Dlaczego na deser?
Bo na pierwsze danie był Breithorn w 14 osób, danie główne –Mont Blanc , i po zrealizowaniu tych planów został nam weekend z hakiem.
No więc moja samochodowa ekipka,ja , Elka Koniczynka, Kuba zwany Kupstajnem i Maciek, po sprawdzeniu prognozy pogody ruszyła z Chamonix spowrotem przez Tunel MB do Włoch.
Dla części z nas było to trzecie podejście do Brenty.Rok temu w BożoCielny weekend odpuściliśmy bo kolejka była jeszcze nieczynna, a przy opcji zrobić drogę w jeden dzień szkoda się wypalać na 1000 m podejściu. W tym roku zaplanowaliśmy 4-dniowy treking w Brencie, Boże Ciało wypadło później ale…..liny były pod śniegiem i musieliśmy przenieść się do….Cortiny. No więc na deser.
Ktoś gdzieś kiedyś polecał w necie camping Parco Adamello w Carisolo, niedaleko Madonny di Campiglio.Camping prowadzi Polka-przesympatyczna pani Barbara.Przyjeżdżamy tam ,( po problemach z akumulatorem,i z włoską policją , która zatrzymała nas na rutynową kontrolę, ale jak Maciek otworzył bagażnik żeby znaleźc dokumenty i wyleciały stamtąd skarpetki-kazano nam jechać dalej) jakoś o północy.Szybkie rozbijanie namiotu, śpimy.Pobudka zaplanowana na 7.00 nie wypaliła, nikt nie ustawił budzika.Potrzebowaliśmy odespać poprzednie wojaże.
Jakoś grubo po 10tej jesteśmy pod kolejką Cabinovia del Groste.Kupujemy bilety po 11 Euro i jedziemy w górę.Prognozy mamy dobre, widoki również.
Lajtowo, bo jak deser to deser, idziemy drogą Benini-pierwszym etapem Via delle Bochette.Po drodze wspominamy nasz czerwcowy tu pobyt.Jak wchodziliśmy we mgle nie w tą ścianę. Jak błądziliśmy na lodowcu? którego teraz nie ma.Jak nas burza pogoniła spowrotem do stacji kolejki…..A teraz całkiem inna bajka…
Większość drogi Benini to łatwe, nieubezpieczone, aczkolwiek miejscami eksponowane podejścia żwirowymi ścieżkami. Nasze lajtowe tempo i deserowe założenie pozwalają się nam zmieścić w turystycznym czasie-4 godziny.Za to napawamy się widokami.I za to powoli podchodzą chmurki, które przysłaniają nam widoki.I robią się coraz gęstsze.Tak gęste że każdy widzi swoje widmo Brocken.Nawet udaje nam się zrobić zbiorowe zdjęcie tego zjawiska
Bochette Alte nie powala na kolana.Więcej ubezpieczeń, dużo drabinek, dużo ekspozycji ale ogólnie łatwo.
W pewnym momencie słyszymy coś podobnego do dalekiego grzmotu.Ale optymistycznie ustalamy że to samolot. W końcu co chwilę coś nad nami leci.Maciek się nudzi….
Chmury, coraz gęstsze zasłaniają nam widoki.Jest dobrze po południu. Zaczyna kropić. Nic to. Ale zaraz potem zaczyna grzmieć!! I zamiast letniego deszczyku chmury oferują nam gradowe kulki.Zrobiło się niedeserowo. Maciek się już nawet nie nudzi..Zaczynamy przyspieszać.Byle znależć jakiś okap i się schować.Na szczęście dość szybko znajdujemy niezłą grotę z Francuzem w środku , już nieźle zadomowionym. Mata, śpiworek, on tu będzie spał.Usadawiamy się koło niego, dziewczyny dostają miejsce na macie.Gadamy z nim po angielsku o ferratach.Miło mija burzyczka.
Mata niestety była pompowana, na ostrym dolomitowym żwirku szybko zaczęło z niej uchodzić powietrze.No więc ratujemy Francuza czym się da, oddajemy mu nasze wszystkie plasterki na obtarcia.No w końcu same się nie pchałyśmy na matę, sam nas zaprosił.Burza przechodzi., daję Francuzowi moje ostatnie Prince Polo na osłodę życia(czytaj spania na kamieniach) i ruszamy dalej.
Nie mamy zarezerwowanych nocegów bo wyszliśmy z założenia że idziemy dokąd się da . Każdy czołówkę ma w plecaku..Droga zrobiła się śliska i trzeba uważać.Kubie i Elce stają włosy pod kaskiem-powietrze jest naelektryzowane.Ale drugiej burzy już nie ma.I wychodzi słońce.I znowu mamy widoki:
Nadchodzi zmrok.Jesteśmy na końcówce Bochette Alte.I schronisko Alimonta mamy już rzut beretem.
Schodzimy.Kuba idzie zapytać o noclegi.Są!!!!!! Ostatnie 4 miejsca!!Co prawda zostajemy rozkwaterowani w różnych pokojach ale nie musimy iść dalej.Nie musimy tracić wysokości.
Dzień drugi to Via Centrale i zejście. Pogódka piękna, widoki ekstra.Przepiękna Campanile Bassa z kilkoma ekipkami wspinaczy zmusza nas do dłuższego postoju celem podziwiania-dla jednych krajobrazu, dla innych technik wspinaczkowych.Turnia ma chyba z 1000 m pionowej ściany.Aparat tego niestety nie obejmie.Ale robi wrażenie.Większe niż 3 Cimy na pewno.
Po drabinkach, na łańcuchach i po lodowcach kończy się nasza Via delle Bochette.Schodzimy spod Rifugio Tosa w dół.Nie chce się nam zaglądać do schroniska, po drodze mamy jeszcze dwa-w Brentari robimy następną przerwę na kawę.Z kawą –albo z jej wielkością –mamy w okienku problemy.Kelnerka woła ……Polaka, który tu pracuje i uświadamia nas że polska kawa to Caffe Americano.A nie doppio ani grande.W każdym razie dostajemy dolewę goącej wody gratis.
Schodzimy na dół do Valasinelli. I znowu mamy wspomnienia.Bo przecież w czerwcu tędy schodziliśmy ze schroniska Tuccett.Tyle że wtedy doszliśmy do niego zwykłym szlakiem.
Z Valasinneli asfaltem , ale szybko łapiemy stopa i szybko docieramy na parking pod kolejką.Autkiem na camping.Pakujemy namiot, i rzeczy do naszego Volkswagena Vallota i wracamy do domu……..
|