Witam, Jako, że rok 2014 przeszedł jakiś czas temu do historii – chciałem przedstawić krótkie podsumowanie zeszłorocznych wypraw, których trochę się uzbierało. A więc od początku:
Styczeń
1) Ślęża (długość trasy 10 km, suma podejść 560 m) Chyba najbardziej oklepana góra na Dolnym Śląsku, ale mimo to każdego roku przynajmniej raz staram się tam być. Zimy nie było żadnej – ale za to widoki przednie.
Marzec
1) Góry Sowie – Wielka Sowa (30 km, 1160 m) O tej porze powinien być tam jeszcze śnieg, ale nic z tego. Jedyne oznaki zimy na stoku nad Zygmuntówką.
Kwiecień
1) Góry Stołowe – Skalniak, Błędne Skały (13 km, 300 m) Bardzo przyjemna wczesnowiosenna wycieczka. Jako bonus – puste Błędne Skały, co w sezonie chyba się nie zdarza. Świetne widoki na Góry Kamienne i Broumovske Steny.
2) Góry Izerskie – Hala Izerska, Polana Izerska, Orle (35 km, 530 m) Można powiedzieć, że sama klasyka i każdy to zna. Ja też już tam byłem, ale postaram się jeszcze powrócić – Izery mają w sobie magię.
Maj
1) Beskid Śląski – Klimczok, Szyndzielnia (16 km, 800 m) Wiedziałem, że wybierając się w długi weekend w Beskid Śląski i to na najbardziej popularne szczyty, nie znajdę pustych szlaków. Widoki na Bielsko, Beskid Mały i Żywiecki wynagrodziły pochód w pochodzie 2-majowym
2) Rudawy Janowickie – Sokolik, Krzyżna Góra (8 km, 360 m) Tyle razy mijałem je po drodze w Karkonosze, że wreszcie się skusiłem na te kształty – było warto. Panorama 360 stopni i przepiękna Szwajcarka po drodze.
Czerwiec
1) Ojcowski Park Narodowy (14 km, 660 m) Tak, wiem, że to nie góry, chociaż suma podejść mówi co innego. Ale dolina Prądnika i tak jest malownicza – zazdroszczę, że Krakusy mają rzut beretem do takich miejsc.
Lipiec
1) Karkonosze – Śnieżka (16 km, 1100 m) Znowu klasyka, ale i pozycja obowiązkowa co roku (będzie jeszcze jedna w dalszej części). Podejście Doliną Łomniczki nieźle daje w kość. Zejście wariantem odludnym.
2) Góry Złote i Bialskie – Kowadło, Brunek, Rudawiec (19 km, 780 m) Niektórzy uważają, że Gór Bialskich tak naprawdę nie ma. Tak czy inaczej – sudeckie Bieszczady już od dawna mnie ciągnęły. Muszę wrócić tam na dwóch kółkach.
Sierpień
1) Rudawy Janowickie – Skalnik, Kolorowe Jeziorka (15 km, 680 m) Dobrze, że na szczycie (powiedzmy, że to wygląda jak szczyt) na drzewie jest tabliczka – bo bym go przeoczył. Kolorowe Jeziorka bardzo sympatyczne, chociaż zielone jak zwykle wyschło...
2) Beskid Śląski – Barania Góra, Magórka Wiślańska, Cieńków (18 km, 810 m) Znowu stada turystów (przynajmniej wzdłuż Białej Wisełki), ale piękne widoki ze szczytu. Gdyby jeszcze burze nie chodziły dookoła, byłoby bardziej relaksacyjnie.
3) Beskid Sądecki – Jaworzyna Krynicka (15 km, 970 m) Udało się wyrwać dzień pogody w tym deszczowym, jak ... lecie. Tatry zasnute chmurami, ale za to Lackowa i inne szczyty Beskidu Niskiego na wyciągnięcie ręki – może w przyszłym roku...
4) Tatry – Dolina 5 Stawów / Świnica / Iwaniacka Przełęcz Te trasy wszyscy znają, więc nie będę zanudzał. Lód na Świnicy w środku lata był lekkim zaskoczeniem.
5) Pieniny – Wysoka (10 km, 550 m) Kameralne wyjście w kameralne kopczyki Pienin. Dla wtajemniczonych – tak, mrówki były (wepchały się nawet na fotkę).
Wrzesień
1) Beskid Makowski (Wyspowy?) – Lubomir, Kamiennik (15 km, 720 m) Chciałbym napisać, że były ładne widoki, ale... Na swój sposób było bardzo klimatycznie.
2) Beskid Żywiecki – Hala Boracza, Redykalny Wierch, Hala Rysianka (16 km, 810 m) Największe skupisko schronisk na 1m2. Bardzo polecam te okolice – niesamowite widoki, chociaż ja po części mogłem się ich tylko domyślać.
3) Góry Bystrzyckie i Orlickie – Jagodna, Orlica (21 km, 600 m) Na Jagodną chyba lepiej wybrać się tam na rowerze, bo prowadzi tam niemalże autostrada, a podejście z Przeł. Spalonej niezauważalne. Orlica zaliczona jako bonus, z uwagi na nadmiar czasu i małą odległość.
Październik
1) Góry Kamienne – Suchawa, Waligóra, Jeleniec (17 km, 790 m) Moje ulubione pasmo Sudetów – takie kieszonkowe. No i fajne krótkie intensywne podejścia. I zejścia (szczególnie z Waligóry do Andrzejówki).
2) Góry Opawskie – Biskupia Kopa (15 km, 790 m) Tylu podchmielonych kolesi nie widziałem nawet w tatrzańskich dolinach ani na Ślęży.
Listopad
1) Beskid Żywiecki – Babia Góra (10 km, 760 m) Pisałem, że jest jeszcze jedna pozycja obowiązkowa – to właśnie Królowa Beskidów. Trafiłem na genialne widoki, a zważywszy na porę roku był wręcz upał. Inna sprawa, że halny na Babiej prawie zerwał mi skórę z twarzy.
2) Góry Kaczawskie – Skopiec (15 km, 500 m) Wszyscy piszą, że to najnudniejszy szczyt w Sudetach, ale ja tak nie uważam. Jesień w Kaczawskich jest urocza.
Grudzień
1) Góry Sowie – Wielka Sowa (11 km, 360 m) Pierwszy raz w zimie (trafiłem na chyba najzimniejszy dzień roku), która te, w sumie przeciętne góry, zamienia w bajkę.
2) Ślęża (12 km, 560 m) Od Ślęży się zaczęło i na Ślęży się skończyło. Pisałem o podchmielonych kolesiach na Biskupiej Kopie i że nawet na Ślęży nigdy nie było gorzej. Otóż teraz było, ale w końcu to sylwester
----------------
I na tym kończę podsumowanie. Mogło być lepiej, więcej, ale mogło być i gorzej, więc nie narzekam
|