Ten ostatni szczyt WKT chciałam potraktować wyjątkowo. Wirtualnie i mentalnie krążyły co najmniej 2 drogi,ale lato minęło,plany się zmieniały i nie wyszło. Pomyślałam,że skoro tam taka kruszyzna to w zasadzie dlaczego nie zimą? Opcja Ławką Dubkego wydawała się nawet przy dobrych warunkach ryzykowna,gdyż na ławce,która jest całkowicie przysypana ciężko o jakąkolwiek asekuracje. Ale z tego co wyśledziłam walczono tam tydzień temu..
http://wyprawy.net/d2383_posrednia_gran.html.
Inną bezpieczniejszą (przy odpowiednich warunkach) opcją wydawało się podejście od Staroleśnej doliny żlebem wprost na Pośrednią przełęcz (pierwsze wejście A.Martin).Mieliśmy jechać w 3jke ale Natali obowiązki służbowe nie pozwoliły. Udaliśmy się tam z Michałem 2 tygodnie temu.Na szczęście dwucyfrowy mróz zelżał wraz z wysokością. Żleb okazał się całkiem łatwy i nachylony dużo mniej niż się spodziewałam. Aczkolwiek dłużył się niemiłosiernie i śnieg nie należał do idealnych,na przemian sypki ,zapadający się to znów betonowaty. Początkowo zaczynam torować i wpadając po kolana mozolnie napieram,ale gdzieś przed mniej więcej połową najzwyczajniej wysiadam. Dalej prowadzi Michał. Na przełęczy jesteśmy późno,ok 14.00,masakra..Spoglądamy na grań Pośredniej- wygląda kosmicznie,podchodzimy bliżej. Na Ławce w dole biała nienaruszona pierzyna puchowa,na trawersie do ujścia drogi normalnej omijającej Małą PG sypko i niepewnie. Nie ma szans w tych warunkach zrobić cokolwiek przed zmrokiem,robimy popas i spadamy szybko w dół.
Niby parcia nigdy na WKT nie było,ale już po 13stym Staroleśnym (nota bene w przepięknej pogodzie i doborowym towarzystwie
Jck Tetmajerem)to udzieliło mi się coś na zasadzie „miejmy to już za sobą”.Wygrała ostatecznie możliwa do realizacji wersja zimowa,-żleb Stilla. Warunki wydawały się być lepsze (lawinowa I na SK do południa),wystawa żlebu niezbyt nasłoneczniona,no może mróz mógłby być mniejszy..Skład znowu miał być ten sam,ale tym razem Mpika dopadło jakieś choróbsko. Zostałyśmy więc same z Natalą. O 6 rano w niedzielę jesteśmy pod żlebem,trochę nam schodzi ze szpejeniem,co chwile grzejemy zmarznięte dłonie. Podchodzi do nas mały lisek,siada przy plecaku i patrzy na nas prosząco. Dostaje mu się Principolo na odczepnego.
Przy podejściu dotykają nas pierwsze promienie słońca,jest miło i pięknie. Wszystko robi się czerwone,dla takich chwil warto trochę pomarznąć.
Pod progiem okazuje się,że nie ma na nim zbyt dużo śniegu. Widoczne są 2 ringi zjazdowe. Wykorzystujemy je do założenia stanowisk. Natala prowadzi pierwszy fragment progu,a potem żeby już nie kombinować ze sprzętem ja idę na kolejne jego piętro. Końcówka okazuje się być dość stroma i czujna,na skale nad progiem są szczeliny idealne na stanowisko z friendów (2,3),co też robię i ściągam Natalke. Martwię się tylko,że przy zejściu nie będzie wesoło skoro tu nie ma nic do zjazdu,a nawet repa nie ma gdzie zostawić. Od razu dostrzegamy stromy żleb po lewej stronie progu (patrząc z góry),tam chyba latem płynie jakiś wodospad? Widać delikatnie ślady ludzkie a więc w razie W jest do przejścia.
Dalej mamy wydeptane ślady,szczerze mówiąc,byłam pewna że już ktoś z forum zbierających zimową koronę (chyba Wykrzyknik?) nam tu ładnie poprzecierał dzień wcześniej. Żleb się kręci i wije,zmieniamy się co jakiś czas. Nachylenie wydaje się być dość spore,a na pewno większe niż w tym żlebie ze Staroleśnej doliny. Na wszelki wypadek tam gdzie sie da w skale zakładamy przeloty.
Wreszcie o 11 stajemy na Ciemniastym Przechodzie. Śniadanko,łyk herbaty i dalej w górę już po stronie Staroleśnej doliny.Dochodzimy do pierwszego żeberka. Po przewinięciu się przez półeczkę skalną widzimy dalej ślady do góry. Ruszamy z nadzieją że to już niedaleko. Ale na górze ukazuje się nam kolejny trawersik i kolejne żeberko...teraz śladów i opcji jest więcej,chyba każdy próbuje tu po swojemu. Nachylenie jest spore i grzeje słóńce,więc śnieg już rozmemłany,wolimy zatem opcje ze skałkami. Dochodzimy do kopuły kamiennej,ja już jestem pewna że to szczyt,a tu za winklem kolejny żlebik do góry,nożesz ku..rka wodna..Słońce parzy po plecach,człowiek ledwo zipie bo przecież ubrany warstwowo na ten mróz,a tu jeszcze..W rezultacie po 13 stajemy na szczycie. Co tu dużo gadać,michy się cieszą,widoki bajkowe,zero wiatru, słóńce,zima...ech to jest to!
Biorąc jednak pod uwagę fakt że w Stillu raczej większość drogi trzeba będzie schodzić tyłem,a więc czasowo trochę zejdzie, nie rozsiadamy się zbytnio na szczycie. Końcówka drogi silnie nas pobudziła,dosłownie w połowie żlebu Stilla gaśnie nam powoli światło...dosłownie i astronomicznie. Zapada jak najbardziej naturalny zmrok...i moja czołówka zaczyna podejrzanie migotać..Świeci zielone światełko a więc bateria słaba. Jestem totalnie wkurzona,zawsze w plecaku nosze zapasowe baterie,ale teraz przekonana że wymieniłam je podczas ostatniej wycieczki,nie kupiłam nowych i zostawiłam tamte..Mimo wszystko zimą używa się czołówke dłużej,poranne podejście,powrót doliną,no i ten cholerny mróz,miały prawo się wyczerpać. Na razie jednak jeszcze świeci,postanawiamy zaoszczędzić baterie ile się da. Natala schodzi pierwsza na długość liny,ja czekam ze zgaszoną czołówką,po czym świece i schodzę do niej,wolimy trzymać się starych śladów,które są wygodnymi stopniami i dobrym drogowskazem. Wreszcie docieramy w okolice progu,ale jeszcze nad nim przypadkowo odkrywamy na skale w środku żlebu ring z łańcuchem,postanawiamy go wykorzystać i jak najszybciej dostać się do progu. Na szczęscie baterie jeszcze dają rade,to kluczowy odcinek,nie chciałabym żeby teraz akurat siadły..stoje w ciemnościach przy ringu i czekam aż Natala skończy zjazd..Ciemno jak w Mordorze,potężna ściana z boku zasłania księżyc,w tej niesamowitej ciszy słyszę tylko bicie swojego serca. Obmyślam po kolei wszystkie czynności,żeby nie nadwyrężąć baterii kiedy znowu włączę czołówkę. Przy progu troche dywagujemy,jedna na pewno zejdzie do ringa z asekuracją z góry ,gorzej na drugiego,jesteśmy już zmęczone. Decydujemy się na na zejście opatrzonym wcześniej żlebikiem omijającym próg. Dzięki temu szybko dostajemy się do punktu wyjścia.Zdejmując sprzęt w blasku księżyca widzimy znowu tego samego liska,znowu nas obserwuje. Wybuchamy śmiechem na jego widok,ale niestety nie mamy już nic do jedzenia,jesteśmy trochę przemarznięte,głodne i spragnione. Termos pusty a resztki soku w butelce zamarzły na kość. Lecimy szybko do auta czując w dolinie siarczysty mróz na policzkach,które do dziś czerwienią się jak buraki
I tak mi zeszło prawie 7 lat..
1.Pierwszy był Gerlach przez Wielicka Próbę w 2005,piękny wrześniowy dzień- z przewodnikiem. Przegonił nas na sznurku bez żadnego postoju,sama droga mi się nie podobała,ale na szczycie patrząc na giganty tatrzańskie bardzo zapragnęłam je zdobyć.
Z Panem G chciałabym się jeszcze spotkać nie raz;)
2.Rysy 3 razy,od polskiej i słowackiej strony latem oraz zimą od słowackiej.
3.Krywań- szlakiem,latem
4.Sławkowski szczyt- szlakiem w zimowych warunkach( w zimowych czy letnich...ta sama mordęga)
5.Wysoka latem przez Pazdury i przełęcz pod Kogutkiem
6.Baranie Rogi w zimowych warunkach normalem z Chaty Teryho
7.Lodowy szczyt latem granią z Kopy Lodowej i zejście Koniem
8.Ganek-w letnich warunkach z przełęczy Gankowej
9.Kieżmarski zimą- granią z Huncowskiej przełęczy
10.Łomnica 3 razy latem:
-ze Skalnatego Plesa
-przez Miedziane Ławki
-granią z Durnego
11.Durny-latem granią z Małego Durnego przy okazji grani na Łomnicę
12.Kończysta w zimowych warunkach Południową granią
13.Staroleśny -w letnich warunkach drogą Tetmajera
14.Pośrednia Grań zimą żlebem Stilla