Na temat czwartkowej pogody - jeśli pozwolicie - publicznie wypowiadał się nie będę. Ale znów - dzięki owej pogodzie mogłem pozałatwiać rozmaite rozmaitości...
Na podstawie iceemowskich prognoz przyjąłem założenie, że piątek - "dobrze rokuje", choć po 17 mogło zacząć po prostu lać...
No to postanowiłem jednak zrealizować główny punkt (pozasłużbowy) - czyli spacer do Roztoki. W końcu dawno nie byłem przy Siklawie i należały się jej jakieś zdjęcia "tradycyjne"...
Właściwie opis tej wycieczki powinien być opatrzony dodatkiem: "tak nie należy robić", bo - co tu dużo ukrywać - cel spaceru zmieniał się w trakcie, a "na wyjściu" nie zakładałem kilkugodzinnej wędrówki po tatrzańskich szlakach...
Niezbyt nerwowo dotarłem do parkingu przy Wodogrzmotach - i podreptałem w górę...
(zdjęcia (pierwsze dwa) poniższe powstały nieco wcześniej - choć także na jesieni)
Szło mi się całkiem nieźle (buty - na szczęście miałem "właściwe"
).
Pogoda - jak na razie - się trzymała, ludzi było niewiele. Po dotarciu do celu i zrobieniu tego co należało:
coś mnie zaczęło kusić...
Skoro doszedłem już tu - co czemuż nie "skoczyć" do "Piątki"??? To tylko godzinka. Przez chwilę walczyłem ze sobą - ale możliwość odpoczęcia, wypicia gorącej herbaty z szarlotką - plus (obiecany od dawna
) obiad - zwyciężyły. Zamiast podreptać grzecznie w dół. Ruszyłem w górę (po załatwieniu jednego - istotnego - telefonu)
Widoki, jakie ukazały się niebawem - rozwiały wszelkie wątpliwości
Po dotarciu, obiedzie, wspaniałych posiadach z przyjaciółmi - nadszedł jednak czas powrotu...
Ponieważ nadal nie lubię schodzić Roztoką w dół... postanowiłem przejść do MOka przez Świstówkę
Jednak trochę to trwało, więc już nie zaglądałem do schroniska - tylko spokojnie udałem się w stronę parkingu i do domu
Zdjęcia z okolic MOka - zrobiłem nieco wcześniej, przy innej okazji
-------------------------------------
Koniec...