leppy napisał(a):
Drżę z obawy, co teraz?
Jakoś trzeba sobie radzić
DZIEŃ 5 - Poniedziałek 29 wrześniaWstaję przed świtem, łapię za aparat i delektuję się ciszą, wschodzącym dniem i widokami.


W oddali widać Popa Iwana Czarnohorskiego z ruinami polskiego obserwatorium na szczycie.

Słoneczko coraz wyżej...

Jeszcze raz Pop Iwan, tym razem nad wodą.

Poranna kawusia na naszej "werandzie".

Czas się ruszyć. Idziemy na południe, w kierunku Poienile de sub Munte.

Łagodnie, z pięknymi widokami...


Nieco niżej wypas owiec, pieski by nas pewnie znowu polubiły ale idziemy w inną stronę.

Patrząc z góry miało się wrażenie że szybko zejdziemy w dolinę do wioski. Po drodzę trochę nowoczesności przy wypasie.

Zejście wcale nie jest takie proste. Drogi na mapie raczej niewiele się zgadzają z rzeczywistością. Idziemy drogami takimi jakie są, robiąc niezły slalom po górach. W końcu większa stokówka znosi nas do wąskiej i skalistej doliny. Pojawia się cywilizacja.

Jest ciepło. Znajdujemy sklep

"Ten pierwszy łyk piwa przy napotkanym magazinie"...
Do końca doliny jeszcze kilka kilometrów.

Dochodzimy do głownej szosy we wsi Repedea. Zniosło nas trochę i do Poilenile de sub Munte musimy zasuwać szosą jeszcze kilka kilometrów.
Do końca dnia zostało niewiele czasu ale nie przeszkadza nam to w zwiedzaniu kolejnych sklepów. W jednym koleżanka Jola zakupuje wielki chleb a'la bułka. Smakuje wybitnie rwana garściami z konserwą


Drepczemy te ostatnie kilometry. Przy głównej drodze dużo więcej nowych, murowanych domów. Nie brakuje też tradycyjnych.

Docieramy w końcu do celu. Niedługo zapadnie zmierzch. Rozpytujemy o jakiś nocleg czy cuś. Staje w końcu na tym, że do swojego ogródka zaprosiła nas miła pani nauczycielka z miejscowej szkoły. Rozbijamy namioty.

Mamy do dyspozycji łazienkę z ciepłą wodą. Poczęstunek z fasolki po bretońsku, konfitury, ciepła herbata...
Do tego zakupowe alkohole i przy ogródkowym stole mamy piekny wieczór...
C.D.N.