 25, 2016 8:58 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Inspiracji i potencjalnych miejscówek wart odwiedzenia przedstawiłeś chyba a najbliższe 10 lat |
Autor: | Carcass [ Wt sty 26, 2016 1:18 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Krabul napisał(a): Jak zwykle doskonała relacja. Jak zawsze bardzo dziękuję. kefir napisał(a): Inspiracji i potencjalnych miejscówek wart odwiedzenia przedstawiłeś chyba a najbliższe 10 lat Rzeczywiście grafik był napięty, ale przy ciut lepszej organizacji można było zobaczyć jeszcze więcej choćby Lizbonę. Ale narzekać nie zamierzam, bo wrażeń i tak było co niemiara. |
Autor: | Mroczny [ Cz sty 28, 2016 12:58 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Dzięki Carcass, zawsze dobrze rzucić okiem na relację i zdjęcia z Delfinatu |
Autor: | Carcass [ Cz sty 28, 2016 1:06 pm ] |
Tytuł: | Re: Alpy i Pireneje 2015... |
Mroczny napisał(a): Dzięki Carcass, zawsze dobrze rzucić okiem na relację i zdjęcia z Delfinatu Zwłaszcza, że trafiliśmy z pogodą, co wcale takie oczywiste w tamtych rejonach nie jest. Cieszę się, że "odświeżam" dobre wspomnienia . |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |