Dufourspitze hmmm…………………
W zeszłym roku wycofałam się z wys. Ok 4200 m n.p.m. nie dochodząc nawet do przełęczy Sattle . Robiąc pierwszy krok w dół, wiedziałam, że wrócę tu za rok . Taka ze mnie uparta osóbka.
W składzie : Ja , mój mąż Marcin, Tomasz i Łukasz .
W czwartek 23 lipca o godz. 22 wyruszamy z Łodzi i jedziemy do Wrocławia po Łukasza . W południe docieramy do Saas Grund . W celu aklimatyzacji planujemy wejść na Lagginhorn 4010 m . Ma to być spokojny bez żadnego pośpiechu wyjazd . Mamy 10 dni na zrealizowanie głównego punktu wycieczki. W Saas Grund idziemy na rekonesans w celu a) zjedzenia obiadu b) znalezienia kwater w przystępnej cenie . Trzeba odpocząć po podróży , a ponadto spędzenie pierwszej nocy na wys. 1559 m wydaje się sensowne . 60 franków to jednak dla Nas cena zaporowa . Chcąc nie chcąc decydujemy się na całkiem przyzwoite pole namiotowe za 10 franków od osoby . Marcin przyznaję mi rację ,że uparłam się na spakowanie namiotów, karimat i śpiworów .
Sobota – Przepakowanie , spakowanie i najwyższy czas ruszyć zadki . W celu jak najskuteczniejszej aklimatyzacji ( wszak to rzecz priorytetowa ) postanawiamy nie korzystać w tym dniu z kolejki . Zatem z Saas Grund 1559 m idziemy do schroniska Weissmieshutte 2726 m , a następnie do schroniska Hohsaas 3200m (zjeść zupę serową ) i z powrotem do schroniska Weissmieshutte 2726 m , gdzie spędzamy noc . No cóż jesteśmy w górach trzeba się trochę pomęczyć .
Niedziela- O dziwo śpię dobrze . Celowo, nie śpiesząc się wychodzimy chyba jako jedna z ostatnich ekip . Lodowca po drodze nie ma ,można dłużej pospać . Mamy cały dzień . Humor z początku mi dopisuje . Jednak im wyżej tym gorzej. Znowu ból głowy, mdłości , dyszę jak lokomotywa ,kręci mi się w głowie , co 3 kroki odpoczywam. Jest niedobrze. Łzy mi się cisną do oczu i nadchodzą myśli ,że znowu nawalę i nie wejdę na Dufora , a przeze mnie inni . Chłopcy nakazują mi dużo pić i pilnują , abym piła ,piła i piła . Na co wcale nie mam ochoty. Jakimś cudem udaje mi się zjeść pół batona i wypić trochę żelu . Po 5 godzinach stajemy na szczycie Laaginhorn .Nie czuję euforii . Myślami jestem ,gdzie indziej. Czas na powrót , niestety tą samą drogą . Ponownie odwiedzamy schronisko Weissmieshutte 2726 m przepakowujemy się i zbiegamy do stacji przesiadkowej Kreuzboden 2400 m ,gdzie „rzutem na taśmę „ zdążamy na kolejkę . Jesteśmy zmęczeni . Jedynie Łukasz zostawia Nam plecak i decyduje się schodzić. Po tyrce czas na ?............odpoczynek .Rozbijamy namioty i relaksujemy się na znanym Nam już polu namiotowym .
Poniedziałek- Czas zacząć realizować główny cel . Koło południa opuszczamy Saas Grund i jedziemy w stronę Zermatt . Zębatą kolejką wjeżdżamy na przedostatnią stację – Rotenboden. Teraz czeka Nas piękna widokowo droga przez lodowiec Gornergletscher do schroniska Monte Rosa 2883 m. Cały czas podziwiamy Matterhorn ,aż ciężko odwrócić się do niego plecami . Majestatyczna góra marzenie mojego Marcina . Do Monte Rosa docieramy dopiero o godz. 19 . Wstępny plan zakładał atak na środę . Wtorek miał być dniem restu . Sms od Bartka z prognozą pogody , rozmowy w schronisku z innymi gośćmi wskazują ,że w czwartek pogoda ma się nieco zepsuć . Środa jest zdecydowaniem lepszym dniem. Ponadto u mnie emocje zaczynają brać górę . A więc czas na naradę . Co robimy ? Idziemy ! Jak spalimy podejmiemy drugą próbę, mamy dużo czasu .
Wtorek – 2 godz. śniadanie 3 godz wyjście . Ze schroniska znowu wychodzimy jako ostatni . Do Obere Plattje dochodzimy w godzinę ,nieźle. Zakładamy raki ,wiążemy liną , szpeimy . Teraz czeka Nas monotonna i długa droga po lodowcu Monte Rosa. Najważniejsze ,aby dojść do przełęczy Sattle 4300 m , reszta drogi jakoś pójdzie . Zaczynamy nabierać wysokości 3500 m…….3700m………4000………. Jest dobrze miarowy oddech, jednostajne tempo ,brak mdłości i bólu głowy . Marcin cały czas ukradkiem mnie obserwuje . W pewnym momencie pada słowo – „Wejdziesz „ Mąż zna mnie najlepiej i nie raz widział jak choruje na wysokości . Teraz jest inaczej , aklimatyzacja działa . Reszta ekipy również czuję się dobrze . Na siodle krótka przerwa na uzupełnienie płynów przekąszenie czegoś . Przed Nami ( jak się później okaże ) najtrudniejszy odcinek drogi .Śnieżna ,wąska grań o nachyleniu ok 40-45 stopni ,pokryta lodem. Adrenalina mi mocna podskoczyła
Stok łagodnieje i docieramy do skalnej grani (pierwszej jej części) nie jest ona trudna ale bardzo lufiasta. Po przekroczeniu skalnego grzebienia ,kolejny stromy śnieżny stok do pokonania . Na szczęście warunki na nim są o niebo łaskawsze . Na jego szczycie teren znowu się kładzie . Teraz przed nami ostatnia część drogi – druga część skalnej grani , najbardziej techniczny odcinek wyceniany na II+ . W dwóch miejscach Marcin dla bezpieczeństwa coś osadza . Grań nie nastręcza problemów są dobre chwyty , idę pewnie . Wreszcie po 9 godz. stajemy na szczycie Dufourspitze 4634m . Radość ogromna , płaczę ze szczęścia . Udało się !!! Dookoła wspaniałe widoki . Krótki sms do przyjaciółki –Anetki , kilka fotek . Czas wracać jest późno, zdecydowanie za późno . Lodowiec powinniśmy opuścić do godz. 13 tymczasem My właśnie stoimy na szczycie . Powrót inną drogą . Dochodzimy do lodowego , bardzo nachylonego żlebu ,ubezpieczonego grubą liną . Prowadzi on na przełęcz Sibersattel 4517m . Niestety to co na pozór wydaje się łatwe , wcale nie musi takie być . Hardcor-tak można jednym słowem opisać zejście do Sibersattel . Tracę tam wszystkie siły. Dodatkowo na przełęczy wieje niemiłosiernie . Od tego momentu zaczyna się lodowiec więc musimy poczekać na Tomka i Łukasza . Marznę tam okrutnie telepie mnie jak diabli . Mam kryzys . Po lodowcu idziemy bardzo czujnie ,późna pora sprawia ,że robi się bardzo nieprzyjemnie . Zmęczenie zaczyna Nam bardzo doskwierać , a tu końca nie widać . Krążymy po labiryncie napotykając co rusz nową szczelinę do pokonania . Idę na auto pilocie z letargu wybudza mnie co jakiś czas komenda Marcina – „ Uwaga , skaczę , bądźcie czujni „ Przy ostatniej już szczelinie blokuję się , krzyczę do chłopaków – „ Nie dam rady , nie przeskoczę „ Mija dłuższa chwila , zbieram się na odwagę i hop , uff udało się . Tomek podchodzi i krzyczy „Grubo ! „ Wreszcie dochodzimy do Untere Plattje ,gdzie robimy dłuższy odpoczynek jest godz. 17 już nie musimy się spieszyć . W schronisku meldujemy się na godz.19 ,czeka na Nas pyszna obiadokolacja .
Środa- Wszak mamy urlop zaplanowany do niedzieli ,postanawiamy go skrócić . Ceny w Szwajcarii Nas trochę przerosły . Szkoda .
Czekałam na to wejście cały rok .
Wreszcie Dufourspitze da mi spokojnie spać
Dziękuję moim towarzyszom za super wyjazd i Bartkowi Klinowi za przesyłanie codziennie prognoz pogody .
Poniżej zamieszczam 2 częściowy filmik wraz ze zdjęciami . Zachęcam do obejrzenia
https://youtu.be/7HkqyV7ydXQ