To w sumie nie bedzie relacja, tylko skrot (bardzo skrotowy) wrazen z naszego rodzinnego wypadu do Australii, gdzie bylismy az (tylko!) miesiac (koncowka lutego i wieksza czesc marca). Zdecydowanie, miesiac to za malo by cokolwiek zobaczyc w tak wielkim kraju
A wiec tak w skrocie, to... oczywiscie kangury (a tak sobie laza gdziekolwiek, co mnie nieco zszokowalo, bo nie spodziewalam sie, ze az tyle ich zobaczymy, liczylam moze na jednego czy dwa, a tu doslownie setki byly...)
Tu moj synek probuje upolowac kangura na naszym kempingu w okolicach gorek The Grampians:
W ogole to po tym kempingu rozne zwierzeta sie krecily:
Gorki w okolicy malutkie, ale zawsze to cos...
Bywalo niebezpiecznie, jak chociazby wtedy, gdy to ptaszysko porwalo moja kanapke (podchodzily na 1 m i w ogole sie nie baly, a dzioby mialy ostre...)
Oczywiscie, widzielismy troche klasyki, takiej jak np. Dwanascie Apostolow:
Opere w Sydney:
Sydnejowskie Zoo:
Czy Akwarium:
Duzo wrazen dostarczyl nam tez Tree top walk, czyli spacer w koronach drzew:
Ciag dalszy nastapi, ale na razie Fotosik powiedzial mi stop
Fotosik smierdzi!
