Nareszcie skompletowałem i poukładałem zdjęcia. Czas na fotorelację.
Plan - Tatry Zachodnie Słowackie, termin - od 25.08. do 01.09.br
DZIEŃ PIERWSZY - przyjazd.
Opis drogi zbyteczny. Lądujemy w Zubercu dosyć wcześnie. Żeby nie marnować czasu wybieramy się do Zvierowki. Dwie Kaśki (koleżanki z pracy) rezygnują z wyjścia do Partyzanckiej Nemocnicy - przejęły się zupełnie niepotrzebnie jakimiś tam pomrukami burzowymi. Ruszam wraz z Pauliną. Trasa to taki fajny lajcik, akurat w sam raz na rozgrzewkę. Na miejscu szpitalik zamknięty, ale przynajmniej poczytaliśmy trochę o wyprawie TOPR-u po partyzantów.
Wieczorem pijemy, kobitki hałasująąąą, oj hałasują...
Zaczyna się nareszcie sedno urlopu.
DZIEŃ DRUGI - SIWY
SAD dowiózł nas do wejścia na szlak w kierunku Białych Skał. Jak wygląda szlak można wywnioskować z opisu Łukasza T. Błotnisty, rozjeżdżony przez traktory zwożące drzewa... Na szczęście dalej jest o niebo lepiej. Białe Skały. Z krzyżem:
Dalej przez las, skałki, itepe, itede... Widoki do tyłu:
Podążamy dalej. Już widać Rzędowe Skały. Piękne formacje skalne, nawet Siwy gdzieś tam majaczy:
Ekipa chcących osiwieć w pełnym składzie (porcelany):
Prowodyrka całej wyprawy:
Główny logistyk:
Rzędowe Skały są naprawdę inspirujące:
Czas na przerwę, czas na Smadnego Mnicha:
Małe zabawy z żelastwem:
Słowacy chyba nie po tej stronie zamieścili złom - trochę dziołchy się namotały przy wejściu:
Szczyt zdobyty, znaleziono jakąś dziurę - chyba to ta Studnia w Siwym Wierchu? Nie jestem pewien:
Schodzimy. Czas posłuchać bicia serca skały:
Dalszy cel - Przełęcz Palenica i zejście do Zuberca. Ale nieeee, ale nieeee. I tu logistyka upadła - gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. A jak pośle trzy baby to już chłopie nie dasz rady... No i nie dałem. Pogoniły mnie dalej. O tam:
No to jazda. Widać Przełęcz, Wierch Zuberec, Małą Brestową i Brestową. Idziemy. Szlak mało wymagający, a wręcz spacerniak. Widoki piękne przy ładnej pogodzie, a pogoda ładna:
Jesteśmy na MB. Widok na Zuberec:
Ruszamy na Brestową:
Brestowa:
I ładne widoki:
I znów szatan posłał trzy baby: Dalej Roger, idziemy na Salatyna!
- Ja Wam dam Salatyna - mówię. Zostawcie coś na następne dni, bo jak tak będziemy ganiać, to w dwa dni całą grań zrobimy. Wysłanniczki piekieł ugięły się pod naporem moich argumentów. Mimo wszystko jednak logistyka już została zakłócona... Skutki wyszły w praniu kilka dni później, ale o tym w następnych doniesieniach...
W związku z wybiciem z gorących damskich głów szatańskich pomysłów mamy chwilę czasu. Zaczęły się wygłupy, w których ja, najbardziej siwy z towarzystwa, wziąłem niestety swój udział, przy "okazji" reklamując zakład pracy:
Szlak też budowaliśmy:
Po tej porcji dzikich zabaw wróciliśmy na Przełecz Palenica i zeszliśmy do Zuberca. Na bro i cytrynówkę. A i na papu.
Papa - c.d. dopiszę po pracy, kierownicy wrócili z terenu i już dwa razy mi tu zaglądali...