Dzień 7 - Giewont (1894 m n.p.m.)Standardowo rano pakuję się w pierwszego busa do Kuźnic. Po jakimś czasie robię już chwilę przerwy na Hali Kondratowej.
Niebo w chmurach, zaczyna padać...
Chwilę zastanawiam się co robić. W końcu wygrywa aby maszerować dalej. Dobra decyzja bo po chwili deszcz ustaje…
Widok na szczyt z Kondrackiej Przełęczy:
Po paru minutach mijam Wyżnią Kondracką Przełęcz i zaczyna się bardziej strome podejście na wierzchołek.
Przełęcz Szczerba i Długi Giewont:
Jest i szczytowanie. Na wierzchołku może z 5 osób - to informacja dla tych, którzy wiecznie narzekają na tłumy na szczycie i kolejkę przy łańcuchach. Wystarczy ruszyć dupę wcześnie rano i jest luz!
Krzyż:
Fragment północnej ściany:
Widok na północ:
Tatry Wysokie w chmurach:
Kopa Kondracka i Małołączniak też w chmurach:
Czas schodzić.
Widoki jak to w górach... Cud, miód!
Zejść chcę w kierunku Przełęczy w Grzybowcu jako, że jeszcze nie byłem w tych rejonach.
Ścieżka trochę krucha ale otoczenie przepiękne:
Na szlaku zaczyna się ruch. Tak więc zaraz zacznie się tłok na szczycie - trafiłem z czasem idealnie.
Północne ściany Małołączniaka:
Dolina Małej Łąki:
Szlak szybko wytraca wysokość i po jakimś czasie idzie się już lasem.
Można jeszcze rzucić okiem na Sarnią Skałę:
W okolicach Przełęczy w Grzybowcu to już jak na Marszałkowskiej. Choć i tak uważam, że to fantastyczne iż masa ludzi zamiast leżeć plackiem nad morzem woli szwędać się po naszych górach i pagórach. W końcu część z nich chwyci bakcyla gór i zostanie prawdziwymi Tatromaniakami.
Zostało jeszcze nudne zejście do Doliny Strążyskiej.
Tu ostatnie spojrzenie na Giewont i dnem doliny wracam do Zakopanego. Kolejny dzień na plus.
Dzień 8 - Wycof nr 3Prognozy złe.
Z nadzieją, że może uda mi się chociaż dojść do Grzesia bez deszczu ruszam w stronę Doliny Chochołowskiej.
Wypożyczam rower i sunę w górę. Kałuże, błoto - jazda to żadna przyjemność więc gdy zostawiam rower przy leśniczówce jestem z tego wielce zadowolony.
Lunie czy nie lunie - oto jest pytanie:
Widok na Kominiarski Wierch i Polanę Chochołowską z okolic schroniska:
Wchodzę na chwilę odpoczynku do schroniska. Dokładnie gdy po kilku minutach z niego wychodzę zaczyna napieprzać deszcz.
Super... Tak więc nawrotka do środka.
Pół godziny leje dość konkretnie a ja przez ten czas prowadzę dialog sam ze sobą co robić dalej.
(Ja 1) - Musisz sobie teraz odpowiedzieć na dwa bardzo ważne pytania.
(Ja 2) - Jakie?
(Ja 1) - Czy po tym deszczu szlaki będą w błocku?
(Ja 2) - Zielony przez Wyżnią Chochołowską na pewno, Bobowiecki Żleb też.
(Ja 1) - Czy chcesz się paplać w tym błocku?
(Ja 2) - Nie. I co teraz?
(Ja 1) - Nie zgrywaj durnia. Wiadomo co.
Tak więc czekam aż choć trochę przestanie padać i zawijam się w dół...
Jeszcze tylko spojrzenie na Kominiarski Wierch:
Dzień 9 - Orla Perć (Skrajny Granat - Krzyżne)W końcu pogoda ma wytrzymać stabilnie cały dzień i można spróbować jakiejś dłuższej wycieczki.
Wczesnym ranem jestem już na Hali Gąsienicowej i kieruje się nad Czarny Staw. Ludzi o tej porze jak zwykle garstka więc można rozkoszować się ciszą i widokami.
Kozi Wierch, Kozie Czuby i Zamarła Turnia znad Czarnego Stawu Gąsienicowego:
Teraz szlak sunie w górę w kierunku Granatów. Bardzo lubię to podejście. Widoki fajne, czasami trzeba pomóc sobie rękoma. Po prostu genialnie!
Od Zawratu po Kościelec:
Mały Kozi:
Parę metrów łańcucha:
Grań Fajek:
Żółta Turnia:
W końcu na szczycie:
Widoki genialne. Nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się nimi i przy okazji pstrykać zdjęcia.
Tam idę:
W stronę Tatr Zachodnich:
Dolina Pańszczyca:
Zachodnia część Orlej Perci:
Po chwili relaksu czas ruszyć w drogę.
Szlak obniża się do Granackiej Przełęczy i schodzi w stronę Pańszczycy.
Dziura. motyla noga co za gówno. Niby jest łańcuch z prawej ale stopnie jakieś małe - kużwa tędy nie przejdę.
Nie wiem jak ja to dziadostwo przejdę. Wycofać się w tym miejscu przy stabilnej pogodzie? Byłbym na siebie mega zły.
Stoję tak dobrą chwilę dumając jakby tą dziurę ugryźć. W końcu słysząc głosy ludzi nadchodzących od strony Granatów decyduję uderzyć na kruche zbocze obok i dojść górą do łańcucha za dziurą. Udaje się. Ale i tak uważam, że ta dziura to motyla noga!
Dalej już luz i zero problemów.
Granaty z okolic Orlej Baszty:
Zejście z Orlej Baszty:
Teraz czeka mnie trawers Wielkiej Buczynowej Turni:
Orla Baszta:
Do przełęczy Krzyżne spotykam może z 10 osób. Widoki boskie, trasa fajna - taki dzień to sama przyjemność.
Na przełęczy trafiam na inny świat - masa ludzi. Cykam szybko zdjęcia i ruszam w dół.
Dolina Pięciu Stawów z przełęczy:
Dolina Pańszczyca:
Kopa nad Krzyżnem i Ptak z Doliny Pańszczycy:
Czerwony Staw i Koszysta:
Ze zboczy Żółtej Turni widać już Halę Gąsienicową:
Pomimo wielkiego tłumu w Murowańcu wypijam zasłużonego browara. Nie ma nic lepszego niż zimne piwo po dniu w górach!
Co ja plotę! Oczywiście lepsze są dwa zimne piwa!
Wracam przez Jaworzynkę - już dawno tam nie byłem.
Dolina Jaworzynka:
Dzień na plus! Było zajebiście!
Gdyby ktoś przeoczył nadmienię jednak: dziura to motyla noga!
Dzień 10 - Żabi Szczyt Wyżni (2259 m n.p.m.)Wyjście z przewodnikiem - jako, że nie jestem takim kozakiem jak inni forumowicze
Prognozy znów dobre. Przybywaj przygodo!
Otoczenie Morskiego Oka bez tłumów:
Miedziane i Opalony Wierch znad Czarnego Stawu pod Rysami:
Idziemy na Białczańską Przełęcz Wyżnią. Ścieżka najpierw całkiem wygoda, im wyżej tym bardziej krucha.
Żabia Lalka i Żabi Kapucyn:
Żabi Koń i Wołowy Grzbiet:
Mięgusz Czarny i Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem:
Chwila odpoczynku na przełęczy i idziemy dalej w kierunku szczytu. Widoki wokół genialne.
Gdy dochodzimy na wierzchołek powoli zaczyna się chmurzyć...
Niżnie Rysy, Kopa Spadowa (?) i Żabi Koń z Wołowym Grzbietem:
Wołowy Grzbiet i Mięgusze:
Grań Żabiego i Żabia Dolina Białczańska:
Ciężka Turnia i Ganek:
Młynarz:
Powrót tą samą drogą.
Było to pierwsze moje takie doświadczenie w życiu i wiem, że jak na dzień dzisiejszy to jestem za cienki topograficznie i mam za mało pewności siebie jeśli chodzi o technikę aby samodzielnie robić takie trasy.