To był zapewne mój ostatni wypad w góry w tym roku, w zasadzie to więcej było łażenia po bezdrożach, lesie i wyrobiskach kopalnianych niż po górach, ale za to w bajecznych kolorach.
A zatem: sobota, o 6.30 wyruszam z Wrocławia z wycieczką zorganizowaną do Janowic Wielkich, po dwóch godzinach jazdy wysypujemy się z autokaru i ruszamy w stronę zamku Bolczów.
Tu krótki postój na śniadanie i sesje zdjęciowe.
Ze szczytu ruin zamku widać cycki, znaczy się Sokoliki
Jesienne kolory budzą zachwyt.
Ruszamy dalej w stronę Starościńskich Skał, po drodze na rozdrożu widać Śnieżkę.
Co jakiś czas na trasie pojawiają się ciekawe skałki, niestety, nie idziemy na Rylec i Fajkę, bo ponoć za dużo nas, trudno, wrócę tu latem albo wiosną sama to sobie pójdę, z grupą to nie zawsze ma się to, co by się chciało.Na pocieszenie tuż przy szlaku też trafiają się interesujące kamolce;)
Kawałek poza szlakiem dochodzimy do Piekliska, wyrobiska z ciekawie się prezentującą białą skałą i jeziorkiem w dole, ścieżka prowadzi tuż nad urwiskiem, widać stąd prawie całe Karkonosze.
Następnie już szlakiem docieramy do Starościńskich Skał.
Tu kolejny postój, zdjęcia, lans na skałach itd.
Trochę widoczków.
Byli też amatorzy wspinaczki.
Trochę wątpliwości, którędy iść, wkońcu okazuje się, że trzeba iść szlakiem przez skały, a nie zawrócić.Po jakimś czasie mijamy kolejne znane w tym rejonie skałki; Piec i Skalny Most.
Widoczki z Pieca, rozpalona złota jesień;)
Na Piecu rosną fikuśne drzewa.
W drodze do Skalnego mostu jest jeszcze takie cudo:
Sam Skalny Most widziany ze szlaku jest nieco schowany za drzewami, nie ma oczywiście za bardzo czasu, żeby podejść bliżej i zrobić fajniejsze foty, wrócę, kurde jeszcze tu wrócę...
Za Skalnym Mostem, na rozwidleniu szlaków decydujemy z przewodnikiem, że tutaj już pożegnam grupę i ruszę w swoją stronę.Na niedzielę mam zaplanowaną trasę przez Kolorowe Jeziorka, nocleg mam w gospodarstwie agroturystycznym "Czartak" i muszę dziś tam dojść najlepiej przed zmrokiem, a z grupą to może się niespecjalnie udać.Jak się później okazało, to była bardzo dobra decyzja, bo z grupą miałam się rozstać dopiero na Wołku, podczas, gdy oni go sobie darowali, bo już czas ich trochę gonił, a mieli jeszcze zwiedzanie browaru w Miedziance i takie tam.Zatem, gdy grupa stoi jeszcze na rozstaju i zjada resztki prowiantu, ja żółtym szlakiem ruszam na Wołek, jeszcze zanim tam dojdę spotykam....kilka osób z grupy, które się zgubiły, idziemy zatem na Wołek razem, potem oni gonią grupę żeby spotkać się razem w Miedziance, a ja już solo dochodzę do asfaltowej drogi w stronę "Czartaka".Kolory cały czas powalają:
Po szesnastej zjawiam się w "Czartaku", wysyłam info przewodnikowi, że dotarłam, że dzięki za wycieczkę i że fajnie było i przemarznięta na kość zjadam, co mam, popijam gorącą kawą zbożową i po ósmej kładę się spać.
Budzik wyrywa mnie ze snu o szóstej, ciemno jak w dupie, ale przed siódmą mam wyjść w trasę, więc małe śniadanie, spakowanie gratów i jak tylko zaczyna się rozwidniać żegnam się z gospodarzem i ruszam w te zimnisko zielonym szlakiem w stronę Kolorowych Jeziorek, po drodze muszę najpierw zdobyć Wielką Kopę, która ma aż 871m.npm.
Zanim tam dojdę wędruję to skrajem lasu, to chaszczami, to przez strumyk, to łąką, jak to w Sudetach.
Jak to fajnie tak z samego rana ujrzeć Śnieżkę:
Gdzieś półtorej godziny później zdobywam Everest dzisiejszego dnia, czyli Wielką Kopę.Widoków niestety nie ma, szczyt jest zarośnięty lasem, wieje lodowaty wiatr, nie zabawiam więc długo, fota i w dół do jeziorek.
Po drodze powinien być Zielony Stawek, nie udaje mi się go znaleźć, na pewno go i tak by teraz nie było, pojawia się okresowo, wiosną po roztopach, albo po obfitych deszczach, tegoroczne lato nie obfitowało w obfite deszcze, więc stawku pewnie nie ma.Idę więc dalej i po jakimś czasie wyłania się cudo, Błękitne Jeziorko, jest niezwykle urokliwe i w zasadzie to ma bardziej szmaragdowy kolor niż błękitny jak dla mnie.
W pobliżu jeziorka jest wyrobisko z ciekawie wyglądającymi ścianami skalnymi.
Kolejne z Kolorowych Jeziorek, Purpurowe, jest równie zjawiskowe:
Niestety, Żółte Jeziorko wyschło, kolejny powód, żeby tu wrócić, gdy będą (oby) wszystkie.
No i to w zasadzie koniec dzisiejszych atrakcji, dochodzę do Wieściszowic, teraz będzie już na zasadzie "ze wsi, do wsi", muszę dojść do Marciszowa, tam jest stacja kolejowa i pociąg bezpośrednio do Wrocławia.Zielonym szlakiem idę więc częściowo asfaltem, częściowo przydrożną ścieżką, przed południem jestem na dworcu, okazuje się, że pociąg mam za pół godziny, świetnie się składa, bo jest mimo południa nadal cholernie zimno.Przyjeżdża elegancki szynobus, już nieco załadowany a z każdą stacją przybywa więcej ludzi, że niedługo jest jak w puszce z sardynkami, na szczęście to nie imigranci a w większości studenci lub turyści;)Weekend był rewelacyjny, żegnajcie góry do wiosny, oby zima zleciała jak najszybciej.