Udało mi się namówić brata na wyjechanie w góry.
Ostatni raz był w górach chyba ze mną... 12 lat temu
Trafiło na Krywań - prognozy były przyjazne, wypadał 5 dzień pełni więc zdecydowaliśmy się na nocne wejście, na wschód słońca.
Godz 20:00 - wyjazd z Warszawy, około 2:30 dojezdzamy na parking Tri Studnicky na którym o dziwo - stały już 4 samochody (a myślałem że będziemy pierwsi na Krywaniu). O 3:00 wyruszamy na szlak.
Noc okazała się bardzo jasna - bezchmurne niebo, bardzo jasny księżyc. Przez część szlaku można było teoretycznie iść bez latarek bez obawy potknięcia.
Za to widok bezcenny... Krywań w świetle księżyca wyglądał majestatycznie. Nad nami Krywań, pod nami migoczące światła Słowacji, a w oddali zarys szczytów Nizkich Tatr. Dookoła wszystko oświetlone księżycową poświatą, wydawało się czarno-białe.
Pogoda dopisała, widok bajkowy.
Niestety z nocnego podejścia nie mam żadnych zdjęć (cyfrówka nie ogarnęła długich czasów wyświetleń)
W końcu dotarlismy do połączenia szlaków zielonego z niebieskim, i tutaj zaczęły się problemy.. Po 5 minutach zgubilismy szlak i znalezlismy sie wśród sypkiego piargu, rozejrzeliśmy sie dookoła ale mimo iz bylismy pewni ze idziemy dobrze nie było żadnej scieżki ani oznakowania, decydujemy sie wracac. Schodzenie po sypkim piargu nie nalezy do najprzyjemniejszych, kamienie osypują nam się spod nóg i mialem wrażenie że zlece razem z nimi..
W końcu po 10 minutach kluczenia między skałami trafiliśmy na miejsce z którego ze szlaku. Mieliśmy szczęście bo akurat zaczeło świtać i naszym oczom ukazało się zbawienie - niebieskie oznakowanie szlaku na skałach 10 metrów dalej. W nocy nigdy by nam nie przyszlo do głowy żeby podejść akurat tam.
Stres związany ze zgubieniem szlaku i dosc długie podejscie wyczerpało mojego brata. Nieprzyzwyczajony do górskich trudności na przełęczy pod Krywaniem poddaje się cytuje: "p****le nigdzie wiecej nie wchodze"
o 6:00 rozkładamy sie na przełęczy na sniadanie i czekamy na wschód słońca. Podczas gdy my jestesmy pod górą to na Krywaniu jest juz 10 osobowa grupa z samochodów z parkingu, wchodzili chyba 2 godziny przed nami, bo swiatla ich latarek na Krywaniu widzieliśmy już dużo wczesniej.
Wschód słońca nie rozczarował:
Tatry zachodnie w pierwszych promieniach słońca:
Temperatura spadła chyba poniżej zera, do tego wiał mocny mroźny wiatr. Trżęśliśmy się z zimna, ale trzeba było jeszcze jakoś zejść o 7:00 wyruszylismy w droge powrotna - tym samym szlakiem)
A na zejściu na szlaku czekała na nas kozica:
Następnie już w dziennym świetle szukalismy miejsca gdzie zeszlismy ze szlaku, i w dzien to wyglądało zupełnie inaczej.. pukalismy sie w czolo jacy bylismy glupi i jak to mozliwe ze zeszlismy na piarg.
Słowacja z góry wyglądała zupełnie inaczej niż w nocy

Wraz ze wzrostem temperatury robiło się coraz bardziej pochmurnie tak że godzine po wschodzie słońca, całe niebo było w chmurach.
A oto ciekawe zjawisko - bylismy pewni ze to snieg

:D
Przy zejściu miłamy dosłownie tłumy ludzi którzy patrzą się na nas z niedowierzaniem a rozmowy toczyły się tak
"już wracacie?"
"tak"
"o której wyszliście"
"o 3:00"
"Ło jezu"
Na parkingu bylismy o 10:00
Następnie pojechaliśmy do Popradu gdzie zrobiliśmy zakupy dla swoich dziewczyn. Pamiątki w formie gastryczno-alkoholowej zostaly zakupione.
Na obiad udalismy sie do Popradu na starowke - ul 1maja 10 - lokal Lizecka. POLECAM !!! Zjedlismy dwudaniowy obiad - 2.8 EUR za osobe, nazarlismy sie jak swinie.
W drodze powrotnej Tatry i Słowacja pozegnaly nas pieknym widokiem.
I tak o 19:00 bylem u brata na parkingu...
Ja po 27, mój brat po 40 godzin bez snu.
Trasa Warszawa - Krywan - Krywan zrobiona w 24 godziny.
Wycieczke zaliczam do udanych - mimo iz nie udalo nam sie zdobyc szczytu to i tak bylo warto.