Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://forum.turystyka-gorska.pl/

Maggness czyli Wyprawa w Nieznane
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=13793
Strona 1 z 1

Autor:  grubyilysy [ N lip 29, 2012 6:06 pm ]
Tytuł:  Maggness czyli Wyprawa w Nieznane

Maggness czyli Wyprawa w Nieznane (czyli na Halę Gąsiennicową)


Jako tata mam ten obowiązek, by z wyjazdu w góry coś dzieciom przywieźć. Nic w tym chyba dziwnego, że pierwsze co mnie po wyjeździe w domu wita to radosne "tata wrócił", oraz "jak to dobrze że nic Ci się nie stało"... Znaczy, sorki miałem napisać: "co przywiozłeś?". :-) Dlatego by trochę poudawać "dobrego tatę", staram się chociaż to swoje zadanie zawsze wypełnić i coś z wyjazdu przywieźć.
Na całe szczęście dość często sprawę załatwiają ... Magnesiki. Takie magnesiki na lodówkę co to je sprzedają w schroniskach. Najczęściej jest na nich samo schronisko,
czasem jakaś góra, a największym znanym mi liderem w przemyśle "magnesikarskim" jest Murowaniec, można kupić świstaczka, góralkę, wiewiórkę, misia, w ostateczności także standardowo - schronisko.
Ola zdaje się zorientowała się dość szybko, że "Hala Gąsiennicowa" to coś co jest bardzo dobrym źródłem magnesików wiszących na lodówce i na specjalnie powieszonej w pokoju metalowej tablicy, i tak właśnie powstała ta idea - podczas wakacji - w tym roku nieco oszczędniejszych - odwiedźmy koniecznie Halę Gąsienncową. Oczywiście po to, by się zaopatrzyć w magnesiki. No, czemu nie...?

***

Urlop w tym roku był krótki i oszczędny. Czwartego dnia urlopu późnym wieczorem dojechaliśmy do Zakopanego. Trochę za późno, bo w efekcie poszukiwania taniej kwatery zakończyły się niepowodzeniem. W końcu pakujemy się w czwórkę do okropnie ciasnego pokoju z widokiem wprost na ul. Jagielońską, płacimy za pokój jedyną stówę.... W pokoju łazienka i TV... Znaczy wnęka z ohydną pordzewiałą rurą zakończoną durszlakiem i psującym się kranem nad mikroskopijnym zlewem. TV przez mgłę i "piasek": łapie z trudem trzy programy. Ubikacja w przedpokoju. Jedna na trzy pokoje. Sam kibel bez umywalki. Wielkość pomieszczenia - żeby się pomieścić przychodzi mi spać na podłodze. Właściwie w ten sposób pokryliśmy całą dostępną powierzchnię "kwatery".
Mimowolnie przychodzi na myśl nasz urlop ubiegłoroczny. SalzbugenLand, Alpendorf, siedemdziesiąt cztery metry kwadratowe, dwa duże pokoje, kuchnia, balkon z przepięknym widokiem na góry, cztery duże łóżka, obszerna łazienka z prysznicem, umywalką, luksusowym kibelkiem, pełny zestaw naczyń w kuchni, duży stół...
No! Płaciliśmy więcej, bo 40 Euro, czyli jakieś 170 zł... Czyli całe 70 złotych więcej! Taaaak... Kurort Zakopane...

***

Wstajemy nieśpiesznie, coś koło 7:30. Wyprawa po bułeczki do sklepu. Śniadanko. Mieliśmy wcześniej wątpliwości czy właśnie już tego dnia ruszymy w góry, ale czyste niebo mimo prognoz wątpliwości rozwiewa - idziemy dzisiaj. Bierzemy sprzęt od deszczu, bo prognozy ostrzegają, że ma padać. Bierzemy nosidełko, z pewnym wahaniem i tłumacząc Zosi, że to absolutna ostateczność, że jeśli nie dojdzie sama na Halę Gąsiennicową, to może kupić tylko dwa magnesiki, a Ola będzie mogła kupić trzy. Rzeczy spakowane i ruszamy. Zosia z trudem daje się namówić na górskie buty, zgadzam się by póki co założyła sandałki, a buty założymy jak się zrobi "nierówno". Busy do Kuźnic odjeżdżają sprawnie jak zawsze, jeszcze drobna przerwa na taplanie w wodzie, bilety do Parku Narodowego, zamiana sandałków na górskie buty i oto jesteśmy znów na szlaku...

Obrazek
W stronę Jaworzynki

Po stu metrach zapada decyzja - "odsapka"! O! To mi się podoba! Po licznych wycieczkach z kolegami których muszę zawsze gonić z jęzorem na wierzchu tym razem zapowiada się spokojna wycieczka w góry :-). Prognozy deszczu okazują się mocno, nawet bardzo mocno przesadzone, mijamy lasek i wchodzimy do cokolwiek mi znanej z jakichś pięćdziesięciu przekroczeń tam i z powrotem Doliny Jaworzynki.
- "Odsapka."
Ano pewnie, o tutaj, na ławeczce przy bacówce :-). Mijający nas turyści patrzą chyba trochę niepewnie, bo usiedliśmy przecież na zabytkowej ławeczce, ale co tam. Łyk coli, trochę czekolady i w drogę. Nie idzie nam najlepiej.
- "Ale tutaj dużo ludzi!" - zauważa Ola.
- "Olu, każdy chce kupić magnesik w Murowańcu!"
Ola przez chwilę się zastanawia.
- "To chodźmy szybciej!"
Może nie do końca o to mi chodziło, ale przynajmniej motywacja się trochę poprawi. Słońce zaczyna prażyć niemiłosiernie, zatrzymujemy się na drobne przebranie, Michu żałuje nie zabrał krótkich spodenek. Przechodzimy dolinkę i dochodzimy do stromszego odcinka po kamieniach w lasku. Odsapki są nieco częstsze. Mi tam z tym dobrze. Za laskiem na zakręcie Ola dostrzega skrót. Nieco stromo po skałach wprawdzie, ale krócej.
- "Tata, tutaj jest skrót, mogę?"
Jako nieodpowiedzialny rodzic wyrażam zgodę, proszę tylko, żeby trzymała się skał rękami, bo tak bezpieczniej. Przechodzi stromy skrót bez problemu. Jest wprawdzie nieco stromo, ale jest bez liny, a Ola uważa, że jak jest bez liny, to jest bezpiecznie. Przechodnie patrzą na nieodpowiedzialnego tatę ze zgrozą. Nic to idziemy dalej. Odcinek po rumoszach jest trudny, zwłąszcza dla Zosi, w dodatku wyszliśmy z lasku i słonko mocno przygrzewa główki. Zosia idzie za rączkę z mamą, tak łatwiej. Niestety, większość turystów nas wyprzedza, Ola się bardzo martwić, pocieszam, że na pewno mają w schronisku zapas magnesików i dla nas też coś zostanie.

Dochodzimy do przełęczy stąd już właściwie "z górki". No, kawałek jeszcze trochę pod górkę, ale już nie tak stromo. Jeszcze pół godzinki i jesteśmy w schronisku.
I tutaj popełniam jednak drobny błąd. Nieco zmęczony zajmuję miejsce, po czym wołam dziewczynki do tablicy z magnesikami. Nie zwracam uwagi, że Ola jak to Ola, czymś tam się zaaferowała i w ogóle taty nie słucha. W efekcie przy tablicy z magnesikami jako pierwsza stawia się Zosia. Jest świstak, jest wiewiórka, są góralki, nawet misio! Ale wzrok przykuwa zdecydowanie, przepiękny, biały magnesik z owieczką.
- "To co Zosiu, ten z Owieczką?" - zdejmuję magnesik z tablicy i kładę na blacie przy bufecie Murowańca. I w tym momencie przychodzi Ola.
- "O jesteś - wybieramy magnesiki. O! Zobacz, miś!" - ściągam z górnej tablicy magnesik z niedźwiadkiem - "Bierzemy misia?"
No i teraz spostrzegam, że Ola patrzy na owieczkę. Patrzę na tablicę. No tak, owieczka była jedna.
- "Nie ma już więcej owieczek?" - pytam panią bufetową.
- "Nie ma, godzinę temu sprzedałam przedostatnią".
- "Faktycznie WYJĄTKOWO ŁADNE TE OWIECZKI" - pani bufetowa postanawia chyba dobić Olę. Patrzę na minę Oli. Sprawa wygląda poważnie. Szliśmy taki kawał drogi, magnesiki wprawdzie są, ale teraz jest już jasne, że wszystko mało się liczy, skoro jedyną owieczkę zainkasowała Zosia. Niestety, nie da się owieczki dać Zosi i odebrać. Trudno dobieramy góralkę, dwie koziczki, misia i kwiatuszek. Ola dostaje misia, nie jest wprawdzie tak atrakcyjny jak owieczka, ale zawszeć.

Obrazek
Murowańcowe zdobycze - magnesiki i pomidorowa.


Zjadamy rosołek, pomidorową, ziemniaki z kefirem i powstaje dylemat co by tu jeszcze. Staje na Czarnym Stawie. Na więcej chyba nie będzie naszej ekipy stać. Dzieci dopytują, czy to daleko, mówimy że niedaleko i ruszamy. Pogoda cały czas dopisuje. Szlak jest nieco eksponowany i dość ruchliwy, Ola z mamą idą z przodu, my z Zosią nieco zostajemy nieco częściej "odsapując". Zosia idzie jednak dość szybko, co biorąc pod uwagę uskok po lewej stronie nie wydaje mi się zbyt bezpieczne. Trochę ją czasem koryguję i wołam żeby zwolniła, gdy zdarza mi się zauważać niebezpieczniejsze "układy kamieni".
- "Daleko jeszcze?"
- "Niedaleko."
Przekomarzamy się z Zosią trochę jak w Szreku II. Wkrótce jednak dochodzimy nad Staw i tutaj cieszymy się widokiem i idziemy nad brzeg Stawu pomoczyć nóżki.

Obrazek
Idę popływać.

A tu niespodzianka - po Stawie pływają kaczuszki. Zdejmuję buty moczę nogi, to samo robią dzieci. Z początku moczą ostrożnie, ale potem wchodzą do wody jakby to był jakiś Bałtyk, a nie górski Staw z temperaturą wody niżej 10 stopni. Ciekawskie kaczuszki podpływają i wypatrują co też im się rzuci do jedzenia.
- "Mamy bułkę?" - Pyta Zosia. Pewnie że mamy, zrobiliśmy przecież przed wyjściem kanapki.
- "Zosiu, nie wolno karmić kaczuszek!"
- "A dlaczego?"
- "Bo to... dzikie zwierzęta!" - Wyjaśniam po czym częstuję dzieci kanapkami. Kładę się na kamieniu i kontempluję. Widok znany, widziany dziesiątki razy, ale... ładny. Zosia i Ola oczywiście karmią kaczuszki, chyba przyłącza się do nas więcej ośmielonych naszym karygodnym zachowaniem turystów. Siedzimy tak nad Stawem pewnie prawie godzinę i czas już się zbierać. Jeszcze przed Murowańcem widać, że trudy wycieczki dały się Zosi we znaki. Kroki są coraz mniej pewne, coraz bardziej chwiejne, zaczynam się nieco obawiać. W pewnym momencie niemal w ostatniej chwili krzyczę "uważaj", ostrzegając Zosię przed "przerwą" w szlaku, odpływem wody ze ścian Małego Kościelca, do którego mała Zosia wpadłaby niechybnie obiema nogami. Podejście pod Przełęcz Między Kopami, niby krótkie, ale jakże demotywujące. Ale udaje się z dwiema odsapkami, trochę pomaga widok mijających nas rodzin z dziećmi mniejszymi od Zosi dzielnie dającymi radę na własnych nóżkach.
- "Zosiu, chyba nie będziesz gorsza"? Nie byłą, była bardzo dzielna pokonała kryzys i od przełęczy szła zupełnie równo i bez marudzenia.

Obrazek
Jak można tak męczyć dziecko...

Obrazek
Przystojny?


Obrazek
Daj spokój, zachowuje się niepoważnie...

Niebo tymczasem się trochę zaciągnęło i gdy doszliśmy już na dno Doliny Jaworzynki zaczęło padać. Ucieszyłem się trochę, bo przynajmniej nie na darmo nieśliśmy nasz sprzęt od deszczu! Jeszcze Jaworzynka, mija to dość szybko, bus z Kuźnic i niespodzianka. Znaczy wiedzieliśmy że mamy w Zakopanym dodatkową atrakcję, "Tour the Pologne" ale jednak trochę przykre, że bus dowozi nas do Ronda tylko a dalej na kwaterę przyjdzie nam dymać na piechotkę. No cóż, jednak zdejmuję z pleców Micha nosidełko, Zosia dzisiaj swoje przeszła. Teraz może sobie zasłużenie odpocząć. Jeszcze godzinka i jesteśmy na kwaterze.
I tyle. Musimy się jeszcze spakować na dzień następny, bo w regulaminie na korytarzu stoi napisane "doba do 9:00", lepiej nie drażnić groźnej pani Gaździny. Odjazd umilamy sobie jeszcze wizytą na basenach na Antałówce i tyle.
A magnesiki? No leżą tu i tam, trochę lodówce, trochę na planszy, a trochę leży na parapecie. Generalnie Ola i Zosia mają teraz chyba ważniejsze sprawy na głowie, ale na pewno magnesikami się jeszcze w tym roku zajmą.

Fine

Autor:  Kasia86 [ N lip 29, 2012 7:28 pm ]
Tytuł: 

Świetna relacja :D

Autor:  Zombi [ N lip 29, 2012 7:41 pm ]
Tytuł: 

grubyilysy napisał(a):
- "Ale tutaj dużo ludzi!" - zauważa Ola.
- "Olu, każdy chce kupić magnesik w Murowańcu!"
Ola przez chwilę się zastanawia.
- "To chodźmy szybciej!"
Może nie do końca o to mi chodziło,

:lol: :lol: Fajne!

Autor:  dabo [ Pn lip 30, 2012 5:15 pm ]
Tytuł: 

Po przeczytaniu podtytułu już miałem pominąć, a tu naprawdę świetna relacja!

Autor:  KWAQ9 [ Pn lip 30, 2012 6:41 pm ]
Tytuł: 

Extra sprawa taka wyprawa!!! 8)

Autor:  rogerus72 [ Wt lip 31, 2012 9:25 am ]
Tytuł: 

Świetna, naprawdę świetna relacja. Fajnie sie czytało. Thx.

Ładne pociechy, Zosia ma piękne oczęta.

Autor:  goraka [ Wt lip 31, 2012 11:21 am ]
Tytuł: 

:D Przyłączam się do zachwytów - superancko!

Autor:  prof.Kiełbasa [ Wt lip 31, 2012 1:06 pm ]
Tytuł: 

podoba mi się to :wink:
a pomysł z magnesikami będę stosował również :wink:

Autor:  myszoz [ Wt lip 31, 2012 11:39 pm ]
Tytuł: 

Jakże inna, wspaniała relacja. Dzięki.

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/