Mamy początek kwietnia a za oknem sypie śnieg. Postanowiłem więc (w ramach odskoczni od rzeczywistości) sięgnąć w głąb mojej pamięci i opisać po krótce pewną wycieczkę.
Poniżej zamieszczam foto-relacje z tatrzańskiej wyprawy na Krzyżne-Kozi Wierch, którą odbyłem 17 Września 2012.
Tak na prawdę to tego dnia miało paść jedynie Krzyżne, jednak jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dzień wcześniej w ramach aklimatyzacji zrobiliśmy trasę Kuźnice -Giewont - Kasprowy Wierch. Wiadomo było, że trasa na Krzyżne, choćby z racji wysokości tej przełęczy jest bardziej wymagająca pod względem kondycyjnym. Sama przełęcz zawsze wzbudzała we mnie zainteresowanie. Szczególnie widok snującej się coraz wyżej i wyżej ścieżki, widzianej ze Świstówki Roztockiej (pierwszy kontakt wzrokowy nawiązałem 1996:) Jednak nigdy wcześniej nie było mi dane zaatakowanie danej przełęczy z różnych powodów. Jako że mój kompan wyprawy też nigdy nie był na Krzyżnem plan został zaakceptowany.
Razem z moim towarzyszem wyprawy Złotym, wyruszyliśmy z Antałówki równo o wschodzie słońca. Motywacja +100
Dojście do Kuźnic tego poniedziałkowego poranka wydawało się jakieś inne. Ludzi mało, kasa TPN zamknięta a pierwszych turystów napotkaliśmy dopiero w okolicach Skupniów Upłaz. Tatry we Wrześniu zaczynają mi się coraz bardziej podobać.
Pogoda nas nie oszczędza. Braku chmur, wysoka temperatura oraz dobra widoczność, towarzyszy nam przy zbliżaniu się do Hali Gąsienicowej.
Niebawem naszym oczom ukazuje się cel dzisiejszej wyprawy.
Kościelec zawsze kojarzy mi się z ,,modlącą Godzillą"
Murowaniec.
Idąc do Doliny Pańszczycy oglądamy się za siebie. Ciekawie podobny kąt nachylenia Kościelca i Świnicy.
Uff ale gorąco. Długie spodnie to był strzał samobójczy.
Oczko wodne Czerwonego Stawu.
Ciekawie wychylający się Skrajny Granat oraz grań Fajek.
Kiedy ukazuje się nam kawałek Orlej Perci informuje Złotego o możliwości wędrówki poszarpaną granią. W odpowiedzi otrzymałem brak entuzjazmu.
Wraz z wysokością krajobraz przybrał bardziej surowy wymiar.
Niewielkie trudności pod przełęczą.
W końcu osiągamy przełęcz Krzyżne. Widok zapiera dech w piersiach. Siadamy nieco zboku przełęczy i podziwiamy otaczający nas krajobraz.
Najpiękniejszy widok w Tatrach jaki widziałem
Oraz najpiękniejsza pogoda w Tatrach jaką zastałem
Siedzieliśmy tak przez bitą godzinę.
Z racji w miarę dobrego czasu (dochodziła 13), postanawiamy ruszyć w kierunku Granatów.
Po wdrapaniu się na Małą Buczynową Turnie, kolega postanawia odpuścić dalszą wędrówkę Orlą Percią. Pstrykamy kilka zdjęć, dzielimy szlugi i ruszamy w przeciwnych kierunkach.
W kierunku Granatów.
Na słoneczniej stronie szlaku idzie się naprawdę przyjemnie.
Po ciemnej i śliskiej stronie mocy. Przyznam się, że miałem zachwianie równowagi w dolnej części tego trawersu spowodowane dekoncetracją
Dobrze że był łańcuch.
Ponownie na słońcu.
Ze Złotym jestem umówiony w D5SP więc nie ma czasu na wylegiwanie się na pościeli Jasińskiego. Następnym razem obowiązkowo
Drabinka w okolicy Orlej Baszty.
Za drabinką musiałem uważać na licznie turlająco/spadające kamienie. Szczególnie na podejściu Granackiej Przełęczy. Następnym razem zabiorę tu kask. Dobrze że było pusto na łańcuchach, ponieważ grupa ludzi która schodziła, nie wykazywała się zbytnio wyobraźnią.
Słońce przesuwa się ku zachodowi co raz wyraźniej oświetlając północne stoki.
Na szlaku.
Panorama spod Skrajnego Granatu.
Pomiędzy Granatami?
Co za widoki
W cieniu po prawej Kominek pod Czarnym Mniszkiem.
Dla mnie to niesamowita przestrzeń.
Powoli zbliżam się do Koziego Wierchu.
Na Kozim Wierchu.
Na Kozim Wierchu jestem po raz drugi. Obserwuje sobie na spokojnie Kozie Czuby wspominając jak to w 2003r schodziłem nimi na Kozią Przełęcz i dalej do Piątki. Mijanie się na tym odcinku pamiętam jako balansowanie na granicy szczęścia/pecha.
Świnica i Tatry Zachodnie w oddali.
Kończy mi się woda, słońce nie pali tak mocno jak wcześniej a złoty pewnie leży już w krzakach po kilku piwach. Pora schodzić.
Śmiało mogę powiedzieć, że był to mój najlepszy jak do tej pory dzień spędzony w Tatrach. Zarówno ze względu na wymagającą acz urokliwą trasę, poprzez wspaniałą pogodę, kończąc na doborowym towarzystwie.