Forum portalu turystyka-gorska.pl http://forum.turystyka-gorska.pl/ |
|
Żółty namiot, a w tle Gross_y dwa, część 1 http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=13435 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | marek_2112 [ Pn maja 14, 2012 10:45 pm ] |
Tytuł: | Żółty namiot, a w tle Gross_y dwa, część 1 |
Założenia: 1. czas akcji: 28.04 - 06.05.2012r. 2. uczestnicy: Wiesiek, marek2112 3. plan pierwotny: trekking w masywie Grossvenedigera i przenosiny w Dolomity 4. plan po korekcie: trekking w masywie Grossglocknera, z wejściem granią Studlgrat; przenosiny w masyw Grossvenedigera, wejście na Weisspitze, Grossvenedigera, Rainerhorn, Simonyspitze granią 5. zakwaterowanie: żółty namiot; wyżywienie: przede wszystkim własne, ze wspomaganiem w schronach Realizacja planu (ogólnie) i takie pierdoły...: ad.1 termin wyjazdu musiał być niestety taki ze względu na obowiązki służbowe kolegi; warunki do chodzenia po szlakach bardzo ciężkie, dużo śniegu; oprócz nas z buta chodziło tylko kilka osób w rejonie Grossglocknera; na innych szlakach dojściowych i pomiędzy schroniskami (nieczynnymi) nie spotkaliśmy nawet śladu żywej duszy; w rejonie samego szczytu Grossvenedigera kręciło się dużo skiturowców i był to najrozsądniejszy (najmniej męczący) wybór sposobu poruszenia się; poza tym zwłaszcza w masywie Grossvenedigera leżało dużo śniegu w wyższych partiach (tak powyżej 3000m) gotowego wyjechać... lodowce zasypane śniegiem kompletnie, wszystkie szczeliny były schowane (oprócz jednej na lodowcu Mullwitzkees); wniosek na przyszłość: początek maja to nie jest dobry termin na trekking po Taurach... ![]() ad.2 nasza stała ekipa niestety skurczyła się o tą piękniejszą część, która w momencie otrzymania wiadomość, że w namiocie nie będzie do czego podłączyć suszarki powiedziała zdecydowane NIE ![]() ![]() ad.3 plan pierwotny powstawał na gorąco po ubiegłorocznym wyjeździe w Dolomity i nieudanej próbie wejścia na Grossvenedigera, kiedy to warunki pogodowe skutecznie wygoniły nas po dwóch dniach na dół... ad.4 korekta planu pierwotnego poszła moim zdaniem w bardzo dobrym kierunku; wczesnomajowe Dolomity byłyby dużym niewypałem... z założonych wejść udało się zrobić: Grossglocknera granią Studlgrat, Grossvenedigera, Rainerhorn... na Weisspitze popatrzyliśmy tylko z doliny i przełęczy Wallhorntorl, u podnóża było bardzo duże lawinisko, a na górze czekały równie wielkie masy śniegu gotowe do zjechania... Simonyspitze granią również zaczeka na lepsze warunki pogodowo-śniegowe; torowanie miejscami po pas w śniegu, marna przeważnie około trzydziestometrowa widoczność, padający mokry śnieg, i niepewność co wisi nad głową skutecznie zmusiły nas do odwrotu... ad.5 nasz "żółty namiot" (Marabut Khumbu) spisał się należycie, przetrzymał bez żadnych przecieków dwie nocne ulewy (w tym jedna zamarzającą), w środku dostatecznie dużo miejsca na dwie karimaty i zostawało jeszcze ciut miejsca z boku na szpargały, pod płachtą wejściową spokojnie mieściły się dwa duże plecaki; do tego mieliśmy karimaty Ridgerest Solar (duże po zwinięciu, ale warto było je targać mz) i śpiwór mój Yeti GT II 900 Dry, kolegi Salewa Phantom 3D (przy zamianie nie zauważyliśmy różnicy w komforcie spania przy temperaturze przeważnie około 0 stopni, minimalna jak była to minus 5-6 stopni); muszę jeszcze dodać, że mile zaskoczyły mnie moje Meindle Air Revolution 7.1, pomimo codziennego chodzenia w mokrym śniegu po prostu nie przemokły (a w namiocie nie miały warunków do wyschnięcia); no i była jeszcze kupa niezbędnych biwakowo-szpejowych drobiazgów... za pomoc w skompletowaniu sprzętu chciałbym podziękować załodze SKALNIKA: Sandrze, Gosi, Dawidowi... jeżeli chodzi o jedzenie to posiłek w schronie po trzech-czterech dniach bycia na swoim był boski... skan mapki z naszym przejściem zaznaczonym na fioletowo - rejon Grossglocknera ![]() dzień pierwszy 28.04.2012r. - dojazd wyjazd planowany był na piątkowy wieczór, lecz z przyczyn losowych udało się nam wyjechać dopiero w sobotni poranek o godzinie 4.30; tak, że już na starcie pół doby w plecy... jedziemy przez Wrocław, Monachium, w Austrii nie wjeżdżamy na autostradę i w efekcie na parkingu w Kals-Spottling meldujemy się o godzinie 22.00; tak więc ślimaczenie się po naszych drogach i jazda po zagranicznych zabiera nam 17,5 godziny; podejmujemy decyzję, że namiot rozbijemy przy budce obsługi parkingu z zamiarem zwinięcia go zaraz po pobudce o 5-tej rano; poranek budzi nas śpiewem ptaków i pięknymi kolorami ![]() dzień drugi 29.04.2012r. - Kals ![]() szlak 712 jest zimą zamknięty i idąc nim przekonujemy się, że nie bezpodstawnie; na początku idziemy szutrową drogą, po pewnym czasie droga jest co jakiś czas zasypana lawinami, które schodziły ze zbocza Tschenglkopf; zaczyna się kopanie w mokrym śniegu po kolana, miejscami po pas... nie widać żadnych śladów, żeby ktoś szedł tym szlakiem przed nami... ![]() wchodzimy w piękną dolinę Teischnitzbach, która ciągnie się aż pod próg spadowy lodowca Teischnitzkees; w miejscu gdzie się kończy droga szutrowa, a zaczyna ścieżka robimy przerwą na jedzenie; z kierunku, z którego przyszliśmy pięknie się prezentuje Kendlspitze, z prawej zbocze Bretterspitze w formie wielkiej płyty skalnej... ![]() patrząc do przodu widzimy zarys naszego szlaku z siodełkiem przez które dochodzi się do schroniska; Grossglockner niestety schowany w chmurach... ![]() pada ostatni złocisty żubr, zakładamy raki i ruszamy dalej, trawersując kolejne pola śnieżne; cisza i spokój, przecież nikt normalny tam nie chodzi o tej porze roku; jesteśmy ciut bliżej... ![]() ... i bliżej, z prawej strony widać zaśnieżone zbocze, które nas najbardziej niepokoiło... ale co tam, z lewej widok fascynujący, a do tego zaczyna się trochę rozwiewać mgła ![]() ![]() z tyłu również otwiera się piękny widok... ![]() dochodzimy na wysokość zamkniętego schroniska Plfanghutte, które na tle góry Hohen Guldanoa wygląda jakby skazane na... ![]() jeszcze ostatnie spojrzenie na przebytą drogę... ![]() ...i radość, że już niedaleko za siodełkiem w prawo będzie schronisko; radość była przedwczesna... schronisko było, ale... ostatnie 400m rozkłada nas i zabiera ostatnie siły; na wypłaszczeniu zebrało się dużo śniegu, do tego w rejonie głazów wszystko się zapada, mordęga... ![]() jest godzina grubo po 18tej; szlak, który w lecie przechodzi się w 4,5 godziny nam zabrał x2; co prawda tempa nie forsowaliśmy, do tego ciężkie plecaki, śnieg... ważne, że dotarliśmy do Studlhutte, w nagrodę było piwo... ![]() schron jest pełny (chyba dlatego, że pozostałe okoliczne są jeszcze pozamykane), na korytarzu rozmawiamy z dziewczyną i dwoma chłopakami z Polski, którzy czekają na ewentualne wolne miejsca; przy stołach na zewnątrz siedzi również kilkuosobowa grupa naszych rodaków; rozglądamy się za miejscem do postawienia namiotu; stoi już jeden i dowiadujemy się, że również jest "nasz"; idę na krótką pogawędkę, pożyczam od nich łopatkę lawinową, kopiemy sobie miejsce w ciut większej odległości od schronu... ![]() robimy kolację, gotujemy herbatę do termosów na jutro, zaczyna trochę mrozić, no to w śpiwory czas... ![]() dzień trzeci 30.04.2012r. - Studlhutte ![]() ![]() ![]() ![]() prognoza pogody na dzisiaj zapowiadała z rana dobre warunki, pogarszające się zwłaszcza po południu, z wiatrem i drobnymi opadami; następnego dnia miało być gorzej... wstajemy, jemy, przepakowujemy rzeczy i około siódmej patrzymy na schronisko z góry... ![]() widok z przodu jest zachęcający... ![]() w tym dniu na Studlgrat przed nami poszła ekipa 2 Czechów, 3 Polaków (spotkanych dnia poprzedniego w schronie); razem z nami szła ekipa 4 Polaków i 5 Węgrów... ![]() za to drogą "normalną" wybrała się reszta ludzi ze schroniska, z opowieści znajomych z sąsiedniego namiotu wynikło, że było strasznie.. zero przyjemności w takim tłumie... ![]() dochodzimy do początku grani, szpeimy się, i idziemy dalej tak, żeby wejść na grań maksymalnie wysoko; robimy to w miejscu nieco powyżej widocznych trzech postaci... ![]() z samej grani niestety nie mam zdjęć, lustrzanka ląduje w plecaku na stałe ![]() na grań, nieco niżej niż my planowaliśmy, jako pierwsza wchodzi czwórka Polaków, dzielą się na dwa zespoły; pierwsi idą ciut szybciej i co jakiś czas muszą czekać na drugą dwójkę my podchodzimy ciut wyżej, za Węgrami, którzy zaczynają wchodzić pierwsi; niestety różnie im to idzie i musimy swoje odczekać; na początku wydawało się, że zdążymy wejść na samą grań przed czwórką z Polski, ale gdzie tam... totalna blokada, z góry sypią się kamienie; w tej sytuacji nie było sensu ryzykować, daliśmy sobie na wstrzymanie i czekamy; w międzyczasie jeden z Węgrów stwierdza, że to nie jest szczyt jego marzeń, rezygnuje i zawraca do schroniska; nasza cierpliwość powoli się kończy i decydujemy się na wejście jeszcze bardziej w lewo od Węgrów, tak żeby w efekcie być przed nimi... początek jest bardzo kruchy, prawie wszystko wyjeżdża spod nóg lub zostaje w ręku... powoli nabieramy wysokości... czwórka Polaków jest już na "prowadzeniu" (i tyle ich widzieliśmy), Węgrzy nadal marudzą gdzieś z boku, a my... włazimy w wąski żlebik, który okazuje się, że jest dosyć mocno oblodzony (taki mały lodospadzik)... klniemy, że raki są... w plecaku; pokonanie żlebiku zajmuje nam trochę czasu tak, że na grań wychodzimy ciut za Węgrami, którzy w czwórkę związali się jedną liną i będą nas skutecznie blokować aż do żółtej tablicy ![]() idziemy powoli za Węgrami; Wiesiek przodem, "coś" tam zakłada co jakiś czas do asekuracji; w sumie to do żółtej tablicy bez żadnych większych wrażeń, jak to na grani... przed żółtą tablicą, gdzie Madziary ponownie zaczynają marudzić z wchodzeniem decydujemy się na obejście ich bokiem; udaje się i w wyniku tego przy żółtej tablicy meldujemy się pierwsi; od tej pory idziemy już bez zbędnych przestojów swoim tempem (do schroniska Węgrzy wrócili około 3 godziny za nami); spotykamy jeszcze trójkę rodaków poznanych w poprzedniego dnia w schronisku, decydują się na odwrót stwierdzając, że jest za ciężko, mało czasu a do tego pogoda zaczyna się kiepścić; życzymy sobie powodzenia i dalej w przeciwne strony... samo przejście grani było opisywane wiele razy przez bardziej biegłych w literackiej sztuce i w związku z tym napiszę tylko kilka swoich spostrzeżeń; od żółtej tablicy jest zdecydowanie ciekawiej czyli trudniej ![]() ![]() ![]() ![]() gdzieś koło godziny pierwszej zaczyna coraz bardziej psuć się pogoda; zdecydowanie się ochładza, jest wilgotno, a wiejący coraz mocniej wiatr oszrania nas i wszystko dookoła; jednak z miejsca do którego doszliśmy odwrót w dół byłby już raczej bez sensu... idziemy dalej, mgła gęstnieje, widoczność spada do około 20-30 metrów... w oddali słyszymy głosy, domyślamy się, że są to ludzie stojący na szczycie... dochodzimy do krzyża za jakieś pól godziny, kilkanaście minut przed piętnastą... piździ niemiłosiernie, widoków żadnych; okazujemy żal, że nic nie widać (za jakie grzechy ![]() ![]() ...nakładamy raki i w dół; trochę emocji przy pokonaniu kilku ostatnich zejściowych metrów nad samą przełęczą, strasznie wyślizgana śniegowo-lodowa ścianka, nie ma za bardzo czego się chwycić; jakoś schodzimy na przełęcz, która w opisach jawi się jako "potwór"; na nas zrobiła wrażenie szerokiej na dwie stopy autostrady ![]() jesteśmy zmęczeni, ale równocześnie bardzo zadowoleni, że udało się zrealizować zaplanowane wejście; zostało tylko zejść do naszego namiotu... rozwiązujemy się, lina i czekany lądują na plecaku, uprzęże i szpej pozostają na tyłkach, żeby nie obciążać plecaka; wychodzimy ze schroniska, kawałek szlaku po skałach asekurowany stalową liną pokonujemy w miarę szybko i sprawnie; wchodzimy na lodowiec mgła jest nadal gęsta, nie widać dosłownie nic, wszystko się zlewa w jedną mleczną całość; gdzieś we mgle cały czas słychać ludzi gdzieś tam idących... i tutaj niezbędna i bardzo przydatna okazała się Dakota, bez niej pewnie czekałby nas nieplanowany nocleg w wyższym schronie; lodowiec jest cały przedeptany, w różnych kierunkach przez tabuny ludzi wchodzących i schodzących z Grossa drogą normalną; każdy z nas obiera swoją ścieżkę, którą idziemy na azymut wyznaczany przez GPS; w pewnym momencie przechodząc z jednego wydeptanego śladu na drugi prawa noga zapada mi się po jaja... przebiega myśl "kuźwa znowu skorupa nie wytrzymała i trzeba będzie trochę pobrodzić w głębokim śniegu"; siedzę na śniegu i macham nogą i... nie czuję żadnego oporu śniegu od spodu, po bokach... "ku_wa mać, Wiesiek chyba siedzę na szczelinie" podchodzi ostrożnie Wiesław, upewniam się, że "to" na czym siedzę jest w miarę twarde i się nie zarwie; powoli wyciągam nogę, odtaczam się w bok; jest ok, znaczy twardo; ostrożnie dopełzamy do dziury po nodze, rozgrzebujemy śnieg i ukazuje się... ![]() ... szczelina, szerokość około 1 metra, zlodowaciałe ściany, to co widoczne na głębokość 4-5 metrów, jeszcze niżej pod śnieżno-lodowymi przesklepieniami widać, że musi być głębiej, korytarzyki podchodzą pod skorupę... od miejsca w którym się zapadłem w lewo szczelina zaczynała się w odległości 2 metrów i stopniowo robiła się głębsza; lewa noga stała na twardym mostku, a prawa trafiła w puch, gdybym poszedł z metr w prawo to byłyby problemy i to chyba bardzo duże; tym razem za głupotę i łamanie podstawowych zasad poruszania się po lodowcu nie zapłaciłem; a tyle razy czytało się o tym, między innymi na naszym forum, i to bezpośrednio przed wyjazdem również... mówią, że głupiemu szczęście sprzyja.. więcej nie sprawdzę... i Wam również odradzam taką ruską ruletkę... oczywiście natychmiast się wiążemy, i idziemy dalej, GPS prowadzi; wreszcie pokazuje się Studlhutte; dochodzimy na taras, gdzie witają nas znajomi Polacy; wymieniamy wrażenia z dzisiejszego dnia; są nieco zdziwieni, że przyszliśmy związani liną; po usłyszeniu powodu, robią duże oczy i słyszymy komentarz: wpaść w szczelinę na tym "lodowczyku", przecież to się nie może zdarzyć" życzę wszystkim żeby nikomu się to nie przydarzyło, ale losu nie wolno prowokować my się wiążemy ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() dochodzimy do naszego żółtego namiotu; wszystko jest w należytym porządku; kolacja i do spania dzień czwarty 01.05.2012r. - Studlhutte ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy przeprowadzkę w masyw Grossvenedigera ranek jest dosyć mroźny; jemy coś na śniadanie i zaczynamy marsz w dół; śnieg jest zmrożony, dobrze trzyma raki, z tyłu cały czas towarzyszy nam piękny widok na Grossglocknera... ![]() powoli po śnieżnych polach dochodzimy do schroniska Lucknerhutte, gdzie zdejmujemy raki i przebieramy się, gdyż zdecydowanie zrobiło się cieplej, a śniegu ubyło... ![]() na szlaku już tradycyjnie jest pusto (gdyby tak w Tatrach... ![]() ![]() z tyłu Grossglockner prezentuje się pięknie, a zapowiadali pogodę do d.... ![]() w niższych rejonach doliny Kodnitztal jest wiosna, zaczynają kwitnąć krokusy... ![]() przed Lucknerhausem robimy mały postój, pora na drugie śniadanie i zrzucenie zbędnych ciuchów; słońce grzeje aż za mocno... ![]() krótka narada którędy idziemy do Kals, drogą czy szlakiem górą; za drogą przemawia wygoda i krótszy czas przejścia; dochodzimy do wniosku, że czasu mamy dużo i zaraz w prawo za schroniskiem wchodzimy na szlak wiodący przez Greibichl; oczywiście szlak jest zimą zamknięty, a my jako pierwsi "zakładamy ślad"; z początku jest ostre lecz w sumie nie męczące podejście, podejście stromym zboczem; szlak prowadzi przez las, zaczyna pojawiać się coraz więcej śniegu...; dochodzimy na pierwszą przełączkę, gdzie stoi ławeczka, z której roztacza się piękna panorama... ostatni rzut oka na Grossglocknera... ![]() ...wychodzimy z lasu na alpejskie hale; dalej szlak prowadzi łagodnie raz w górę, raz w dół (zupełnie jakby wędrówka przez bieszczadzkie połoniny, do tego miękka murawa) wprowadzając na wzniesienie Greibichl; znowu jest ławeczka... ![]() ...i przyszlakowy krzyż... ![]() ...a że słońce świeci nadal mocno robimy w tak pięknych okolicznościach przerwę na obiad; rozkładamy również namiot, śpiwory i ciuchy do suszenia... ![]() po odpoczynku ruszamy dalej w kierunku Kals, szlak nadal jest bardzo przyjazny; myślę, że w warunkach letnich bardzo fajna propozycja do przejścia dla starszych osób czy rodziny z dzieciakami; piękne widoki, niezbyt męczące podejście (przy przejściu od Lucknerhaus, od Kals podejście jest mocniejsze i dłuższe przez las), do tego można zrobić wejście szlakiem 42A na Figerhorn, z którego zapewne jest świetna panorama... ![]() ...dochodzimy do lasu i tutaj zaczynają się schody, a bardziej śnieg, coraz więcej śniegu, który zalega lub zszedł z lawinami (ten przynajmniej jest twardy); znowu zaczynamy się topić po kolana... po j... pas ![]() ![]() w dalszej wędrówce towarzyszą nam stacje drogi krzyżowej, musi to być magiczne miejsce w okresie przedwielkanocnym... jest szosa, jeszcze 500 metrów i jesteśmy na parkingu; wreszcie można wyrzucić śmieci z plecaka, niestety na piwo przyjdzie czas jak przejedziemy ![]() nie tracąc zbędnego czasu pakujemy się do auta i jedziemy na parking w Hinterbichl-Frosach; jest godzina szesnasta; niespiesznie robimy solidną obiadokalację, przepakowujemy się... ![]() ...i wyruszamy początkowo szlakiem nr 20, a następnie decydujemy się na szlak nr 26 w kierunku schroniska Eisseehutte; w planie mamy nocleg... obojętnie gdzie po drodze, tak aby tylko znaleźć kawałek płaskiej powierzchni przed zapadnięciem zmroku; to jest to właśnie poczucie niezależności i brak potrzeby dojścia w określone miejsce; ciężko jest targać na plecach namiot i całą resztę, lecz w rezultacie daje to komfort niezależności... ![]() cały czas towarzyszy nam uroczy wieczorny widok na Hinterbichl, Pragraten... ![]() mijamy wodospad, który na mapie oznaczony jest skrótem Wssf. , zaczyna zapadać zmrok i z lekka siąpić deszcz; wchodzimy na półkę ponad wodospadem, gdzie znajduje się kawałek trawiastego i płaskiego miejsca, na którym rozbijamy namiot... zaczyna padać coraz mocniej, jeszcze tylko kolacja z niezastąpioną "słodką chwilą" i idziemy spać; życie jest piękne... jutro będzie równie ciężko... ![]() część druga relacji z trekkingu w Wysokich Taurach, z masywu Grossvenedigera jest tutaj: http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... 505ed16fd8 |
Autor: | zephyr [ Wt maja 15, 2012 7:48 am ] |
Tytuł: | |
z niecierpliwością czekam na opis wyprawy no i dużoooo zdjęć ![]() |
Autor: | matragona [ Wt maja 15, 2012 5:21 pm ] |
Tytuł: | |
Już od kilku dni zerkam za Twoją relacją,zapowiada się ciekawie ![]() |
Autor: | marek_2112 [ Śr maja 16, 2012 10:51 pm ] |
Tytuł: | |
matragona napisał(a): zapowiada się
opis "częściowo" dodany ![]() |
Autor: | zephyr [ Cz maja 17, 2012 6:34 am ] |
Tytuł: | |
ciekawie mieliście na Glocku ![]() ![]() ![]() Czekam na cd bo dalsza część mnie bardziej interesuje ![]() |
Autor: | PrT [ Cz maja 17, 2012 8:59 am ] |
Tytuł: | |
Dobrze się zapowiada Marku... czekamy na więcej... ![]() A tak żeby się do czegoś przyebać... marek_2112 napisał(a): ![]() Stawać na linie i to w rakach? ![]() |
Autor: | marek_2112 [ Cz maja 17, 2012 12:28 pm ] |
Tytuł: | |
zephyr napisał(a): ciekawie mieliście na Glocku zawsze to urozmaicenie, za to Venediger nam wynagrodził, al o tym później... ![]() zephyr napisał(a): Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem polecam zephyr napisał(a): Miałeś nieźle szczęścia. następnym razem już nie powiem "sprawdzam" ![]() PrT napisał(a): Stawać na linie i to w rakach?
... fakt, niewybaczalne, pewnie wiatr podwiał... pozdr ![]() |
Autor: | semow [ Cz maja 17, 2012 12:32 pm ] |
Tytuł: | |
No ciekawe ![]() |
Autor: | marek_2112 [ Cz maja 17, 2012 12:40 pm ] |
Tytuł: | |
semow napisał(a): a droga na parking pod Lucknerhaus przejezdna była?
z wymiany zdań z Polakami w Erzherzog-Johann-Hutte wiem, że zostawili samochód na parkingu przy Lucknerhaus; myśmy do Kals szli górą, szlakiem nr 42, ale o tym będzie... ![]() |
Autor: | matragona [ Cz maja 17, 2012 4:33 pm ] |
Tytuł: | |
zephyr napisał(a): Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem .
Ja też,drogą normalną w tłumny wolny weekend już nie...dwa razy już tam byłam w długi weekend,za tym drugim,jak weszliśmy na szczyt pogoda przepędziła 70% pretendentów do wejścia na górę..i dlatego źle nie było ![]() ![]() Czekam na ciąg dalszy.. ![]() |
Autor: | Luiza [ Cz maja 17, 2012 4:39 pm ] |
Tytuł: | |
matragona napisał(a): zephyr napisał(a): Następnym razem jak tam pójdę to też Studlgratem . Ja też Ja też ![]() ![]() |
Autor: | marek_2112 [ Pt maja 18, 2012 6:35 am ] |
Tytuł: | |
matragona napisał(a): pogoda przepędziła 70% pretendentów my byliśmy sami, i pewnie tak byłoby przez następną godzinę; co z tego jak wiało niemiłosiernie, a widoków zero ![]() Luiza napisał(a): Ja też Laughing Wink
no to oblężenie Studlgratu się zapowiada ![]() |
Autor: | don [ Pt maja 18, 2012 4:58 pm ] |
Tytuł: | |
marek_2112 napisał(a): my się wiążemy a Wy
my też. I radzimy to wszystkim. Przecież to nie boli. |
Autor: | marek_2112 [ So maja 19, 2012 7:05 pm ] |
Tytuł: | |
don napisał(a): Przecież to nie boli.
święte słowa ![]() |
Autor: | amazonka [ N maja 20, 2012 12:19 am ] |
Tytuł: | |
mi sie też marzy Grań Studli ![]() mam nadzieję że uda się w tym roku ![]() |
Autor: | marek_2112 [ N maja 20, 2012 3:18 pm ] |
Tytuł: | |
amazonka napisał(a): mam nadzieję że uda się w tym roku
widząc Twoje doświadczenie nawet nie mam wątpliwości ![]() dobrej pogody życzę ![]() |
Autor: | semow [ Pn maja 21, 2012 9:27 am ] |
Tytuł: | |
jeszcze pytanie odnośnie grani: jest sens brać mechaniki? asekurowaliście coś na sztywno? |
Autor: | marek_2112 [ Pn maja 21, 2012 11:23 am ] |
Tytuł: | |
semow napisał(a): jest sens brać mechaniki?
nie ma... używaliśmy taśm i dosłownie w kilku miejscach kości, do tego w trudniejszych miejscach jest dużo wklejonych ringów ![]() |
Autor: | semow [ Pn maja 21, 2012 11:43 am ] |
Tytuł: | |
no to te kości do przemyślenia, dzięki |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |