Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N maja 12, 2024 7:56 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 32 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:25 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Kilka dni przed naszym wyjazdem otrzymuję niesympatyczną wiadomość od kolegi Daniela, że nie dostał urlopu i tym samym rezygnuje z wyjazdu. No kijowo, ale nic się nie da zrobić, więc do Kirgistanu lecimy w okrojonym, dziesięcioosobowym składzie (6 osobników płci męskiej – Tomasz, Janusz <Yanoosh>, Rafał <rabe>, Piter, Marek, Marcin oraz 4 babki – ja, Ania, Beata, Ela).
Podróż rozpoczynamy jako dwie grupy – jedna leci z Warszawy a druga z Berlina, dwie osoby dolatują gdzieś po drodze z Danii i Wielkiej Brytanii. Z większością ludzi spotykamy się w Moskwie i po głośnym odśpiewaniu ‘Sto lat’ przez chłopaków (5 lipca wypadają moje imieniny) opijamy spotkanie piwem i winem. Kilka godzin później musimy zakończyć bardzo wesołą lotniskową posiadówkę by chwiejnym krokiem udać się na pokład kolejnego airbusa.
6.07 rankiem nawiedzamy stolicę Kirgistanu, Bishkek – witamy się z Jankiem, który oświadcza nam, że jego bagaż został zagubiony gdzieś na Ukrainie i po bardzo emocjonujących dopłatach za nadbagaż wsiadamy do kolejnego samolotu, który zabiera nas do docelowego miasta – Osh. Odbiera nas Anastazja z biura Pamir Expedition i po niedługim transporcie docieramy do hotelu. Jak na warunki panujące na kirgiskich ulicach, nasze ‘mieszkanko’ to istny pałac. Mamy klimatyzację (… konieczna!) duże prysznice, TV – europejski standard. Dzielimy pokoje, ustalamy godzinę wyjścia na miasto i padamy na łóżka. Trzy godziny później już spacerujemy ulicami Osh, zdychając w upale i zwiedzając miasto. Kończymy w czymś co przypomina ogródek piwny (czyli plastikowy stół z krzesłami) gdzieś w okolicy parku fontann. Dzieci się bawią, przyglądamy się lokalsom i delektujemy zimnym piwem. Po drobnych zakupach żywnościowych bardziej czynnych członków ekipy, część chcąca dłużej pospać w hotelu dociera na kolację, i zasiadamy w miejscowym barze.

Obrazek

Ahhh, będzie na rzadko. Nie powiem, że było smacznie i reszta również podziela moje zdanie ;) Pierwsza noc dzieli ekipę na dwie grupki – chcącą spać i uniemożliwiającą tę czynność z powodu głośnych śpiewów po alkoholu ;) Następnego dnia, po pysznym śniadaniu, kontynuujemy podróżniczą przygodę i jedziemy busem do Base Camp na Ługowej Polanie.

Obrazek

Kierowcę mamy wesołego, zakupy walają się po podłodze a my jedząc lepioszki całkiem nieźle się bawimy. Po kilku godzinach zjeżdżamy z głównej drogi i wjeżdżamy na stepy. Naszym oczom ukazują się ośnieżone szczyty i już wiemy po co tam jedziemy :) Dojeżdżamy do rzeki i.. kierowca nas wywala z auta. Większość pokonuje potok na nóżkach ale są i tacy osobnicy, którzy schowali się za torby i plecaki by przewieźć tyłek przez rzeczkę. 10 minut później jesteśmy już w naszym base camp. Akurat zaczyna padać więc musimy się zwijać z zabieraniem gratów z auta. Uparciochy rozbijają namioty a reszta biegnie do agencyjnych pałatek. Później podziwiamy okolicę i siedzimy wszyscy w głównej jurcie.

Obrazek

Noc wita nas.. śniegiem. Jest to dość niezwykłe zjawisko jak na base camp i wysokość 3.600 m. Rano wszyscy latają z aparatami gdyż ostatni biały puch spadł tutaj podobno 10 lat temu.

Obrazek

Tego dnia (8 lipca) postanawiamy wybrać się na spacer w kierunku Przełęczy Podróżników. Wszyscy żwawo maszerujemy podziwiając naprawdę fantastyczne widoki do momentu usłyszenia porządnego grzmotu. Z moich ust pada pytanie „czy nie stoją mi włosy?” i znowu bardzo znajomy mi chichot towarzyszy. Tym razem mi nie jest do śmiechu i pragnę jak najszybciej udać się z powrotem w kierunku BC. Tak też czynimy. W drodze powrotnej oczywiście wychodzi piękne słońce ale nikomu (prawie) nie chce się już maszerować. Prawie, ponieważ razem z Beatą wypuszczamy się na spacer w drugą stronę od base camp. Same zielone wzgórza, kwieciste łąki i jeziorka. Coś pięknego :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z uwagi na kolejne grzmoty, błyski i inne zjawiska atmosferyczne, postanawiamy za daleko się nie wypuszczać. Po powrocie ustalamy team idący do sąsiedniej agencji aby dopytać się o transport bagaży na koniach (nasza agencja zażyczyła sobie początkowo 3$ za kg). Więc spacerów ciąg dalszy… Trafiamy do pewnej jurty i dogadujemy transport za 1,5$ na następny dzień, ale tylko do miejsca agencji Tien Shan (co oznacza, że dalej musimy sobie poradzić sami). Dzień kończy się śnieżnie a poranek dnia następnego wita nas grubą warstwą puchu na namiocie… Zwijamy graty i 9 lipca w końcu ruszamy tyłki wyżej (za wyjątkiem Janka, który cały czas oczekiwał na swój bagaż – odprowadził nas jedynie do Przełęczy).

Obrazek

W 2h po wyruszeniu czuję na pięcie obfity pęcherz… Nic nowego, zakładam plaster i idziemy dalej. Droga śnieżno-błotna ale widoki pierwsza klasa :)

Obrazek

Pod koniec naszej wędrówki zrywa się niezły wicher i zakładamy na siebie już kurtki – najlepiej ocieplane. Dość długa była ta przeprawa do campu 1. Szczególnie pod górę z tymi cholernymi pęcherzami (nie, buty były już używane ;) Dochodzimy do obozu Tien Shan i siadamy nieco zmęczeni na… 3 torbach. Tylko tyle dojechało. Marcin i Marek już poszli się dowiedzieć gdzie jest reszta i okazało się, że… więcej nie ma i nie będzie. Polały się przekleństwa… Jesteśmy na 4.500 m – bez śpiworów, mat, ciuchów… Dotarły torby Rafała, Beaty i Tomka. Zaczyna ostro padać i zawiewać – trzeba podjąć decyzję co robimy. Większość decyduje się na nocleg w camp 1 agencji Tien Shan a ja twardo upieram się przy spaniu w namiocie.

Obrazek

Wykorzystuje do tych celów namiot kolegi, bo swojego nic przecież nie mam. Mimo, że hiper gorąco w nocy nie było to widoki nad ranem wszystko zrekompensowały. Siedzimy przed namiotem, topimy śnieg i gapimy się na góry.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety musimy się jeszcze trochę tak polenić gdyż nasze bagaże będą po południu. Ekipa śpiąca w agencyjnych namiotach dostała w nocy trochę w kość – owijali się w namioty, robili ‘kanapki’ – wszystko by się ogrzać. Po wspólnych konsultacjach postanawiamy zrobić drogę z agencji Tien Shan do Pamir Expedition na dwa razy. Teraz wszyscy przeniesiemy torby tych trzech szczęśliwców a później przyjdziemy po resztę. W okolicach południa dochodzimy do namiotów P.E., robimy zakwaterowanie (z jednym wyjątkiem – ja nadal upieram się na swój namiot, jak przyjedzie ;) Lenimy się dłuższą chwilę i podziwiamy widok na drogę do camp 2. Dochodzi do nas Janek, zadowolony że jego bagaż dotarł ‘cało i zdrowo’ ;) Po południu kolejny spacer do agencji T.S. po torby i wieczorem już siedzimy w komplecie, z całym stuffem i już nieco spalonymi buziami, w jurcie. Tomek wieczorem ostro się rozchorowuje (biegunka, wymioty)… 11.07 zaczyna się lampą i… rezygnacją Beaty.

Obrazek

Postanawia nas opuścić i udać się na tygodniowy trekking w pasmo Tien Shan. Szanujemy. Żegnamy się z koleżanką i w dziewiątkę zostajemy by podjąć siedmiotysięczne wyzwanie. Ósemka odważnych (Tomek odpoczywa) postanowiła wybrać się na spacerek w kierunku Camp 2. Tylko do pierwszej większej szczeliny. No tak… Tylko, że po drodze sporo mniejszych a my oczywiście bez liny, czas też nie najlepszy na taką wycieczkę. Dochodzimy do takiej ‘jebutnej’… Marek przeskakuje z rozpędu, Piter badając mostek pięknie go rozwala więc tylko jedna osoba udaje się 100m w górę.

Obrazek

Po opowieściach co jest wyżej i że lina jest jednak niezbędna, wracamy do camp 1. Sympatyczna kolacja, spory przepak, szykowanie depozytu, podział radio na 3 drużyny i 12.07 ok. 5 rano startujemy w wielbłądzim stylu do Camp 2. Dzielimy się na ekipy – lina nr 1 – Marek, Marcin i Ela, lina nr 2 – Janek, Rafał i Piter, lina nr 3 – Tomek, Ania i ja.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rankiem szczeliny pokonuje się elegancko… Nie sprawiają większych problemów i po pokonaniu lodowca wypinamy się z liny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest mega gorąco, słońce po prostu parzy, w końcu zaczynam odliczać kroki do odpoczynku. 200 i stop. Wchodzę na ostatnią górkę i patrzę na to cudo przed oczami. Ogromna przestrzeń i imponująca ściana Lenina. Dochodzę do camp 2 niedługo po Janku i Piterze i odpoczywamy podziwiając widoki.

Obrazek

Marek, Marcin i Ela zdążyli się już rozbić jakieś 50 m wyżej od nas. Dochodzą Tomek z Rafałem i zaczynamy leniwie kopać platformy pod namioty. Niedługo później dochodzi do nas Ania i jesteśmy już w komplecie.

Obrazek

Obrazek

Dysponuję jeszcze jakimiś pokładami energii więc chwytam łopatę i kopię toaletę dla naszej ekipy, która oczywiście później nie będzie służyła tylko i wyłącznie do naszej dyspozycji ;) Ok. 18 wszyscy już w śpiworach odpływamy w sen. Ja standardowo w zatyczkach do uszu, gdyż przez wiatr nie mogłabym inaczej zmrużyć oka. Przesypiam 12h. Jestem mega wypoczęta i czuję się dobrze. Team robi sobie Rest Day za wyjątkiem Marka i Marcina, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu i chcą wybrać się na rekonesans do camp 3 (6.100 m) na Piku Razdelnaya. Dołączam do nich.

Obrazek

Obrazek

Oczywiście plan zakładał u mnie +300m ale kiedy Marek obwieszcza mi, że to już robię duże oczy i postanawiam iść z nimi na samą górę. Camp 3 pada w dość krótkim czasie :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Powaleni widokami i siłą wiejącego na górze wiatru robimy parę zdjęć i schodzimy na dół. Zajmuje nam to jedynie 5h czasu. Wieczorem opowiadam współtowarzyszom – obozowiczom jak to wygląda tam na górze i pokazuje im na zdjęciach drogę na szczyt. Ekipa się naradza i dzieli na trzy zespoły. Rafał i Ela schodzą do camp 1 (złe samopoczucie), Marek i Marcin robią rest day w camp 2 a reszta (Piter, Janek, Tomek, Ania i ja) ruszamy do camp 3 na nocleg. Pogoda nie jest najlepsza, mocno zawiewa i pada – generalnie nikt się z namiotów nie rusza, tylko nasza piątka. Idziemy z plecakami gdyż chcemy zostawić rozbite namioty już na atak szczytowy. Tempo ekipy jest bardzo zróżnicowane. Dochodzę do campu niższego (tego pod Pikiem Razdelnaya) i oczekuje na resztę. Dochodzą Janek i Tomek i wiemy już że dojście aż na samą górę (+ kolejne 2h) nie uda się tego dnia… Czekamy więc na resztę gdyż każdy ma ze sobą jakąś część namiotu. Siedząc bezczynnie marzniemy więc zaczynamy kopać platformy, chłopaki stawiają swoje mieszkanko a ja z Tomkiem oczekujemy na Anię i jej część namiotu. W godzinę później namiot już stoi, pięknie przygotowany do czekania na nas w camp 3 około tygodnia. Pakujemy się do środka i… jest mega ciasno. Kwestia wyspania się jest raczej wątpliwa. Tym bardziej, że cały czas sypie śnieg a my jesteśmy w bardzo lawiniastym miejscu. A! I nie wspominając o brakującym tlenie z powodu przysypywania pałatki. Około północy naprawdę rozważamy z Anią ucieczkę do campu 2, jednak Tomek ocenia śnieżną sytuację i…. musimy mu wierzyć na słowo ;) 15.07 wita nas jeszcze silniejszym wiatrem ale i lampą.

Obrazek

Obrazek

Jest bardzo mroźno ale to co widzą nasze oczy sprawia, że zapominamy o tym chłodku. Morze chmur i powalające panoramy. No i przysypane po czubki namioty.

Obrazek

Obrazek

Piter rozpoczyna torowanie i w ślimaczym tempie idziemy do camp 2.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam Marcin i Marek mówią nam, że zostają jeszcze w camp 2 na noc a my po chwili odpoczynku ruszamy do camp 1. Zarzucamy szpej i zaczynamy wędrówkę w dół, do pierwszej szczeliny – przy której orientujemy się, że zapomnieliśmy liny z namiotu…. No zarąbiście. Godziny popołudniowe, mostki skrzypią niesamowicie pod nogami… Ale, że mamy mądrych facetów w ekipie to łączymy wszystkie taśmy ze sobą i robimy 7 metrową poręczówkę, którą ubezpiecza Tomek i Piter.

Obrazek

Udaje nam się przejść bezpiecznie przez wszystkie szczeliny i popołudniem dochodzimy do camp 1. Rafał i Ela tego samego dnia zeszli do base camp. Nasza gromadka serwuje sobie prysznic i dobrą kolację.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnego dnia podążamy za ‘mózgiem’ naszej drużyny (Rafałem) i schodzimy na 3.600 m.

Obrazek

Obrazek

Po drodze męska część bawi się w buldering a ja robię za fotografa ;)

Obrazek

Czym niżej schodzimy tym bardziej dotkliwie odczuwam swoją ranę na pięcie (z pęcherza zrobiła się paskudna, ropiejąca dziura). W base camp siedzimy do późna i cieszymy się na myśl o naszych restowych dniach. W tym czasie Marek i Marcin schodzą do camp 1. W nocy dostaje silnych drgawek i gorączki… Rana nie odpuszcza. Ania i Tomek podają mi leki i antybiotyk. Jak dobrze, że następny dzień to dzień lenia. W południe dołączają Marcin i Marek - nic tylko odpoczywamy, jemy i… gramy w kalambury czyli jest mega lajtowo i wesoło.

Obrazek

18.07 – ruszamy w górę. Teraz już po kolei, obóz za obozem. Wieczorem spotykamy się na wspólnej kolacji, gdyż do camp 1 docieramy o różnych godzinach.

Obrazek

Drobne pakowanie, obwijam starannie nogę bandażem a następnie srebrną taśmą – musi wytrzymać te kilka dni. Następnego dnia dzielimy się znowu. Jest team poranny (Ela, Ania, Tomek i ja) oraz team popołudniowy (sami faceci).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spotykamy się o 21 przy namiotach. Kolejny dzień rozpoczyna się stratą maty. Dałam swoją samo pompę na śnieg do siedzenia przy jetach, ale nie każdy pamiętał o zasadzie „tyłek w górę, coś ciężkiego na matę” i tak oto w przeciągu sekund zostałam tylko z cienką karimatą. Trudno. Dam radę. Przed południem zaczynamy trasę camp 2 – camp 3.

Obrazek

Nie jest łatwo – bardzo wieje, dodatkowo tracimy ze 2h na odkopanie zostawionych w niższym obozie namiotów (trzeba je przenieść na Pik Razdelnaya). Odcinek pod górę na te 6.100 m daje nam wszystkim w kość. Wieje niemiłosiernie. Pierwszy dochodzi Janek i od razu chowa się w namiocie Pamir Expedition. Docieram chwilę po nim i postanawiamy ugotować w Jetboilu zupę na rozgrzanie. Dochodzą po kolei kolejne osoby. Rozbijamy namioty i osoby zdecydowane na atak szczytowy przygotowują się godzinami gotując wodę. O 18 zasięgnęliśmy radiowo najnowszych prognoz więc wiedzieliśmy co może nas czekać. Początkowo prognoza pogody była ok. – atak możliwy tylko rankiem, z powrotem maks. do godz. piętnastej 21.07, później przez 3 dni miał rozpocząć się huraganowy wiatr. Taka prognoza padła jak byliśmy w camp 1. Teraz padła inna (wiatr 60km/h i lampa) więc decydujemy, że nie wychodzimy w nocy a nad ranem – skoro nie przewidują pogorszenia.
Rano budzi nas Marek – zaspaliśmy… Sen w zatyczkach wszystko tłumaczy… O świcie też pada decyzja – Janek, Ania, Piter i Rafał rezygnują z ataku szczytowego. Zostajemy we czwórkę. Marek & Marcin oraz ja & Tomek. Team Marek & Marcin rusza ok. 6 godziny, my – godzinę po nich. Wyruszamy jako jedyni na atak tego dnia. W nocy wystartowała jeszcze jedna osoba – akurat byłam na wizycie poza namiotowej – ale musiała wrócić nad ranem. Droga na szczyt jest męcząca… A wiatr na pewno silniejszy, gdyż ledwo trzymamy się na nogach (dochodzi do 100km/h).

Obrazek

Chłopaków już nie widać, tak pognali. Temperatura odczuwalna spokojnie wynosi -30 stopni. Przebieram rękawiczki na puch + łapawice, bo mam jedynie dwie cieńsze pary. Na wysokości ok. 6.500 m Tomek wpada na pomysł, żeby zostawić plecaki przy skałach, przykryć je kamieniami i pójść na lekko. Zgadzam się – bukłak i batony mam i tak pod pazuchą więc na kilka godzin styknie. Ruszamy bez dodatków kilogramowych, wiatr przybiera na sile. Czasami widoczność spada do kilku metrów z powodu chmur i zdmuchiwanego śniegu. Dochodzimy na grań (6.800) i tam podmuchy już przeginają.

Obrazek

Zapieramy się kijami, wbijamy raki z całych sił ale i tak czujemy jak wiatr nas przesuwa. Naprawdę czuję się nie pewnie. Chwilowy brak koncentracji i przygotowania do siły wiatru i lecę w przepaść. Patrzę na Tomka i widzę, że również się zastanawia… Dochodzimy do siebie i wrzaskiem się naradzamy… Spróbujemy jeszcze podejść trochę do góry. Ruszamy. 10 sekund dreptania i 3 minuty zapierania się kijami przed zdmuchnięciem. Już od dawna nie czuję prawej dłoni i staram się co jakiś czas ruszać ręką, żeby jej nie odmrozić. Droga tą granią w górę jest maksymalnie wymęczająca. Większość czasu to ‘postojowe’, na którym strasznie marzniemy. Kolejna narada i znowu chcemy iść dalej. W tym momencie podmuch wiatru walnął tak mocno, że niemal jednocześnie stwierdzamy ‘wycof’. Nie do końca pewni odwracamy się i schodzimy w dół. Bierzemy plecaki, Tomek przez chwilę nieuwagi traci puchową rękawicę. Zauważamy dwa punkciki na ‘naszej’ grani. Idą, zatrzymują się i tak w kółko. Wiadomo, że to nasi :) Zwalniamy, żeby nas dogonili.

Obrazek

W tym czasie z pogodą robi się coś niefajnego. Wiatr przybiera na sile, rozpętuje się prawdziwy huragan. Pierwotna prognoza pogody była jednak dobra. Spotykam się z Markiem (Marcin i Tomek są gdzieś za mną). Składam krzykiem gratulacje ale Marek mi odkrzykuje, że nie byli na szczycie. Dotarli na 7.000 i 45 min. szukali we mgle i śnieżnych powiewach drogi na szczyt. Marcin zaczął się odmrażać – policzki i dłonie więc stwierdzili, że wracają. Jeny… Sto metrów od szczytu. No cóż – zdrowie i życie ważniejsze. Nasza droga do camp 3 jest straszna.

Obrazek

Idziemy mniej, więcej postojów z powodów już znanych. Podejście pod Pik Razdelnaya wyżyna ze mnie ostatnie siły. Łapie się na tym, że zasypiam na kijach. 15 kroków, odpoczynek i… odlatuje. Budzę się po jakimś czasie (sekundy, minuty) i idę dalej. Robię to dość często… Wiatr z minuty na minutę robi się silniejszy. Wycof był bardzo dobrą decyzją… Dochodzę do namiotu. Jeszcze toaleta i padam. Jest 17.30. Próbujemy połączyć się z Denisem z Pamir Expedition i zgłosić, że wróciliśmy. Brak łączności. Odlatuje 10 min po tym, dalej próbuje Tomek. Również bez skutku. Noc jest iście huraganowa, namiot nam wygina. Budzę się około północy i czuję że jestem bardzo rozgrzana. Biorę przeciwgorączkowe i dalej odpływam. Nie przeszkadza mi brak maty, hałas czy śnieg w środku namiotu… Mam wszystko gdzieś. Budzimy się nad ranem, kolejna próba łączności i nadal nic z tego. Robię fotki śniegu i szronu wewnątrz. Brzuch mnie zaczyna boleć od wstrzymywania, ale na zewnątrz nie da się wyjść za potrzebą. Podejmujemy decyzję o zejściu, mimo warunków. Wkładamy na siebie wszystko co mamy i wychodzimy odkopać raki, kijki i namiot. Dochodzi do nas jakiś Rosjanin i pyta czy może się podłączyć z klientką na zejściu bo sami się boją. Jakaś inna dwójka też wynurza się z namiotu. Idę do pałatki chłopaków i komunikuje, że ‘spierdalamy’ (dosłownie) :) Do namiotu wracamy po 5 minutach aby ogrzać palce, które pomimo 2 par rękawic po prostu nie reagują na dotyk. Musimy działać szybko więc wyjmujemy tylko śledzie i rurki – resztę zwijamy w kokon i przyczepiamy do plecaka. Schodzimy. Ja pierwsza, Tomek za mną, rosyjski przewodnik z klientką na linie przed nami. Podmuchy niesamowite, czuję się jak na ataku szczytowym. Większość stoimy i przeczekujemy. Śledzę dwa punkciki przed sobą, ale nie raz zbaczam i ładuję się w ogromne zaspy. Dochodzę na wypłaszczenie i czekam na Tomka. Oznajmia mi, że część zjechał, niezamierzenie oczywiście. Idziemy jeszcze ze 30minut i dochodzimy do osłoniętego odcinka drogi. Nagle zero wiatru, lampa. Jeszcze trochę wysiłku i będzie camp 2. Mijamy namiot chłopaków – połamany. Mój ból brzucha się wzmaga i… rozumiem już co oznacza ‘potrzeba’. Dobiegam do namiotu i tak jak stoję ściągam spodnie w dół. Z namiotu obok wychodzi Rosjanin i mówi „OOO, sorry”. A na początku kopałam toalety :D Łączymy się z bazą i naszą ekipą. Po 28h od ataku. Byli przerażeni całą tą sytuacją a agencja Pamir Expedition już łatwiła ekipę ratunkową. 3h restu w camp 2 (pierwsze picie i jedzenie od doby) i dochodzą do nas Marcin i Marek.

Obrazek

Chwilę później już drepczemy z całym sprzętem na plecach w dół do camp 1. Trochę grzmi, trochę wieje – ale warunki na 5.000 a na 6.000 są tutaj diametralnie różne.

Obrazek

Pokonujemy bezpiecznie szczeliny i pod wieczór dochodzimy do jedynki. Mariya (tamtejszy ‘komandir’) nas bardzo miło wita i podkreśla, że przestraszyliśmy ich na amen. Powinni wezwać pomoc dużo wcześniej niż po 28h ale przeczuwali, że brak łączności spowodowany jest pogodą. Zimne piwka, pyszna kolacja, spotkanie z innymi polskimi grupami (m.in. znany na forum ‘snail’ i ‘dziku’). 23 lipca żegnamy się z ekipą P.E. z camp 1, nadajemy ok. 15kg/osobę na konie i ruszamy w dół.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga mija nam przyjemnie, choć przygoda jest raczej niestabilna ;) Po południu dochodzimy do base camp, gdzie ciepło i czule witamy się z naszą drużyną. Dostajemy opierdziel i sporo zarzutów ale po ostrej wymianie zdań bez problemu się godzimy i wieczorem wspólnie zasiadamy do kolacji. Następnego dnia po południu opuszczamy Pamir Expedition i na wpół sprawnym autem wracamy do Osh, zaliczając wymianę ogumienia już na stepie, problem ze światłami i wycieraczkami, które jednak były potrzebne z powodu burzy (działała jedna).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo to podróż była wesoła – były śpiewy, najczęściej przeboje lat 90-tych ale w repertuarze pojawiały się nawet kolędy ;) Docieramy do Osh o 1 w nocy. Ania i Ela zostają w hotelu a reszta wycieczki idzie na miasto.

Obrazek

Kończymy opijaniem w kirgiskiej knajpce, toastami z ‘tutejszymi’ i rano bardzo chwiejnym krokiem wracamy do hotelu.

Obrazek

Kolejny dzień to chwila na bazarze a później popołudnie na basenie… W 40 stopniowym upale nic innego robić się nie da… (chociaż Marcin, Marek i Ela podróżowali wtedy cały dzień po mieście). Wieczór to znowu balety – tym razem miejscowa dyskoteka, na której szaleliśmy do zamknięcia.

Obrazek

Ostatni dzień w Osh podzielił ekipę na dwie – jedna cały czas odmaczała tyłki na basenie a druga (w tym ja) poszła na coś w rodzaju świętych skałek, gdzie mieści się malutki meczet i widok na całą okolicę. Później lokalne jedzenie i zleciał tak cały dzień. No a wieczorem… tym razem posiadówka przy hotelowych stolikach na dworze i toasty za zdrowie Hanny Anny :) 27 lipca zaliczamy lot do Bishkeku, południową, pokojową imprezę w super hoteliku – ile butelek whiskacza poszło to nie wiem… ;) Później trochę tenisa stołowego, basenu, spacer główną ulicą miasta, lokalne jedzenie, zakupy i powrót do hotelu. Tomek znowu się rozchorował, tym razem naprawdę poważnie i zostaje wyłączony zupełnie z życia. Popołudnie i wieczór spędzamy na basenie a Piter i Rafał jadą zwiedzić lokalną saunę ;) Żegnamy się z Jankiem, który ma lot bardzo wcześnie rano, przeglądamy net i spać. 28.07 lecę sama na miasto kupić pamiątki a parę godzin później już jedziemy taxi na lotnisko. Oczywiście, nie może być normalnie i w Berlinie okazuje się, że bagaż Ani został w Moskwie. Przyleci bezpośrednio do Bydgoszczy (miasto Ani). O 3 dojeżdżamy do stolicy kujawsko-pomorskiego. Żegnam się z Anią i Tomkiem i udaje się na PKP. W domu jestem o 7. Kilka h ogarnięcia i do pracy….
Zderzenie z rzeczywistością jest mocne. Ale jedno jest pewne – uwielbiam swoją ekipę!!!! I chciałabym kontynuować wyprawy po górach wysokich – najlepiej z nimi, bo to jest właśnie to co mnie kręci ;)
Dzięki My Dream Team!!! I gratuluję ‘Snail’ oraz ‘Dziku’ za zdobycie tych 7.134 m :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Ostatnio edytowano Pn sie 12, 2013 12:50 pm przez kaarcia84, łącznie edytowano 2 razy

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:45 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
No! :wink:

Atak i powrót z dreszczykiem, ale za to zapamiętacie zapewne tą akcję na długo.
Piękna przygoda!
Gratulacje!

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:51 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Madness napisał(a):
Piękna przygoda!
Gratulacje!


Dzięki :*

PS. Szybko czytasz :P

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:51 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Bardzo ciekawie opisane. Mocne przeżycia. Szkoda, że się nie udało wejść na szczyt, ale i tak gratuluję udanej wycieczki.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:56 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
kaarcia84 napisał(a):
PS. Szybko czytasz


Masz ładny, taki czytelny charakter pisma, więc szybko poszło ;)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:57 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4466
Lokalizacja: GEKONY
W końcu doczekaliśmy się relacji, idę sobie zrobić lunch i kawę bo widzę, że przy czytaniu i oglądaniu zdjęć mogę zgłodnieć:D

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 1:57 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 6:19 pm
Posty: 3425
Lokalizacja: Elbląg/Gdańsk
Gratuluję woli walki, szkoda tylko że się nie udało wejść na szczyt... zawsze szkoda...

_________________
Zesraj się, a nie daj się...:)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 2:38 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4466
Lokalizacja: GEKONY
Ach, przeżyć coś takiego!

Świetna relacja i zdjęcia, gratuluję akcji, szczyt nie osiągnięty ale da się wyczuć, że adrenalina skakała regularnie.
Z tymi bagażami to też dobre jaja, tak zostać z praktycznie niczym w wysokich górach i zastanawiać się czy bagaż wogóle doleci.

Widać, że ekipa dobrze się opaliła :)

Powodzenia przy następnych eskapadach!


Swoją drogą forum tg ładnie się rozrosło i podniosło poziom, skoro w Pamirze można spotkać inne osoby które zna się z neta:)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 2:59 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
Relacja na tyle fajna i przygodowa, że w ogóle nie odczułem potrzeby żebyście weszli na ten szczyt ;) (dla mnie to jednak Pik Awicenny, a nie pewnego zbrodniarza ;) ) A poważniej - niby szkoda, że warunki nie pozwoliły stanąć na szczycie, ale wola walki była, widoki i przygody też a przede wszystkim wróciliście cało. Lubię takie relacje, przebija z nich fajna atmosfera, którą sam w górach lubię :D

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 3:27 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Rohu napisał(a):
ale i tak gratuluję udanej wycieczki.


Dzięki wielkie :)

Madness napisał(a):
Masz ładny, taki czytelny charakter pisma, więc szybko poszło


Co Ty nie powiesz ;)

PrT napisał(a):
Gratuluję woli walki, szkoda tylko że się nie udało wejść na szczyt... zawsze szkoda...


Dzięki. No szkoda, ale raz wychodzi a raz nie... 2 dni po naszej próbie już elegancko się wchodziło na szczyt - gdyby mieć ze 2 dni więcej, drugie podejście było by na pewno...

kefir napisał(a):
Świetna relacja i zdjęcia, gratuluję akcji, szczyt nie osiągnięty ale da się wyczuć, że adrenalina skakała regularnie.
Z tymi bagażami to też dobre jaja, tak zostać z praktycznie niczym w wysokich górach i zastanawiać się czy bagaż wogóle doleci.

Widać, że ekipa dobrze się opaliła

Powodzenia przy następnych eskapadach!


Swoją drogą forum tg ładnie się rozrosło i podniosło poziom, skoro w Pamirze można spotkać inne osoby które zna się z neta:)


Dziękuję :) No z bagażami mieliśmy niezłego 'motyla noga' i bankowo jakby któryś z koniarzy właśnie nadjechał dostałby od paru chłopaków po pożądnym gongu ;)
W ogóle na Piku Lenina 50% to Polacy... Co chwila tylko 'cześć' i nawijka ;)

Zombi napisał(a):
Relacja na tyle fajna i przygodowa, że w ogóle nie odczułem potrzeby żebyście weszli na ten szczyt


Dzięki ale my ją odczuwaliśmy dość mocno ;) Jednak nie poddaliśmy się bez walki i to najważniejsze ;) Także Pik AWICENNY być może zostanie przyatakowany raz jeszcze (kiedyś) :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 3:31 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 12:29 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Poznań
kaarcia84 napisał(a):
Dzięki My Dream Team!!! I gratuluję ‘Snail’ oraz ‘Dziku’ za zdobycie tych 7.134 m


Miło było się spotkać pod Leninem :) Jak czytam relację to aż mi trochę żal, że nie rozpoczęliście wyprawy tydzień później bo warunki do zdobycia szczytu były potem niemal idealne. Poza tym muszę przyznać, że widok śniegu w BC to dla mnie jakaś abstrakcja bo ja tam wylegiwałem się na zielonej trawce i zażywałem kąpieli w stawie ;)

_________________
Pain is temporary, glory is forever


Ostatnio edytowano Pn sie 12, 2013 3:35 pm przez snail, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 3:34 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 12:29 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Poznań
Zombi napisał(a):
dla mnie to jednak Pik Awicenny, a nie pewnego zbrodniarza


Tak dla ścisłości Pik Awicenny to tadżycka nazwa szczytu. W Kirgistanie obowiązującą nazwą jest Pik Lenina

_________________
Pain is temporary, glory is forever


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 3:55 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
snail napisał(a):
Miło było się spotkać pod Leninem Jak czytam relację to aż mi trochę żal, że nie rozpoczęliście wyprawy tydzień później bo warunki do zdobycia szczytu były potem niemal idealne. Poza tym muszę przyznać, że widok śniegu w BC to dla mnie jakaś abstrakcja bo ja tam wylegiwałem się na zielonej trawce i zażywałem kąpieli w stawie


Wzajemnie - mi również było miło :) Bardzo przyjemnie się gawędziło ;)
No niestety - tak wypadło i nic nie poradzimy :/ Śnieg w BC był zaskoczeniem dla wszystkich ;) Ale dla nas większym zaskoczeniem był zupełny jego brak jak wróciliśmy po tygodniu szwędania się powyżej BC :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 4:22 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
snail napisał(a):
Zombi napisał(a):
dla mnie to jednak Pik Awicenny, a nie pewnego zbrodniarza


Tak dla ścisłości Pik Awicenny to tadżycka nazwa szczytu. W Kirgistanie obowiązującą nazwą jest Pik Lenina
Ponieważ szczyt ma dwie oficjalne nazwy, wybieram używać tę, która kojarzy mi się znacznie lepiej. Tak więc - tylko Awicenna, nie jakiś tam zbój. No ale o gustach się nie dyskutuje a i siła przyzwyczajenia duża, więc pewnie Awicenna długo pozostanie mniej stosowaną nazwą :(

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 4:46 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 12:29 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Poznań
Zombi napisał(a):
Ponieważ szczyt ma dwie oficjalne nazwy, wybieram używać tę, która kojarzy mi się znacznie lepiej. Tak więc - tylko Awicenna, nie jakiś tam zbój. No ale o gustach się nie dyskutuje a i siła przyzwyczajenia duża, więc pewnie Awicenna długo pozostanie mniej stosowaną nazwą


Większość ludzi nawet nie wie, że Tadżycy zmienili nazwę szczytu. Podobnie jest z Pikiem Komunizma, którego Tadżycy przemianowali na Szczyt Ismaila Samaniego. A poza tym na wierzchołku Awicenny jest tabliczka z informacją, że jest to пик Ленина, stoi tam też jego popiersie więc nie ma co się dziwić, że ta nazwa funkcjonuje i jest mocno zakorzeniona w umysłach ludzi, którzy się tam wybierają

Obrazek

_________________
Pain is temporary, glory is forever


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 5:31 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
snail napisał(a):
większość ludzi nawet nie wie, że Tadżycy zmienili nazwę szczytu.
Kropla drąży kamień ;)
Swoją drogą - zastanawiające zestawienie: popiersie i krzyż, a brak przy tym (popraw jeśli się mylę) np. jakiś elementów tadżyckich lub kirgizkich lub muzułmańskich.
A swoją drogą snail - gdzie relacja? :D z Piku Awicenny ;)

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 6:10 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Wt mar 10, 2009 2:07 pm
Posty: 622
Lokalizacja: Szczaksa Riwiera
Temat sugeruje kolejne wyjścia...
Super!

_________________
pozdr. farix

Pewnego przyjaciela poznasz w niepewnej sytuacji...
zdjęcia na ++ flickrze ++


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 6:32 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 12:29 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Poznań
Zombi napisał(a):
Swoją drogą - zastanawiające zestawienie: popiersie i krzyż, a brak przy tym (popraw jeśli się mylę) np. jakiś elementów tadżyckich lub kirgizkich lub muzułmańskich.


Trudno mi powiedzieć z czego to wynika. Być może ma to związek z tym, że na szczyt wchodzi znacznie więcej osób innych nacji niż Kirgizów czy Tadżyków. Samych Polaków w tym roku na Leninie naliczyłem dobre kilkadziesiąt osób ;)
Niemniej wniesienie chyba mosiężnego popiersia Lenina na tą wysokość musiało stanowić niezły wysiłek

Obrazek

Zombi napisał(a):
A swoją drogą snail - gdzie relacja? :D z Piku Awicenny ;)


Jakoś nigdy nie pisałem relacji i nie potrafię się do tego zebrać. Już w ubiegłym roku próbowałem bezskutecznie sklecić jakąś relację z Korżeniewskiej i Komunizma :? Chociaż teraz była to szybka 14 dniowa akcja więc byłoby łatwiej niż rok temu kiedy całość zajęła ponad 4 tygodnie :wink:

_________________
Pain is temporary, glory is forever


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 9:55 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
niezła wyprawa :D. Warunki mieliście ciężkie ale dzielnie walczyliście. Niestety pogody nie da się zamówić i albo się trafi albo nie. Niedosyt zawsze pozostaje ale życie jest najważniejsze. Góra nie ucieknie więc może następnym razem się podda :wink:. Zebraliście cenne doświadczenie które przyda się na kolejnych wyprawach :)

snail nie musisz pisać relacji. Wystarczy, że wkleisz parę zdjęć :)

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 10:01 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 27, 2010 10:41 pm
Posty: 2620
Kaarciu (albo ty, snailu) masz może listę rzeczy, którą wzięłaś z sobą na wyprawę? I co się nie przydało, albo co - tak? albo co byś ze sprzetu wymieniła na insze? Zawsze mnie takie aspekty sprzętowe interesowały :D
zephyr napisał(a):
snail nie musisz pisać relacji. Wystarczy, że wkleisz parę zdjęć :)
Dobra dobra! Kilka słów też by się przydało :D

_________________
Zob za zob - glavo za glavo
Zob za zob na divjo zabavo!

Alpy Julijskie www.gavagai.ngt.pl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 12, 2013 11:33 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 21, 2011 12:29 pm
Posty: 540
Lokalizacja: Poznań
Zombi napisał(a):
(albo ty, snailu) masz może listę rzeczy, którą wzięłaś z sobą na wyprawę?


Właśnie staram się naklepać relację więc postaram się ująć także ekwipunek ;)

_________________
Pain is temporary, glory is forever


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 4:31 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N paź 24, 2010 1:01 pm
Posty: 1069
Lokalizacja: Wałkowa & Milicz & Wakefield
snail napisał(a):
Zombi napisał(a):
(albo ty, snailu) masz może listę rzeczy, którą wzięłaś z sobą na wyprawę?


Właśnie staram się naklepać relację więc postaram się ująć także ekwipunek ;)


Niewiarygodne :shock:

Swoją drogą Snail to spotkaliśmy się na szlaku nieświadomie zresztą :) Kiedy my schodziliśmy do BC na odpoczynek mijałem Was gdy siedzieliście sobie w cieniu pod skałką w okolicach potoku. Twój kumpel pytał mnie po rosyjsku jak daleko do jedynki, a słysząc polski akcent odpowiedziałem mu po polsku, że ok 2/3h w zależności od obozu. Myślałem że sobie jaja robi szczerze mówiąc więc pobiegłem dalej, a potem Karcia mówi mi, że obok tego gościa (Piotra ?) i dziewczyny siedziałeś Ty... Może gdybym nie był pozawijany w co się da by osłonić się przed słońcem to Ty byś poznał mnie... Tego samego dnia rozmawiałem też nieświadomie zresztą z Dzikiem, który wracał do C1. Mały jest ten świat. Drugą część Waszej ekipy poznałem natomiast gdy czekaliśmy w C1 ma wieści od 4 atakującej szczyt. Lekko chyba też się przejęli brakiem wiadomości. Meldowali potem przez radio, że spotkaliście Karcię w C2 więc dzięki za troskę.

Wycieczka życia, rekordy wyskości ustanowione lub wyrównane, mega doświadczenie i wiele niezapomnianych chwil, a także nowopoznanych osób i niecodziennych sytuacji. Stwierdzam jednak, jak to powiedział jeden z polaków mijanych na szlaku, że odkryłem magiczną granice między alpinizmem a himalaizmem. Wtedy znajdowała się ona w okolicach 6100m n.p.m :evil: Żal trochę szczytu bo np. 2 dni przed nami weszła cała ekipa hiszpańska, która towarzyszyła nam od samego początku. Wchodzili długo bo ponad 13h do szczytu, ale weszli wszyscy włącznie ze starszym małżeństwem, które na początku wyjazdu miało kłopoty zdrowotne... Pech w tym roku mnie prześladuje bo ani Tatry, ani Alpy, ani Lenin i nawet Snowdon nie wpóścili w tym roku.

Co do ciekawych zdarzeń:

Siedzimy sobie np. podczas zejścia w dolnym C2 z Anią i Rabe topiąc śnieg przy dość silnych podmuchach wiatru gdy nagle coś dużego uderza w Anię, która właśnie mieszała jakąś kaszkę. Okazuje się, że to namiot chłopaków z Pl, rozbitych obok nas. Dość szybko oddalał się od obozu. Mimo woli rzuciłem się w pogoń. Zbiegłem z 200m w dół. Kląłem potem bo straciłem sporo sił na wtarganie rozłożonego namiotu z żarciem w środku. Ania cała w kaszce, podobnie plecaki, ale satysfakcja z pomocy była. Liczyłem na piffko od właścicieli namiotu, ale gdy jeden z nich wieczorem przyszedł do jurty w C1 okazało sie, że ma skręconą nogę i starasznie cierpi. Podczas przejścia szczeliny lina owinęła mu się w okół stopy i jakoś tak przez to niefortunnie stanął, że tak skończył. Dostał od nas Ketanol zatem i na drugi dzień zjechał na koniu do BC. Ten to miał pecha, ale banan z gęby mu nie schodził. Nawet Marija pytała dlaczego się cieszysz skoro cierpisz... Na imię mu chyba Tomek jest więc jeśli to kiedyś przeczyta to pozdrawiam. Żal mi Cię straszny chłopie było zwłaszcza, że to początek Waszej podróży był. Daj znać jak się skończyła przygoda i czy dotarliście do Chin. 8)


Zdarzyło mnie się też, że gdy pomagając Ani w przerzuceniu plecaka na 2 stronę szczeliny, poleciałem razem z nim. Myślałem, że łatwiej mi to przyjdzie więc nie zdjąłem do tego swojego plecaka, ani kijów czy łapawic. Zwykłe lenistwo i niechęć do ciągłego rozbierania i ubierania się. Lekko mi się strasznie zrobiło gdy zorientowałem się, że garba nie zdołam wyrzucić nie puszczając go, ale na szczęście zdołałem wystarczająco mocno się w ostatniej chwili odbić by wylądować po drugiej stronie.


Po dojścu do C1, smarząc się w słońcu, elegancko przy stoliku z litrowym Naszym Piwem za jedyne 5 baksów, nagle patrzę jak wprost na mnie popierdziela jakiś czarny niedźwiedź :shock: Szok trwał może całe 3 sekundy bo miś okazał się ogromnym czarnym psem, ale widząc go en face wszyscy widzieliśmy niedźwiedzia !!!

_________________
''Video meliora proboque deteriora sequor.''

PIJ ZANIM POCZUJESZ PRAGNIENIE !


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 7:06 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Yanoosh, kurcze - czy ja byłam na tej samej wyprawie? :P
Faktycznie Rafi opowiadał Wasze perypetie kaszkowo-namiotowe, ale zupełnie mi to wyleciało z głowy ;)
Niedźwiedzia za to przestraszłym się równie mocno akcentując to wydarzenie polskimi wulgaryzmami ;)
Kolo ze skręconą kostką był mega sympatyczny :) Jak pomagał rozkładać Ani namiot w C2 i opowiadał o swoich wypadach to naprawdę - miło było posłuchać :)
Nie udało się - ale tak czy siak - ZAJEBISTA WYPRAWA :D

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 7:20 am 
Nowy

Dołączył(a): Cz gru 29, 2011 2:55 pm
Posty: 8
Janusz nam wyrósł na specjalistę od łapania namiotów. Przeczuwa pismo nosem, zanim reszta zdąży się zorientować o co biega. Jakież było moje zdziwienie, gdy grzejąc pupę i piwkując w BC przy otwartych wrotach Janko nagle zrywa się z ławy. Okazało się, że widząc podmuchy wiatru zerwał się łapać namiot, który rozstawiłam do suszenia w drugim końcu obozu. No i właśnie gdy on dopadał wrót, minął nam przed oczami pięknie lecący pomarańczowy namiocik. Ale z Jankowym rajdem po stepie nie miał szans. Dzięki ! Za rzucanie plecakiem też ;)

I dzięki całej ekipie za obecność i pomoc. Z Wami zawsze :)

A Tomek rzeczywiście był mega optymistyczny. Dawno takiego zakręconego wariata nie widziałam :D

_________________
Uśmiech zużywa mniej prądu od żarówki, a daje więcej światła ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 1:08 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
gratuluje zajebistej przygody!!

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 1:27 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 29, 2007 8:31 pm
Posty: 3188
Lokalizacja: Nowy Sącz
Piękna wyprawa. Jakby powiedział mój znajomy "masakra!"

_________________
http://naszczytach.cba.pl/ Aktualizacja 2023 - nowe: Góry Skandynawskie, Taurus w Turscji, Alpy Julijskie, Kamnickie, Ennstalskie, Tatry Bielskie, Murańska Planina, Haligowskie Skały i wiele innych. Zapraszam


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 13, 2013 1:47 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N wrz 11, 2005 1:39 am
Posty: 1740
Lokalizacja: Zamość
Zachwycam się i gratuluję :) Szkoda trochę niezdobytego szczytu, ale i tak przygoda niesamowita :)

_________________
A my zmieniliśmy jawę w sny
Jesteśmy jak rosa, jak pył!
Ukradliśmy siłę gwiazd
I dla nas zatrzymał się czas


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sie 14, 2013 1:08 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 09, 2012 2:17 pm
Posty: 2995
Lokalizacja: Kraków
Wreszcie zebrałem się do przeczytanie tej relacji. Oczywiście na wstępie mimo wszystko zazdroszczę nawet samego pobytu w rejonie samego szczytu. Szkoda, że nie udało się wejść, ale co się odwlecze to nie uciecze. Z reszta sama po reakcji swojego organizmu wiesz, że gdybyście jednak weszli na szczyt, czy nawet zdecydowali na dalszy atak, to nie wiadomo jakby się to mogło skończyć! Góra nie ucieknie a Wy pewnie będziecie jeszcze mieli okazje na nią wejść.

Wyprawa super. Mimo wszystko gratulacje i życzę powodzenia w przyszłości!

zephyr napisał(a):
snail nie musisz pisać relacji. Wystarczy, że wkleisz parę zdjęć

To samo pomyślałem.

_________________
blog.marcinszymkowski.pl

"W warunkach normalnych najwięcej pomaga technika. Natomiast w sytuacjach wyjątkowych najważniejszy jest hart ducha." - Walter Bonatti


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 15, 2013 6:52 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
aina13 napisał(a):
I dzięki całej ekipie za obecność i pomoc. Z Wami zawsze


Wzajemnie Aniu :)

prof.Kiełbasa napisał(a):
gratuluje zajebistej przygody!!


Thx!!!

gouter napisał(a):
Piękna wyprawa. Jakby powiedział mój znajomy "masakra!"


Również dziękuję :)

Elfka napisał(a):
Zachwycam się i gratuluję Szkoda trochę niezdobytego szczytu, ale i tak przygoda niesamowita


Będzie jeszcze kiedyś okazja ;) Dzięki :)

m__s napisał(a):
Wyprawa super. Mimo wszystko gratulacje i życzę powodzenia w przyszłości!


Dzięki :) I wzajemnie :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sie 15, 2013 6:54 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So wrz 17, 2011 5:28 pm
Posty: 1479
Lokalizacja: Kraków NH
Ehhh, ja tam dalej zatkany jestem ;)

_________________
"Ludzie przeważnie nie są źli. Po prostu czasem dają się porwać jakiejś idei"
Moje pstryki


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 32 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL