Pierwsza polowa sierpnia mimo zapewnień szpeców od wróżenia z fusów nie była wcale rewelacyjna. W poszukiwaniu lepszej pogody uderzamy (znaczy się moja piękniejsza połowa Alicja i ja) z deszczowych i zimnych Kaszub w deszczowe i ciepłe Tatry. Szybko zorientowaliśmy się, że ambitne plany można spokojnie przełożyć na przyszłość. Nie było sensu raczej pchać się do schronisk, bo prognozy nie były optymistyczne i awaryjnie chcieliśmy mieć furtkę, żeby pozwiedzać coś innego w okolicy w razie niepogody. Ostatecznie zatrzymujemy się w Strbie.
Pierwszy dzień zaczyna się jednak optymistycznie. Pogoda i humory dopisują. Jedziemy ozubnicovą żeleznicą do Szczyrbskiego i zaczynamy podejście żółtym szlakiem w stronę Wodospadu Skok. Szybko zrobiliśmy wysokość pokonując kolejne prożki Doliny Młynickiej. Tymczasem chmury zaczęły stopniowo zasłaniać Grań Baszt a potem i Grań Solisk. Pod przełęczą widoki były praktycznie żadne i grań na północ można było sobie spokojnie podarować. Lekko zniesmaczeni schodzimy na piwo mając nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nami.
Następny ranek przywrócił wiarę – szczyty pięknie oświetlone promieniami słońca. Wychodzimy z Wyżnich Hagów i po 2 godzinach z okładem siedzimy nad Batyżowieckim Stawem. I tu powtórka z rozrywki. Chmury zeszły nisko zasłaniając po kolei Gerlach, Batyżowiecki oraz nasz potencjalny cel. Najśmieszniejsze, że spod Kończystej muszę wycofać się już drugi raz. Kiedy maszerujemy magistralą w stronę Osterwy i zastanawiamy się czy jednak nie odbić w prawo dopada nas gęsty grad. Tak waliło po potylicach, że założenie kasków nie było by przesadą. To ostatecznie rozwiało nasze wątpliwości. Humor poprawił się dopiero przy grogu w Popradzkim.
Nazajutrz zmieniliśmy taktykę i postanowiliśmy udać się w Zachodnie mając nadzieję na lepsze warunki. To był strzał w dziesiątkę. Po przejściu asfaltu w Dolinie Wąskiej uderzamy prosto na Grań Otargańców. Pierwsze 600-700 m deniwelacji to męka – cholernie strome zakosy w lesie. Ale kiedy tylko otworzył się widok ponad drzewami twarzyczki otworzyły się z zachwytu. Takiego morza mgieł nie widziałem w Tatrach nigdy. Gęsta pierzyna kłębiła się nad całym słowackim Niżem.
Grań jest bardzo ciekawa – zdecydowanie jeden z najfajniejszych szlaków Tatr Zachodnich. Piękne widoki na otoczenie Dolin Jamnickiej i Raczkowej, miejscami lajtowa zabawa w skale i pustki na trasie. Spokojnym tempem dochodzimy do Raczkowej Czuby. To chyba jeden z lepszych punktów widokowych TZ. Ciekawie prezentuje się nawet Wysoka, Rysy, Gerlach i Krywań – mimo znacznej od nich odległości. No i całe Tatry Zachodnie.
Schodzimy przez Jarząbczy do Doliny Jamnickiej – szlak prowadzi kruchym, stromym żlebikiem i jest średnio przyjemny. Ale potem już tylko objadanie się pysznymi jagodami i moczenie stóp w lodowatym potoku. Sielsko zakończyliśmy ten dość intensywny dzień.
Szkoda, że nie dało rady ugrać czegoś więcej w Wysokich, ale Otargańce osłodziły nam cały pobyt.
Fotomontaże:
|